17: Dopiero gdy będziesz sobą, ktoś będzie mógł Cię naprawdę pokochać.
Dopiero gdy będziesz Sobą, inni będą mogli Cię naprawdę poznać. A żeby kogoś kochać, trzeba wiedzieć kim jest. Poza tym przecież chyba nie chcesz być kochana za rolę, którą odgrywasz?
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Danse Macabre – Sad Part – no violin” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
17: Dopiero gdy będziesz sobą, ktoś będzie mógł Cię naprawdę pokochać.
Tym razem opowiem o tym, dlaczego będąc miłą, przyzwoitą i sympatyczną – zmniejszasz swoje szanse na miłość.
Co to znaczy “być sobą”?
Każdy z nas jest “jakiś” z natury. Jesteśmy tacy, jacy się urodziliśmy, jacy jesteśmy zakodowani genetycznie. Mamy temperament, predyspozycje, potrzeby, możliwości i ograniczenia. Jedni z nas są bardziej emocjonalni, inni mniej. Jedni lubią szybsze tempo życia, inni wolniejsze. Jedni są bardziej introwertyczni, inni bardziej ekstrawertyczni. Każdy z nas jest nieco inny, większość z nas nie jest skrajnościami. Takich skrajnych introwertyków na przykład, jeśli chodzi o wymiar introwersja-ekstrawersja, na pewno nie ma wielu w społeczeństwie. Większość ludzi jest gdzieś na środku lub bliżej jednego końca, ale nie na samym końcu tej osi.
Jesteśmy “jacyś” z natury, kiedy przychodzimy na świat. Jako bardzo małe dzieci i przez czas kiedy się rozwijamy, żyjemy w zgodzie ze sobą na tyle, na ile pozwalają nam warunki środowiskowe i opiekunowie. Ale kiedy zaczynamy nabywać różne normy wychowania, uczeni jesteśmy różnych zasad społecznych.
Kontrowersyjne według mnie zasady społeczne, które się powtarza dzieciom to:
- masz być grzecznym dzieckiem;
- dzieci nie mają głosu;
- nie wolno się złościć;
- trzeba się dzielić;
- “co sobie ludzie pomyślą”, (powinniśmy dbać o to co, sobie ludzie pomyślą);
- płaczesz – to niepotrzebnie dramatyzujesz, a chłopcy to w ogóle nie powinni płakać;
- należy być miłym dla innych – miłym, grzecznym i uczynnym.
Warto zagłębić się w to, jakie są konsekwencje uczenia tych zasad, jak wielu dorosłych poniosło konsekwencje tego, że byli tych zasad nauczeni jako dzieci.
Grzeczne dziecko
Mówiłam o tym w poprzednich odcinkach. Grzeczne dziecko to takie, które odzywa się na zawołanie, nie ma za bardzo swoich potrzeb, bo potrzeby rodziców są ważniejsze. Grzeczne dziecko podporządkuje się.
“Dzieci głosu nie mają”. To znaczy, że dzieci mają nie wyrażać swoich opinii, nie mówić o swoich potrzebach, nie sprzeciwiać się, nie dyskutować, nie wykłócać. Gdy masz swoje zdanie i ono komuś nie pasuje, to lepiej zamilknij dziecko. A nawet jeśli pasuje to lepiej zachowaj je dla siebie, bo to i tak nikogo nie obchodzi.
“Złość”. Grzeczne dzieci się nie złoszczą i nie powinniśmy się złościć, bo złość to jest coś złego. To nie jest prawda, bo to nie złość jest zła, tylko agresja jest zła. Mogę się wkurzyć i pójść pobiegać dookoła bloku, po czym wrócić i konstruktywnie i asertywnie, czyli z szacunkiem do siebie i innych rozwiązać problem. Wtedy poradziłam sobie z tą złością w sposób, który nie jest agresywny, tylko pokojowy, asertywny. Ale oczywiście mogę się wkurzyć i zdemolować dom, wyzywać ludzi, obrażać wszystkich albo obrazić się na miesiąc i nie odzywać się do innych, z którymi mieszkam pod jednym dachem. Wtedy to nie jest złość, tylko agresja. Nieodzywanie się to agresja bierna.
Nie złość jest problemem i wolno nam się złościć, dlatego że złość pokazuje, kiedy coś się dzieje wbrew nam i kiedy przekraczane są w jakiś sposób nasze granice. Dzięki tej złości wiemy kiedy zareagować. Problem w tym, że często zamiatamy naszą złość pod dywan, nie reagujemy, ponieważ jesteśmy przekonani, że nie powinniśmy czuć złości. Zaczynamy na nią reagować, kiedy jesteśmy do tego zmuszeni, bo tracimy kontrolę. Jest w nas tyle złości, w każdej z sytuacji, nie zareagowaliśmy na naszą złość. Bo przecież nie wolno, prawda? Złość jest ok, bo to jest uczucie. Jest to sygnał dla nas samych, w naszym wnętrzu – inni nie muszą o tym wiedzieć. Agresja nie jest ok, bo jest destrukcją.
“Trzeba się dzielić”. To kolejna zasada, której ciągle uczone są dzieci. Słyszę często takie hasło, powtarzane już przez małe dzieci, że trzeba się dzielić. Jeżeli pójdę do moich sąsiadów i im powiem, że trzeba się dzielić, np. samochodem, albo, że chciałabym zaparkować na ich miejscu parkingowym – przecież trzeba się dzielić. Może oni podzieliliby się ze mną swoimi telefonami i laptopem – to będzie to ok? Trzeba się dzielić, czy nie? Właśnie, ta zasada jest zupełnie do kitu, bo jest zasadą dla dzieci, ale już nie dla dorosłych.
Jeżeli nam się nabijało coś do głowy w dzieciństwie, to potem trzymamy się nieświadomie tego już jako dorośli. Jeśli trzeba się dzielić, to trzeba, jak nie chcesz, to i tak trzeba. Nikogo nie obchodzi, czego chcesz jako dziecko i co czujesz, że nie jest do podziału – bo jest to dla Ciebie ważne i akurat tym nie chcesz się dzielić. Masz ukochanego misia? To nic, nikogo to nie obchodzi, że nie chcesz się dzielić, bo przecież trzeba się dzielić.
Kolejna “fantastyczna zasada”, hasło powtarzane w wielu rodzinach: “Co sobie ludzie pomyślą? Co sobie ludzie pomyślą, że ty tak robisz? Że ty tak wyglądasz?”
Nie należy się wyróżniać. Trzeba być takim samym, szarym, w bardziej szalone dni może trochę granatowym, szaro-czarno-granatowym, zupełnie identycznym jak wszyscy w społeczeństwie. Gdy będziesz się wyróżniać i ubierzesz się na czerwono, to przecież sobie ludzie pomyślą. Oczywiście z tym wyglądem, to jest tylko przykład, bo to, “co sobie ludzie pomyślą”, może być powiązane dosłownie z każdą dziedziną życia. Może być tak, że co sobie ludzie pomyślą jak nie weźmiesz ślubu? Co sobie ludzie pomyślą jak poniesiesz porażkę? Co sobie ludzie pomyślą, jak się rozwiedziesz? Przecież, kurcze przysięgałaś?!
Następna z tych “fantastycznych zasad”, to że nie należy płakać. Dzieci nie powinny płakać, a w ogóle to powinny być zawsze wesołe, nie powinny nawet czuć smutku. Chłopcy to już w ogóle nie powinni płakać, absolutnie nigdy przenigdy, bo to oznacza, że są “mięczakami”. Generalnie, dziecko ma czuć emocje z krańca pozytywnego: radość, zadowolenie, byle nie za bardzo, żeby nikomu nie przeszkadzać zbyt głośnym śmiechem. Natomiast smutku nie może czuć, a rozpaczy i na skutek tego płaczu, to już w ogóle nigdy nie powinno doświadczać.
Na koniec, ta “fantastyczna reguła”, że należy być miłym, grzecznym i uczynnym. Często właśnie taka ma być żona dla swojego męża: miła, grzeczna i uczynna. Ma dbać o dom, ma sprzątać, usługiwać, podstawiać kapcie pod stopy, gotować nie przesoloną zupę, czekać z obiadem, ogarniać wszystko, w tym dzieci. Najlepiej, żeby też pracowała i przynosiła pieniądze do domu, tak, żeby mąż mógł po pracy odpocząć oglądając telewizję. To brzmi głupio, ale naprawdę mnóstwo osób dokładnie takiego wzorca podziału ról damsko-męskich doświadczyło, obserwując swoich rodziców w dzieciństwie. Należy być miłym, grzecznym i uczynnym, niezależnie od tego, co czujesz i czy coś Ci pasi, czy nie pasi.
Wszystkie zasady, które wymieniłam, kolidują z byciem sobą. Jeżeli na przykład czuję, że ktoś mnie krzywdzi i odbiera mi coś, co jest dla mnie ważne, i przykładowo chce ode mnie czegoś, na co ja nie mam siły, chociażby nadgodziny w pracy – a ja mam inne plany, to według zasady, “trzeba być miłym, grzecznym i uczynnym” – odwołuję swoje plany, bo ta osoba tak bardzo prosi. Plany tej osoby nie powinny być ważne bardziej, niż moje plany. Chyba, że jest to sytuacja awaryjna. Ale jeżeli nie, to mam prawo powiedzieć, przepraszam, ale nie wezmę za Ciebie tych nadgodzin, ponieważ mam już zaplanowany dzisiejszy wieczór.
Tłumione emocje
Tak jak wspominałam na początku, jesteśmy “jacyś” z natury. Jednak gdy nie żyjemy w zgodzie ze sobą, tylko w zgodzie z tymi różnymi zasadami, wpojonymi nam w dzieciństwie, to za każdym razem, gdy postępujemy wbrew sobie, pojawiają się w nas różne emocje, pojawia się złość, albo żal. Złość na siebie, jeśli robimy coś wbrew sobie, albo złość na innych, gdy inni robią coś wbrew nam. Ale my, ponieważ chcemy być mili, to nie zwracamy innym uwagi, np: “hej, jest mi trochę zimno, może zamknęłabyś okno?” tylko po prostu zaciskamy zęby i cierpimy. Ewentualnie czekamy, aż sami się domyślą. Te emocje pojawiają się w nas, wydaje nam się, że wszystko jest ok, bo byliśmy mili, ale jednak w środku pojawia się “mała złość”. Jeżeli takie sytuacje powtarzają się regularnie, i generują w nas trochę złości, to w rezultacie ta skumulowana złość eksploduje. Stracimy nad nią kontrolę i zachowamy się agresywnie. Wtedy z bycia miłym i uczynnym nici. Ewentualnie będziemy narzekać, zrzędzić, krytykować. Będziemy właściwie niemili, może toksyczni. To są konsekwencje nie bycia sobą, nie podążania za swoimi emocjami i nie stawiania granic tam, gdzie czujemy, że powinniśmy te granice postawić. Oczywiście granice stawiamy w sposób asertywny, czyli z szacunkiem do siebie i innych. Jeśli natomiast granic nie stawiamy i gdzieś w głębi cierpimy, a inni w dodatku o tym nie wiedzą, to można powiedzieć, że nie szanujemy siebie samych. Kiedy stracimy kontrolę nad naszymi emocjami i będziemy się na innych wyżywać, to wtedy nie szanujemy innych.
Zasady są piękne, naprawdę, że trzeba być miłym, uczynnym, dobrym i wesołym, i uśmiechniętym. Jeśli jednak ktoś zanadto będzie za nimi podążał, czyli dokładnie tak, jak go nauczono w dzieciństwie, to skutki dla tej osoby i dla jej relacji z innymi ludźmi, mogą być opłakane. Nie można długotrwale, bezkarnie deptać swoich potrzeb.
Kiedy nie jesteśmy sobą, to zmniejszamy swoje szanse na miłość. Jeśli jestem miła, przyzwoita i sympatyczna to zmniejszam swoje szanse na miłość. Chodzi tu o to, że jeśli jestem miła i sympatyczna, ale nie w zgodzie ze sobą. Nie chodzi o to, żeby nigdy nie być miłym dla innych – chodzi o to, żeby być miłym, kiedy czuję, że to jest czas na bycie miłym. Natomiast jeżeli ktoś mi robi świństwa, a ja mimo to próbuję być miła, zamiast powiedzieć temu człowiekowi: “Hola, hola, na to się nie zgadzam” – na pewno poczuję wtedy negatywne emocje.
W tym momencie, mogę być miła wbrew sobie, wbrew temu, co w ogóle czuję w tej sytuacji, wbrew temu, jaka autentycznie jestem gdzieś tam w środku. Będę miła w zgodzie z zasadami, których nauczono mnie w dzieciństwie. Tu pojawia się sprzeczność. Moja natura koliduje z zasadami, których mnie nauczono. Po to potrzebujemy emocji – informują nas o tym, że coś jest nie tak.
Jeśli przeginam ze stosowaniem się do tych zasad, bo bardzo w nie wierzę, wierzę w ich sens, to wtedy, tworząc jakiekolwiek relacje z ludźmi, staram się być miła, niezależnie od tego, co ci ludzie wyprawiają. Jeżeli robią świństwa, są chamscy, wredni, nieuczciwi, nie szanują mnie, zapominają o mnie, olewają mnie w jakiś sposób, a ja nadal próbuję być miła – bo tak należy – to nie dość, że robię to wbrew sobie i kotłuje się we mnie mnóstwo emocji, a ja nadal jestem miła, to jeszcze w dodatku pokazuję tym ludziom, że mają prawo tak mnie traktować. Oczywiście nie należy tego postrzegać w sposób czarno-biały, czyli z bycia miłą, przechodzić w kierunku bycia niemiłą, czy wręcz chamską – jak ci ludzie, którzy mnie źle traktują. Chodzi o to, żeby reagować zawsze, nawet kiedy moje emocje są słabo “natężone”. Reagować asertywnie, z szacunkiem do siebie i innych. Jeżeli ktoś pierwszy raz zrobił coś nie tak wobec mnie, chcący czy niechcący – to właściwie moim obowiązkiem wobec mnie samej, jest powiedzieć, że: przepraszam cię, ale na to się nie zgadzam, to mi nie pasuje, może innym razem, dzisiaj jestem zmęczona, nie mam na to ochoty itd.”
Zauważ, że jeśli nie mówisz takich rzeczy, to ludzie nie wiedzą o tym jakie Ty masz potrzeby i jaka jesteś. Jeśli nie mówisz o swoich potrzebach i o swoich granicach, to nie wiadomo czego potrzebujesz, bo nikt się tego nie domyśli. Ludzie nie czytają w myślach. Każdy jest inny i każdy patrzy na świat przez pryzmat siebie samego. W bliskich relacjach warto informować o tym, jacy jesteśmy, i co czujemy w różnych sytuacjach, czego potrzebujemy. Natomiast jeśli chcemy być mili na siłę, to tak, jakbyśmy nie dawali innym szansy na to, żeby nas poznali. Wtedy ludzie nie mogą nas poznać i nie wiedzą, jacy my jesteśmy. Jak ktoś ma Ciebie kochać, jeśli siebie ukrywasz za zasadami, choćby takimi, że masz być miła? Jesteś wtedy w jakiś sposób nieautentyczna, bo jesteś miła, a depczesz swoje potrzeby, gdzieś tam je tłumisz, nie widać Ciebie. Widać zasady które reprezentujesz, bo Cię ich nauczono, ale te zasady nie są Tobą, one są nabyte z zewnątrz i często kolidują z Twoim wnętrzem. Nie dajesz szansy drugiej osobie ciebie poznać. Żeby kogoś kochać, to najpierw trzeba wiedzieć jaki ten ktoś jest.
Dlaczego bycie miłą i przyzwoitą koliduje z byciem kochaną
Ludzie niestety nie doceniają osób, które są miłe i przyzwoite. Jak coś jest podane na tacy, taki człowiek, który jest łatwo dostępny i zgadza się na wszystko, wtedy jest nieatrakcyjny, nieciekawy. Żeby kogoś kochać, trzeba być nim zafascynowanym. Fascynująca możesz być dopiero, kiedy będziesz miała swoje potrzeby, swoje marzenia, swoje cele, swoje dążenia i swoje granice. Czasem być może zaskakujące dla drugiej strony, bo na tym polega bycie fascynującym, że jest się trochę nieodgadnionym. Tak naprawdę, każdy jest trochę nieodgadniony, tylko niektórzy w ramach bycia miłym i uczynnym, udają odgadnionych. Osoby miłe i uczynne, pomagają innym, bo mają być przecież uczynne – nawet kiedy tak naprawdę nie chcą pomagać. Często bywa tak, że pomagają nawet wtedy, gdy ta druga strona nie prosi o pomoc. Wtedy, tak właściwie te osoby miłe i uczynne rzucają się z pomocą, nawet, kiedy być może ta druga strona wcale tej pomocy nie chce.
Zobaczcie, że paradoksalnie, można kogoś wkurzyć taką pomocą i wtrącaniem się w życie tej osoby, ponieważ pomóc tak naprawdę da się tylko komuś, kto tej pomocy chce. Zanim rzucimy się z pomocą, to warto się upewnić, czy ktoś chce, żeby mu pomóc. Jeśli za bardzo się wczuwamy w bycie miłym i uczynnym, pomagamy bez pytania, bo przecież no wiadomo, ktoś może się wstydzić powiedzieć, nie?
Zauważcie, że w takiej osobie, która zawsze jest miła i sympatyczna, przyzwoita – zbiera się coraz więcej żalu, coraz więcej zawiedzionych nadziei, zawiedzionych oczekiwań. Jak ktoś rzuca się z pomocą, to oczekuje od innych, że zrewanżują się, kiedy my będziemy potrzebować pomocy. Często tak się w ogóle nie dzieje, co powoduje, że możemy czuć się naprawdę źle. Może być tak, że im dłużej ta osoba stara się być przyzwoita i sympatyczna, tym mniej sympatii i przyzwoitości ma w sobie dla innych. Może w rezultacie czuć żal do innych, złość, nawet wściekłość. Rozżalonej osobie, takiej przepełnionej wręcz żalem do ludzi, ciężko być w bliskich relacjach. Może być wręcz toksyczna dla innych. Oprócz tego, relacje z innymi dla niej są trudne, bo są dla niej samej toksyczne. Są bardzo męczące, bo ona nie stawia granic, więc cały czas w jakiś sposób musi się poświęcać. Żeby unikać tego poświęcania się i odpocząć – musi unikać ludzi. Następuje paradoks – ktoś, kto poświęca się dla innych, kosztem siebie samego, w rezultacie ma w sobie tyle negatywnych emocji, że jest dla tych ludzi toksyczny.
Co tu począć w takiej sytuacji? Asertywność, oczywiście. Już o tym mówiłam. Asertywność to jest szacunek do siebie i innych. My mamy taki obowiązek wobec siebie samych – reagować, kiedy coś się dzieje wbrew nam. Nawet w drobnym stopniu. Tak, żeby zapobiec kumulowaniu się emocji w nas. Nie awanturuję się, kiedy jestem totalnie wściekła, tylko proszę kogoś, żeby zmienił swoje zachowanie, albo zwracam mu uwagę w miły sposób. Zauważcie, że uwagę można zwrócić także w miły sposób. Mylimy często bycie miłym z uległością. Jeśli rozdzielimy te dwa tematy i będziemy mili, ale nie ulegli, to wtedy właśnie w rezultacie będziemy asertywni.
Życzę Wam bycia sobą w każdej sytuacji. Szacunku do innych i szacunku do siebie. Stawiania granic w miły sposób, po to, żeby ktoś inny mógł Was poznać i w rezultacie pokochać takich, jacy jesteście naprawdę. Nie kogoś, kim zmuszacie się być w ramach realizowania różnych destrukcyjnych “zasad”.
Jeśli czekasz na kolejne odcinki to subskrybuj podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej. Jeśli masz jakiś komentarz, możesz mi to napisać na adres kontakt@pokojwglowie.pl