30: Samoocena niska i wysoka
Odcinek 30 jest o samoocenie- czyli o podstawie tego, jak każdy z nas rozegra swoje życie! Opowiadam o tym, co to jest niska samoocena i skąd się bierze. Mówię też o „nadmiernie wysokiej samoocenie” (a tak naprawdę o kompensacji).
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „No Good Layabout” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
30: Samoocena niska i wysoka
W “okrągłym” 30. odcinku, chciałabym powiedzieć o czymś naprawdę bardzo, bardzo ważnym, o samoocenie. Co to w ogóle jest samoocena i jaki ma wpływ na nasze życie?
Jeśli chcemy być szczęśliwi, to dobra ocena jest kluczową sprawą dotyczącą dosłownie każdego obszaru naszego życia. Co to w ogóle jest samoocena. Myślę, że ten temat przewija się przez wcześniejsze odcinki. Mówiłam o tym również w poprzednim odcinku. Samoocena, są to przekonania dotyczące nas samych. Zakodowane gdzieś głęboko w nas. Są to takie przekonania, których my często w ogóle nie jesteśmy świadomi. Takie, które dotyczą naszej wartości, jako człowieka. Mogę o sobie myśleć dobrze, albo mogę o sobie myśleć źle. Mogę o sobie myśleć, że jestem wartościowa, ważna, że zasługuję na miłość. Mogę też o sobie myśleć, że jestem bezwartościowa, nieważna, gorsza, że na tę miłość nie zasługuję. Przekonania negatywne będą niską samooceną. Nisko siebie oceniam, czyli nisko oceniam swoją wartość jako człowieka.
Dzieciństwo
Przekonania wynikają z doświadczeń, które uzbieraliśmy w ciągu życia. A konkretniej mówiąc, te nasze przekonania są wnioskami wynikającymi z tego, czego w życiu doświadczyliśmy już w dzieciństwie. Przede wszystkim w relacji z najbliższymi osobami, czyli głównie rodzicami. Są wnioskami z tego, czego doświadczyliśmy w domu rodzinnym. Jak wyglądały nasze relacje z rodzicami? Jak wyglądało okazywanie miłości? Ile bliskości dostaliśmy jako dzieci? Bo dzieci potrzebują bardzo dużo bliskości i uwagi. Jak wyglądała relacja między pozostałymi członkami rodziny? Między rodzicami? Na ile mieliśmy wsparcia w naszych rodzicach, a na ile kazali nam radzić sobie samodzielnie? Bardzo ważne były komunikaty na nasz temat: jesteś głupi, jesteś mądry. Wszystko tak naprawdę chłonęliśmy jak gąbka jako dzieci. To było oczywiste, że rodzic wie najlepiej co jest dobre, co jest złe, co jest właściwe, co nie jest właściwe. Jeśli rodzic mówi dziecku, że dziecko to jest idiotą, debilem i nie ma żadnej wartości, to myślę, że małe szanse, że dziecko to będzie potem dobrze o sobie myśleć, bez żadnej pracy nad sobą. Prawdopodobnie będzie musiało się jakoś uporać z tymi wspomnieniami. Ale pamiętajmy też, że same komunikaty słowne, to nie wszystko. Można nie używać żadnych niecenzuralnych słów i żadnych obraźliwych określeń, w ogóle nie krzyczeć i nie przejawiać żadnej agresji, a i tak odrzucać dziecko, na przykład totalnie ignorując je i jego potrzeby, nie rozmawiając z nim, nie wiedząc, co u niego się dzieje. Albo narzucając, będąc nadopiekuńczym, co jest też sygnałem, że Ty sobie sam nie poradzisz, bo ja lepiej to zrobię, itd. To jest szereg różnych interakcji, które składają się na jakąś całość, i my jako dzieci podsumowujemy sobie – tak automatycznie w naszych głowach – to, co się dzieje w naszym życiu i wyciągamy wnioski na temat naszej wartości.
Ważne jest jeszcze to, że często, jeżeli czegoś nie rozumiemy jako dzieciaki, to potrzebujemy sobie to sami jakoś wyjaśnić. Oczywiście te wyjaśnienia są na miarę dziecka. Jeśli nikt dorosły nie pomaga nam w tych wyjaśnieniach i jeżeli nie rozumiemy pewnych rzeczy, to przyczyn szukamy w sobie. Ekstremalny przykład: dziecko z domu, gdzie jest stosowana przemoc – takie małe dziecko, które jeszcze nie wie na temat tego, że ta przemoc jest niedozwolona i rodzice nie mają prawa tej przemocy stosować – to takie dziecko potrzebuje sobie wyjaśnić, dlaczego się tak dzieje. Wyjaśnienie będzie takie, że biją mnie bo jestem beznadziejny, gorszy i do niczego, po prostu na to zasługuje. Nie zasłużyłem na to, żeby być lepiej traktowanym. Stosowanie przemocy po to, żeby ktoś był lepszym człowiekiem, to w ogóle jest totalnie idiotyczny pomysł i w ogóle się nie sprawdza, chociaż niektórzy tak uzasadniają dawanie klapsów dziecku. Ja myślę, że przemoc to jest skrajny przejaw braku szacunku, wykorzystywanie swojej siły i przewagi fizycznej po to, żeby kogoś złamać. Złamać człowieka, żeby był posłuszny. Ale tak jak już mówiłam, nie trzeba przemocy, nie trzeba krzyków, żeby dziecko zbudowało sobie niską samoocenę.
Ważne jest jeszcze to, że dzieci często wzorują się na dorosłych, przejmując takie same przekonania, jak mają ci dorośli. Najbliżsi dorośli, czyli rodzice. Jeśli rodzic sam o sobie źle myśli, mówi, że jestem beznadziejny, gorszy, słaby, to właściwie nie będzie mógł pokazać swojemu dziecku tego, jak być silnym, spełnionym człowiekiem. Zadowolonym ze swojego życia i szczęśliwym. Dlatego uważam, że najlepszy czas na zadbanie o szczęście człowieka jest wtedy, kiedy jego rodzice jeszcze są singlami. Bo to jest czas na poznawanie siebie, odkrywanie siebie i pracę nad swoją samooceną. Tak, żeby dobrze o sobie myśleć. Żeby w rezultacie z tą dobrą samooceną wejść w związek, który będzie wtedy o wiele lepszy i na wstępie unikniemy wielu problemów. Jeszcze ważniejsze będzie właśnie w sytuacji rodzicielstwa, gdy będziemy już mieli przepracowane różne rzeczy i będziemy sobie radzili z różnymi rzeczami, i będziemy świadomi, jak sobie poradzić z różnymi problemami. Będziemy w stanie pomóc naszemu dziecku, bo jednak najważniejszy nauczyciel dla dziecka i niekwestionowany autorytet to rodzic. Rodzicielstwo to jest naprawdę przeogromna odpowiedzialność. Chcesz, żeby Twoje dziecko miało dobrą samoocenę, to zadbaj o swoją własną samoocenę.
Niska samoocena
Wracając jeszcze do tego, jaki wpływ na związki, które tworzymy, ma nasza samoocena. To jest tak, że jeśli nie wierzę w siebie, wierzę, że moja wartość jest niska, że jestem gorsza, beznadziejna, lub nie zasługuję na miłość, to działa to w ten sposób, że dopasowuje w jakiś pokrętny sposób relacje z ludźmi do tego, w co głębi wierzę na swój temat. Jeśli wierzę w moją niską wartość, to te relacje najprawdopodobniej będą dopasowane do niskiego poczucia wartości, będą potwierdzały tą niską wartość. Będę akceptować wtedy brak szacunku wobec mnie, łatwe odrzucanie. Będę wchodzić w takie toksyczne relacje, gdzie ktoś będzie stale chciał mnie zmieniać, stale mnie krytykował, być może będzie nawet agresywny. No bo skoro moja wartość jest taka niska, to nie mogę przecież oczekiwać niczego więcej. Moje oczekiwania też muszą być wtedy niskie wobec związku, wobec bliskich relacji i wobec innych ludzi. Pamiętajmy, że nasza samoocena, czy nasze przekonania na temat naszej wartości, które są głęboko w nas, są kluczem do tego, jak my rozgrywamy wszelkie sytuacje naszego życia. Dopasujemy sobie związek, dopasujemy sobie partnera do tych naszych przekonań. Najprawdopodobniej, oczywiście tak nie musi być na 100%, ale jest to bardzo prawdopodobne, że właśnie w ten sposób będziemy działać. Dopasujemy sobie nasz sposób funkcjonowania w związku do tych naszych przekonań. Nawet jeśli partner będzie ok i będzie podchodzić do nas z szacunkiem, i związek mógłby przez to być ok, to kiedy wierzę w swoją małą wartość, uważam, że jestem bezwartościowa, to przez pryzmat tego przekonania, będę postrzegać wszelkie niepewne sytuacje w tej naszej relacji. Jeśli powstanie jakieś niedopowiedzenie, jakaś niejasność, to bardzo prawdopodobne, że ja zamiast dopytać, to sama sobie stworzę wyjaśnienie w mojej głowie, które będzie potwierdzało moją niską wartość. Na przykład, jeśli on się spóźni i nie wyjaśni mi dlaczego, no to wyjaśnienie które mi przyjdzie do głowy, to że mnie nie szanuje, albo że jestem nieważna. Spóźnił się, bo spędzał czas z innymi ludźmi, bo jestem dla niego nieważna. Nie zapytam go, dlaczego się spóźnił. Ale, oczywiście, żeby tutaj nie spychać siebie w żadne skrajności, jeśli wierzę w swoją niską wartość i ktoś się stale spóźnia, nawet, jeśli mu zakomunikowałam, że się z tym źle czuję i proszę, żeby to zmienił, żeby inaczej sobie planował czas, tak, żeby się nie spóźniać, a on nadal będzie się spóźniał, to będę to akceptować mimo, że będę czuła się jeszcze mniej ważna przez takie zachowania, bo to przecież pasuje do mojego przekonania, że jestem nieważna, gorsza i nie zasługuję na miłość.
Wierząc w swoją małą wartość, z jednej strony możemy sobie nadinterpretować neutralne sytuacje, tak, żeby pasowały, komponowały się z naszymi negatywnymi przekonaniami na swój temat. Żeby potwierdzały nam te przekonania. Z drugiej strony, będziemy akceptować brak szacunku, realny brak szacunku, bo komponuje się to z naszymi negatywnymi przekonaniami. Nasze życie, obraca się tak naprawdę dookoła naszych przekonań dotyczących naszej wartości. Zobaczcie jaki ma ogromny wpływ na to, co my w ogóle w swoim życiu zrobimy, zdziałamy, i co osiągniemy. Jeśli bardzo wierzę w to, że nie zasługuję na nic dobrego, to tak naprawdę nie będę miała zbytniej motywacji do tego, żeby dążyć do czegoś dobrego, bo nie wierzę że mi się uda. Wierzę, że i tak schrzanię to, prędzej czy później, że ktoś to być może odbierze, że sobie nie poradzę, nie ogarnę sytuacji. Paradoksalnie, będę się czuła spokojniejsza, do niczego nie dążąc. Będę czuła ulgę, że nie muszę do niczego dążyć, bo to jest ponad moje siły i moje możliwości. Jednocześnie będę się czuła niespełniona i nieszczęśliwa. Pamiętajmy, że rozwój zawsze wiąże się z lękiem, więc żeby się rozwijać i osiągać swoje cele, musimy zaakceptować, że będziemy się bać po drodze.
Wysoka samoocena
Myślę, że warto wspomnieć o czymś bardzo ważnym, jak wysoka samoocena. Bo tu nie chodzi o to, żeby z niskiej samooceny, przejść do wysokiej samooceny, tak jak jest potocznie rozumiana. Z wysoką samooceną, kojarzą nam się ludzie, którzy się wywyższają, pomiatają innymi, deprecjonują innych ludzi, nie szanują innych ludzi. To w ogóle nie jest tak. Wysoka samoocena (ja bym to raczej określiła dobrą samooceną) to jest akceptowanie siebie, lubienie siebie, pozwalanie sobie na to, by się uczyć na błędach. Nie myślenie o sobie w sytuacji porażki, że jestem beznadziejna i w ogóle już nic nie powinnam robić, tylko może, nie wiem, czekać na śmierć. Tylko wyciąganie wniosków z tych porażek, to jest dobra samoocena. Dobra samoocena pozwala na rozwój. Pozwala też na kryzysy i gorsze momenty, na to, żeby się gorzej czuć. Wtedy akceptuję to, że różne negatywne rzeczy dzieją się w moim życiu, ale nie świadczą wtedy o mojej niskiej wartości. Bo to jest naturalne, że nie będą nam się przytrafiały same dobre rzeczy. Natomiast często rozumiemy wysoką samoocenę, jako coś negatywnego, jako nadmiernie wysoką samoocenę. Ale to nie jest tak.
Jak przyjrzycie się ludziom wokół i będziecie mieli w swoim otoczeniu kogoś, kto deprecjonuje innych, pomiata nimi, wywyższa się, wymądrza, to najprawdopodobniej ta osoba wcale nie ma wysokiej samooceny, tylko ma niską samoocenę i kompensuje to sobie wywyższając się. Kompensacja to jest takie działanie na odwrót tego, w co w głębi siebie wierzymy. Jeśli wierzę gdzieś tam w głębi, że jestem beznadziejna i do niczego, to mogę sobie próbować z tym radzić przez kompensację właśnie. Gdybym stale wierzyła, że jestem taka beznadziejna, to po prostu stale leżałabym w łóżku i nic nie robiła, to bardzo ciężka depresja. Natomiast próbujemy radzić sobie z naszymi przekonaniami, i można sobie radzić chociażby przez kompensację. Polegałoby to wtedy na tym, że jeśli uważam, że jestem beznadziejna czy gorsza, do niczego, to udowadniam sobie i przy okazji też innym, że jestem lepsza, ważniejsza, silniejsza od innych. Mogę się wywyższać, wymądrzać, afiszować z drogimi gadżetami. Ludzie, którzy lubią i akceptują siebie, przede wszystkim nie potrzebują niczego udowadniać, i nie potrzebują udowadniać swojej wyższości i lepszości. Możecie mieć pewność, właściwie stuprocentową, że jeżeli ktoś udowadnia, to znaczy, że gdzieś tam w głębi, wcale się dobrze ze sobą nie czuje. Na tym właściwie w dużej mierze też polega narcyzm – na takim stałym udowadnianiu, że nie jestem bezwartościowy. Czy będę wywyższał się ponad innych ludzi, bo mogę spaść na samo dno i okaże się, że nie mam żadnej wartości, jestem nikim. Więc aby być kimś, to muszę być lepszy.
Pytanie, które zapewne większość osób zadałaby, gdybym z Wami rozmawiała na żywo, to:
Jak sobie radzić z niską samooceną?
Otóż, jeden z aspektów, bardzo ważnych, do pracy nad samooceną, to właśnie jest praca nad naszymi przekonaniami. Praca nad przekonaniami dotyczącymi naszej wartości, jako człowieka. Opowiadałam o tym w poprzednim odcinku (posłuchajcie go sobie Tutaj), jest tam dosyć dokładnie opisane co można robić, żeby poznawczo pracować nad naszymi przekonaniami. Chodzi o to, żeby przeanalizować swoją przeszłość i wszystkie wspomnienia, które składają się na nasze przekonania. Bo te przekonania tak naprawdę są wynikiem naszych doświadczeń, serii różnych sytuacji, które dla nas samych świadczyły o naszej wartości. Chodzi o to, żeby z perspektywy dorosłej osoby, przyjrzeć się tym sytuacjom, i nadać im zupełnie inną wartość, niż nadaliśmy jako małe, naiwne dzieci, które nic nie wiedzą o świecie.
Druga opcja pracy nad przekonaniami, równie ważna, to jest praca behawioralna. Może nawet łatwiejsza, bo to śmiało można robić samodzielnie. Myślę, że nie potrzeba do tego terapeuty, który nam pomoże zadać odpowiednie pytania i dostarczy niezbędnych informacji. Praca behawioralna, polega na wychodzeniu ze strefy komfortu i realizowaniu swoich celów mimo lęku. Podkreślam – mimo lęku. Nie czekamy, aż się przestaniemy bać, tylko działamy mimo naszych obaw, bo tak jak wspomniałam wcześniej, właściwie stale o tym mówię, że rozwój odbywa się mimo lęku. Jeśli się czegoś boimy, to znaczy, że jest to dla nas ważne, a nie, że nie powinniśmy tego robić. Właściwie jestem pewna, że każda osoba, która źle o sobie myśli, ma jakieś zaległe sprawy, które potrzebuje, chce rozwiązać, popchnąć naprzód, ale nie robi tego, no bo kiedyś, no bo może, jak przestanę się bać, czekam na właściwy moment, lepszy moment, na jakieś inne życie. Albo w ogóle czekam, aż zacznę żyć. Zastanówcie się, co takiego ważnego chcielibyście zrobić dla Was i rozłóżcie to na bardzo, bardzo drobne kroczki. Na podcele. To będzie taki początek wychodzenia ze strefy komfortu. A po co? Oczywiście to nam daje poczucie sprawczości, poczucie zadowolenia, że poszliśmy naprzód, że wykonaliśmy jakieś działania w zgodzie ze swoimi potrzebami. To jest najważniejsze. Myślę, że to dostarczyć może naprawdę fantastyczne samopoczucie, jeśli idziemy w kierunku ważnym i w dodatku takim, który sobie sami wyznaczyliśmy. Nie takim, który nam ktoś nakazał, na przykład szef albo rodzic, czy partner. Tylko w takim, który sami, absolutnie sami sobie wyznaczyliśmy. Jeżeli gdzieś tam w głębi czujesz, że nienawidzisz swojej pracy, to może zacznij od powiedzenia sobie tego na głos? Wtedy zastanów się co dalej. Postaw sobie cele, rozłóż je na podcele, na naprawdę drobne kroki. Na przykład, takim drobnym krokiem, może być po prostu zrobienie researchu – poszukanie w internecie informacji na temat tego, jakie są oferty, jakie są wymagania, co inni piszą, czego potrzebują w jakiej firmie itd. Jakie są możliwości. Research to nie jest nic strasznego. Nie konfrontujesz się z nikim, nie ma szans na poniesienie porażki właściwie. Zrób research dla siebie, i wtedy uchylasz furtkę do tego, żeby wyjść z tej swojej strefy komfortu i zrobić kolejne kroki. To jest tak naprawdę nie dość, że rozwój i źródło dobrego samopoczucia i poczucia spełnienia, to jeszcze w dodatku fantastyczna praca nad swoją samooceną.
Życzę Ci zatem konstruktywnej pracy nad Twoimi przekonaniami i nad Twoją samooceną, przede wszystkim motywacji, żeby tę pracę podjąć, wiary, że może to dać jakiś rezultat i poczucie zadowolenia ze swojego życia. Życzę Ci spełnienia.
Jeśli masz do mnie jakieś pytania, albo chcesz skomentować to, o czym opowiadałam w tym odcinku podcastu, to pisz proszę na kontakt@pokojwglowie.pl .
Jeśli podobają Ci się moje treści to oceń podcast Pokój w głowie w swojej aplikacji podcastowej. Zasubskrybuj podcast Pokój w głowie, aby nie przegapić kolejnych odcinków.