19: Dlaczego tworzymy takie związki, jakich nie chcemy?
To odcinek o wzorcach związku zakodowanych w naszych głowach, jeszcze w dzieciństwie, oraz o tym- jaki te wzorce mają wpływ na nasze dorosłe życie.
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Night in Venice” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
19: Dlaczego tworzymy takie związki, jakich nie chcemy?
Tym razem opowiem o tym, dlaczego tworzymy związki nie takie, jakie chcemy i które nie są dla nas dobre. Oraz o tym, jak wpłynęła na nasze obecne życie nasza przeszłość, dzieciństwo, związek, jaki zaprezentowali nam rodzice oraz nasze relacje z rodzicami w dzieciństwie.
To, co znane
Jak być może wiecie z wcześniejszych odcinków, to o czym opowiadam w podcaście, to są różne wnioski wynikające z mojej pracy w terapii dorosłych osób. Dzisiaj mam temat, który jest bardzo świeżo przegadany przeze mnie podczas superwizji z supervisorem. Dotyczy tego, dlaczego tworzymy związki, często zupełnie niezgodne z naszymi autentycznymi potrzebami? Takie, które mają się nijak do naszych potrzeb? Takie, które szybko się rozpadają i nas bardzo ranią.
Zacznę od tego, że najbardziej nas pociąga to, co jest znane. Mówiłam wcześniej, że nawet jeśli jest to dla nas toksyczne, to i tak może się wydawać atrakcyjne, bo jest znane. Lepsze znajome piekiełko czy bagno, niż nieznany raj. Dążymy do tego, co jest znane. Jeżeli mamy w naszych wspomnieniach, gdzieś tam głęboko, zakodowany wzorzec destrukcyjnej, nawet toksycznej, czy po prostu nijakiej relacji rodziców, to też często nieświadomie do tego dążymy. Jeżeli mamy zakodowany wzorzec miłości, w którym kochająca osoba jest zupełnie nieobecna w naszym życiu, bardzo zdystansowana emocjonalnie, to będziemy dążyć do tego, żeby to powielać. Nieświadomie oczywiście.
Nieobecny ojciec
Ostatnio zadałam na Instagramie pytanie: Czy w Twoim dzieciństwie ojciec był ważną postacią, czy raczej kimś mentalnie, fizycznie nieobecnym? Takim jakby nie-rodzicem? Wyobraźcie sobie, że 72% osób odpowiedziało, że ojciec był nieobecny, był “nie-rodzicem”. Nie pełnił roli rodzicielskiej, tylko po prostu żył swoim życiem. Zauważcie, że z tego wynika, że te wszystkie osoby, te wszystkie kobiety – córki tych ojców, nie doświadczyły jak się zachowuje zakochany w nich facet. Mało tego, doświadczyły tego, że zakochany facet jest nieobecny, zdystansowany, zamknięty, nie wie o Tobie nic, żyje swoim życiem, ignoruje Twoje potrzeby, traktuje Cię, jakbyś nie była dla niego ważna. To później przekłada się na relacje, jakie tworzymy w dorosłości. Pamiętajmy, że bliskość, wynika z wzajemnej ciekawości. Aby budować bliskość z kimś, musimy interesować się tym, co dzieje się w życiu i głowie tej osoby. To ma być odwzajemnione – druga osoba powinna interesować się tym, co się dzieje u nas. Ktoś zdystansowany, kto żyje swoim życiem i jest mentalnie, emocjonalnie nieobecny, nie jest ciekaw. Wtedy tak naprawdę z automatu nie ma szans na budowanie bliskości z tą osobą. Choćbyśmy nie wiem jak ciekawili się i dążyli do bliskości, to bez wzajemności nic z tego nie wyniknie. Zdystansowany ojciec, jakiego miało 72% osób, które odpowiedziały na moje pytanie, nie był – tak można powiedzieć – bliską osobą. Bliską emocjonalnie.
Zapewne często nie wiedział jakie masz problemy, jakie są imiona Twoich przyjaciółek, co lubisz jeść, czego nie lubisz, jaki jest Twój ulubiony kolor, do czego dążysz? Pewnie czasem nie wiedział nawet do jakiej klasy chodzisz. Pamiętajmy też, że ludzie dopasowują się do siebie wzajemnie, tworząc związek, swoimi schematami w głowach. Taki nieobecny ojciec, który chodził do pracy i często wracał i po prostu oglądał telewizję, albo w ogóle go nie było bo był w delegacjach, lub był tak zapracowany czy zajęty jakimś majsterkowaniem, że nie miał czasu dla nikogo z bliskich. Ten zapracowany ojciec, pasuje do kompatybilnej ze sobą kobiety, która przejmuje nadmiar odpowiedzialności za wszystko. Jeżeli ojciec jest “nie-rodzicem”, to matka musi pełnić rolę i matki i ojca.
We wspomnieniach mnóstwa osób, z którymi rozmawiam podczas terapii to wygląda tak, że ojciec jest nieobecny i zajęty swoimi sprawami lub nieobecny w ogóle fizycznie, a matka opiekuje się dziećmi, domem, często też pracuje. Matka pełni trzy etaty związane z odpowiedzialnością za funkcjonowanie rodziny. Odpowiada i za finanse, i za funkcjonowanie gospodarstwa domowego i za wychowanie dzieci. Natomiast ojciec nie bierze udziału w rodzicielstwie. Często nie bierze udziału w funkcjonowaniu gospodarstwa domowego i przynosi pieniądze. Chyba, że jest to rodzina np. alkoholowa – to nawet tego nie robi. W lepszym przypadku ojciec “nie-rodzic”, pełni funkcję trochę takiego jakby, “bankomatu”, a w gorszym przypadku nie pełni żadnej funkcji.
Depresyjni rodzice
Myślę, że warto tutaj wspomnieć o tym, że te wszystkie matki przeciążone obowiązkami, mające mały dostęp do wiedzy psychologicznej, mające małą świadomość emocjonalną, i nie dające sobie prawa do narzekania, do powiedzenia, że sobie nie radzą, bo to by oznaczało słabość, były depresyjne. Depresyjne z przeciążenia. Być może równie depresyjni byli ojcowie, ale oni z kolei z samotności. Z tego, że byli odsunięci od reszty rodziny i nie wiedzieli, jak do tej rodziny dołączyć. Co zrobić, żeby się stać częścią grupy, tak jak żona.
Współcześni dorośli w bardzo dużym stopniu byli wychowywani właśnie przez takie depresyjne osoby. Depresyjne, samotne, przeciążone. Osoby depresyjne zaprezentowały nam, naszemu pokoleniu, jak tworzyć związek. Związki, które wielu z nas ma zakodowane w głowach, polegają na wspólnym trwaniu, na obojętności, na braku przyjaźni, na braku wspólnych celów. Są bezcelowe albo opierają się na byciu biologicznymi rodzicami tych samych dzieci.
Zobaczcie, że dorośli, dorosłe dzieci, które są właśnie dziećmi z tych związków, mają w głębi siebie zakodowany dokładnie ten obraz. Jeśli tego nie przepracują, to najprawdopodobniej będą brnąć właśnie w ten sam schemat. Nieświadomie. Bo to jest głupie, ale to jest atrakcyjne. Paradoksalnie atrakcyjne, bo właśnie znajome. Dążymy do tego, co jest nam znajome. Jeżeli znajomy jest mi taki związek, to będę do niego dążyć, bo tak mi się wydaje, że właśnie powinien wyglądać związek. Być może świadomie wcale nie chcę tego powielać, ale jednak nieświadomie, często działam sprzecznie z tym, co myślę racjonalnie.
Związki damsko męskie
Co z tego potem wynika? Powiem, co wynika dla kobiet, i co wynika dla mężczyzn.
Kobiety, tak jak wspominałam wcześniej, powielają relację z jednej strony z nieobecnym ojcem, z drugiej sposób funkcjonowania swojej matki. Czyli takie poświęcanie się, bycie męczennicą rodziny, która niby nie oczekuje nic w zamian, działa bezinteresownie. Ale jest też rozgoryczona, pełna żalu. Chciałaby, żeby ktoś okazał jej wdzięczność, ale ponieważ jest tak przepełniona żalem, że często niemiła dla innych, to nikt jej tej wdzięczności nie ma chęci okazywać. Główny problem jest taki, że jest nieasertywna i nie stawia granic. Nie szanuje sama siebie, podejmując działania, które być może będzie czuła, że są dla niej upokarzające, ale i tak to robi, no bo przecież musi. Taka jest rola matki. Tak robiła jej matka, jej babcia, i tak było zawsze.
Przykładowo przed świętami szoruję podłogi, myję ściany, odkurzam, piorę, prasuję, piekę, gotuję przez miesiąc. Jestem totalnie wykończona w Święta, nikt mi zupełnie nie pomaga. Jestem również wściekła. Siadam do Wigilii ostatkiem swoich sił. Jedyne, o czym wtedy marzę, to po prostu iść spać. Ale ponieważ jest Wigilia, a ja się przygotowywałam na to od miesiąca, to nie mogę iść spać. Muszę tam siedzieć, obsługiwać ludzi i radośnie brać udział w rozmowach. Wszyscy są zadowoleni, a ja się czuję tragicznie, więc często mogę reagować złością na wypowiedzi innych osób. Potem, ten sam schemat powtarza się w kolejnym roku, i w następnym, i w następnym. Można tak żyć przez dziesiątki lat. Tak naprawdę często w rodzinie nikt absolutnie tego nie oczekuje, ale ta kobieta co roku się poświęca, daje z siebie wszystko, jest wykończona. Święta zamieniają się w karykaturę. Zamiast być odpoczynkiem i radością, są po prostu jedną z największych męczarni z całego roku. To jest wzorzec, jaki mają w głowach zakodowany kobiety i one w ten sposób funkcjonują w relacjach, które same tworzą w dorosłości. Zaczynają od poświęcania się, od walki o to, żeby zasłużyć na miłość, na szacunek, na aprobatę ze strony tej drugiej osoby. W ogóle na zainteresowanie. Jeśli to nie spotyka się z wdzięcznością, to mogą być pełne żalu. Z automatu są średnio atrakcyjne dla drugiej osoby, z którą próbują stworzyć związek.
Spójrzmy teraz z drugiej strony – ze strony męskiej. Facet, który doświadczył takiego właśnie wzorca, małżeńskiego, patrząc na swoich rodziców, gdzie ojciec jest nieobecny, matka depresyjna i poświęcająca się oraz nieasertywna, nie stawiająca granic i niewymagająca niczego od męża, to zauważcie, że taki wzorzec wydaje się być tragiczną pułapką. Małżeństwo może się wtedy kojarzyć z zakończeniem życia. Trwaniem obok drugiej osoby właściwie nie wiadomo po co, z którą nic nie łączy, bo wzięliśmy ślub. Wszystko, co dobre, kończy się w momencie wejścia w związek małżeński. W sumie nie ma co się dziwić, dlaczego tak wiele osób chce uniknąć ślubu, skoro ma tak straszne skojarzenia.
Myślę, że jedna rzecz liczy się z męskiego punktu widzenia. Ta depresyjna matka zakodowana w głowie to jest osoba, której najprawdopodobniej często nie dało się zwrócić uwagi. Nie dało się jej też stawiać granic, no bo skoro była taka przepełniona żalem i rozgoryczona, to prawdopodobnie na wszelkie zwrócenie jej uwagi czy upomnienie, reagowała nieadekwatnymi, negatywnymi emocjami, być może zalewała się łzami i wzbudzała poczucie winy w innych osobach. Bo się czuła wtedy autentycznie skrzywdzona. Jeżeli mężczyzna doświadczył takiego wzorca, że jak się postawi asertywnie kobiecie granicę, to prowadzi to do jakiejś strasznej katastrofy emocjonalnej, to jak chce postawić granicę nie będzie tego robił wprost. Z tego bierze się często wzorzec, że mężczyzna chcąc wycofać się z relacji, zamiast powiedzieć wprost, “kończymy to”, to tę relację sabotuje, wycofuje się cichaczem, jest coraz dalej. Nawet jeśli nie chce się wycofać, to kiedy ma jakiś problem, to zamyka się w sobie, zaciska zęby i nie mówi nic. Odsuwa się emocjonalnie, na co partnerka reaguje negatywnymi emocjami, próbuje się do niego “dobijać”, co jeszcze pewnie pogarsza sprawę. Wtedy z jego punktu widzenia, ona zachowuje się tak, jak ta matka w dzieciństwie, która była przepełniona żalem i goryczą. To potwierdza w jego głowie, że takie są właśnie kobiety.
Zobaczcie co się stanie, kiedy spotka się kobieta i mężczyzna, którzy w swoich dzieciństwach doświadczyli takiego właśnie wzorca związku o którym opowiadałam. Nieobecny mentalnie lub fizycznie ojciec i przeciążona matka, która pełniła rolę rodzica, obsługiwała gospodarstwo domowe i jeszcze często zarabiała pieniądze. Kobieta się poświęca, mężczyzna czuje się w potrzasku, nie ma prawa do stawiania granic – w jego mniemaniu – więc ich nie stawia. Nie jest asertywny, w związku z tym ma poczucie, że w tej relacji wszystko musi robić wbrew sobie. Wiele rzeczy musi robić wbrew sobie, co oczywiście z dnia na dzień powoduje coraz większą niechęć do bycia w takim związku. Ponieważ nie może asertywnie powiedzieć, że “kończymy to”, oraz nie może asertywnie powiedzieć, że “może poszukajmy rozwiązań w tym i w tym obszarze”, to cichaczem wycofuje się i zaczyna sabotować tę relację, raniąc tę kobietę z którą stworzył związek, lub próbował stworzyć związek. Ona zrozpaczona myśli sobie, że “coś ze mną nie w porządku, że kolejny facet mnie odrzucił”.
Wyjście ze schematu
Bardzo to smutny schemat, smutna historia, ale na szczęście nie jest tak, że nie da się z tego wybrnąć. Optymistyczne jest to, że nie trzeba zmieniać innych ludzi, tylko trzeba zacząć pracę od siebie samej, czy siebie samego. Po pierwsze, to poszukać siebie w ogóle, zastanowić się czego my chcemy od drugiej osoby, od bliskiej relacji? Czym w ogóle chcę, żeby był związek? Jaką on ma pełnić rolę w moim życiu? Po co mi związek? Czemu ja w ogólę chcę być w związku?
Tak naprawdę, myślę, że jeszcze bardziej ważne jest, żeby wiedzieć do czego się w życiu dąży, i ten związek do tego dopasować. Jeżeli płynę do jakiegoś portu, to będzie mi wtedy pasował do związku ktoś, kto płynie w tym samym kierunku, a nie ktoś, kto płynie w kierunku przeciwnym. Jeżeli nie wiem dokąd ja płynę, to będzie tam pasował ktokolwiek. W cudzysłowie pasował, bo to wtedy prawdopodobnie szybko się rozpadnie. Nie da się stworzyć związku z byle kim. Dobrego związku, takiego konstruktywnego.
Tworzymy często byle jakie związki, ale potrzebujemy związków konstruktywnych. Jedno z drugim się nie zgrywa. Żeby stworzyć związek konstruktywny, to trzeba bardzo świadomie podejść do wielu rzeczy, a nie działać z automatu według wzorców, które gdzieś tam mamy w naszych głowach zakodowane jeszcze z dzieciństwa. Które przyswoiliśmy jako dzieci, nie analizując tego racjonalnie z punktu widzenia dorosłej osoby.
Jeśli ktoś chce pozostać w tym temacie, to proponuję odcinek o tym, czy związki mogą być bezcelowe, do posłuchania i poczytania tutaj: 10: Czy związek może być bezcelowy?
Pamiętajcie, że bliskość wynika z wzajemnej ciekawości. To jest najważniejsze. Oraz to, że warto wiedzieć do czego się dąży w życiu. Wtedy będziemy wiedzieli, jaka ma być ta druga osoba, która będzie do nas pasować w naszym życiu jako partner. Tego Wam życzę!
Jeśli chcesz skomentować to pisz proszę na kontakt@pokojwglowie.pl. Zasubskrybujcie też podcast Pokój w głowie w swoich ulubionych aplikacjach podcastowych, aby nie przegapić kolejnych odcinków.