82: Odejść nie znaczy odpuścić, odpuścić nie znaczy odejść
Odejść i odpuścić to dwie różne sprawy. Mogą iść w parze, ale mogą też następować oddzielnie. Można na przykład odejść, ale mieć nadzieję, że ten ktoś jednak z powrotem pojawi się w naszym życiu, w naszej przyszłości…
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Octoblues” Kevin MacLeod (incompetech.com)Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
82: Odejść nie znaczy odpuścić, odpuścić nie znaczy odejść
Tym razem chciałabym wam opowiedzieć o tym, jaka jest różnica między odpuścić a odejść. Wiem, że ważnym dla was tematem jest odpuszczanie sobie trudnych, toksycznych relacji, takich destrukcyjnych, z których już wiecie, że nic dobrego nie wyniknie, ale jednak coś was w nich często nadal trzyma. Zatem. Zaczynajmy.
Jaka jest różnica: odpuścić i odejść?
O co chodzi z tym odpuścić? Odpuścić to jest jakby puścić kogoś. Wyobraźmy sobie, że trzymacie kogoś za rękę. Kiedy relacja zaczyna się psuć, to trzymacie coraz słabiej. Kiedy jednak czujemy, że właściwie ta ręka się wyślizguje, to zaczynamy ją ściskać mocniej, żeby nie została z naszej własnej dłoni wyrwana. Wtedy ściskamy. Sprężamy się, walczymy. Gdzieś tam w naszej głowie, albo i realnie podejmując jakieś działania.
Natomiast odpuścić to znaczy rozluźnić naszą dłoń, wyluzować się, rozluźnić całą rękę właściwie i niech się dzieje co chce. Puszczam. Weźcie pod uwagę to, że jeśli my puścimy, rozluźniamy naszą dłoń i puścimy tylko kogoś, to to nie jest wcale takie oczywiste, czy on odejdzie z naszego życia, czy nadal w nim będzie. To wcale nie jest takie oczywiste, czy on się w ogóle od nas oddali, bo różnie to bywa – czasami takie puszczenie sprawia, że ktoś się przybliży do nas. Bo da mu to do myślenia. Dlaczego puściłaś?
Dla mnie dzieci są świetnym przykładem, dzieci zawsze są przejaskrawionym przykładem tego, co robią dorośli. Na przykład czasami, kiedy próbuję wyjść z domu i ubrać moje dzieci w ciepłe ciuchy, bo akurat jest zima, to oni w ogóle nie chcą współpracować. Próbuje im założyć na przykład jakieś ciepłe gacie, grube skarpety. Oni w ogóle tego nie chcą zakładać. Sami to już w ogóle nie chcą się ubierać. A jak jeszcze w najgorszym wypadku założę, to zdarza się, że ściągają, ale kiedy mówię, no dobra, no to wy zostańcie na przykład z tatą, a ja idę sama się przejdę. Wtedy nagle wszyscy chcą iść. „Poczekaj mamo, poczekaj, już się ubieram!” Wszyscy ubierają się sami. Ewentualnie im pomagam trochę i wtedy już nie walczę. Ja nie ściskam tej ręki, tylko kiedy puszczę to okazuje się, że oni jednak wcale nie chcą się oddalić. Wcale nie chcą, żebym sobie poszła.
Ale są też przecież takie sytuacje – to już raczej nie w relacji z dziećmi, tylko głównie w relacjach z dorosłymi – kiedy puścimy czyjąś dłoń i ten człowiek rzeczywiście znika. Albo już dawno zniknął, tylko my tak jeszcze mentalnie się go trzymamy. Na przykład ktoś już jest dawno w innym związku, a my cały czas o nim myślimy i mamy nadzieję, że jednak zrozumie i wróci. Wtedy odpuścić, to znaczy poczuć spokój. Zaakceptować, że tego kogoś w przyszłości w naszym życiu nie będzie, a nawet często zaakceptować, że nasze życie w przyszłości bez tego człowieka, może być o wiele lepsze niż wtedy, gdyby on w nim był.
Odpuścić to znaczy pozwolić komuś pójść w swoją stronę i pozwolić sobie pójść w swoim własnym kierunku, w kierunku swojej własnej przeszłości. Nie czekać już, aż on zrozumie, ponieważ zaakceptowałam, że go tam może nie być. Że to nie jest ważne. Że on nie jest ważny. On tak naprawdę nie jest ważny, mi się może wydawać, że jest ważny, bo przeszłość, jakieś sentymenty, albo jakieś moje przekonania, które mi nie pozwalają odpuścić, ale to w ogóle nie chodzi o tego człowieka. Moje przekonania na mój własny temat, że kiedy go odpuszczę, to potwierdza, że nie zasługuje na miłość chociażby.
Odpuściłaś wtedy, kiedy czujesz spokój
Po tym poznasz, że odpuściłaś, gdy czujesz spokój. Gdy myślisz sobie: a właściwie co to za różnica, co on robi, czego nie robi i z kim? Odpuściłaś, kiedy nie zastanawiasz się, czy może już zrozumiał albo co jeszcze mogę zrobić, żeby zrozumiał. Odpuściłaś, kiedy twoja ręka jest rozluźniona. Kiedy ty cała jesteś rozluźniona i czujesz często tak naprawdę ulgę.
Wiecie, nam się czasami wydaje, że ktoś jest tak strasznie ważny w naszym życiu. Mimo, że to była na przykład toksyczna relacja. Wydaje nam się, że ten człowiek, który nas nie chce w ogóle, jest tak strasznie ważny. Kiedy jednak już sami sobie pozwolimy odpuścić, to możemy poczuć ulgę, że odpuściliśmy, że sami podjęliśmy decyzję, że to już starczy i że w ogóle on nam już nie przeszkadza, nie krzywdzi nas, nie niszczy, nie podcina skrzydeł.
Bo na tym przecież polegają toksyczne relacje, że ktoś nam podcina skrzydła. Nie szanuje nas, deprecjonuje nasze emocje, nasze potrzeby. Zauważcie, że odejść to nie znaczy to samo, co odpuścić. Bo można odejść i nie odpuścić, albo można odpuścić i nie odejść. Jaka jest różnica? Może być tak, że odchodzę, rozstaję się z kimś, wywalam go ze swego życia, nawet kasuje wszędzie, na wszystkich mediach społecznościowych, komunikatorach, blokuje maila, ale i tak rozmyślam, że może kiedyś jednak on zrozumie. Może kiedyś jednak dojdzie do tego spotkania i okaże się, że on zrozumie, że on zostawi tą drugą, z którą jest teraz i zrozumie. Porównuję wszystkich innych ludzi do niego i widzę, że oni jednak nie są aż tak wspaniali. To nie jest aż tak idealne połączenie dusz.
Zobaczcie, że wtedy niby człowieka nie ma w moim życiu od jakiegoś czasu, ale on nadal jest. W moich myślach, w moich nadziejach, w mojej przyszłości, tak naprawdę. Prawda? Ja go widzę w swojej przyszłości. Teraz go nie ma, ale myślę sobie, że on pewnie zrozumie i w tej przyszłości będzie, że on wróci. To znaczy, że nie odpuściłam. Nie ma go. Nie ma mnie w jego życiu fizycznie, ale nie odpuściłam. Nie czuję spokoju. Daleko mi do spokoju.
Może być też oczywiście odwrotnie, że nie odeszłam i ktoś nie odszedł, ale odpuszczam. Są przecież takie sytuacje i to wcale nie rzadkie, że ludzie mieszkają ze sobą, ale właściwie to już są tylko współlokatorami, a nawet mniej niż współlokatorami. Bo współlokatorom często zdarza się ze sobą pogadać i zapytać, co słychać. A tym ludziom, którzy są parą – na zewnątrz uchodzą za parę, za małżeństwo – zapytać siebie nawzajem, jak ci minął dzień, w ogóle się nie zdarza. W relacjach takich, nie liczą się potrzeby tej drugiej osoby. Najczęściej jest tak, że jednej osobie zależy jednak, a druga po prostu jest totalnie obojętna. A mało tego, jeszcze często uważa, że wszystko jest w porządku. Nie słucha, bo nie chce słuchać, może nie potrafi, ale najczęściej nie chce. Na propozycje jakiegoś wspólnego rozwiązywania problemów, czy pójścia na terapię, reaguje negatywnie, odmawia, zbywa. Sam też nie szuka rozwiązań. Ludzie ci wtedy niby, że razem, ale tak naprawdę cholernie samotni. No chyba, że ktoś z nich wejdzie oczywiście w jakąś drugą, równoległą relację, romans, albo nawet w kilka naraz. No i zobaczcie, że można odpuścić. Można nie wyprowadzić się, nie rozstać, nie brać rozwodu, a odpuścić po prostu, na ile się da żyć swoim własnym życiem, zrobić sobie plan na przyszłość.
Na przykład dziś nie chcę odchodzić, bo to dzieci, które mają lat 17, więc chcę odejść za rok, bo sobie wyznaczam taki deadline. Albo coś tam innego ich łączy, co by było trudno podzielić. Zrobię sobie Plan na moją przyszłość bez tego człowieka. Jakiś Plan nawet z deadlinem, do kiedy mieszkamy razem i kiedy się wynoszę chociażby, bo nie liczę na to, że on się wyniesie i odpuszczam. Puszczam go. Nie liczę na to, że będzie on w mojej przyszłości. Wtedy też można poczuć ulgę tak naprawdę. Wtedy już się nie przejmuję, czy on liczy się z moimi emocjami, czy mnie zawodzi, czy dotrzymuje słowa, bo ja już nie liczę na niego. Nie mam nadziei, zajmuję się swoim życiem i właściwie tym, co będzie związane z moją przyszłością. Zaczynam iść sama w swoją przyszłość. Buduje sobie fundament pod to, co ma się wydarzyć w tej przyszłości dalej, co chciałabym, żeby się dalej wydarzyło.
Rozglądam się, szukam, może zmieniam pracę, może się rozwijam zawodowo w celu dążenia do zupełnej niezależności finansowej i wolności finansowej. Gdybym była singielką na przykład, bo teraz sobie nie mogłabym na to pozwolić. Kiedy już naprawdę czuję, że odpuściłam, to mogę się zastanowić, co dalej. Czy rozwód, czy rozstanie, czy wyprowadzka, czyja wyprowadzka, czego ja w ogóle chcę? Skoro odpuściłam, to jak to teraz rozegrać strategicznie? Kiedy nie odeszłam, a odpuściłam, to też nie sprawdzam tego drugiego człowieka. Nie śledzę go, nie zaglądam do jego wiadomości.
Nie zastanawiam się, co on robi i z kim. Nie próbuję go kontrolować, ani nakryć na niczym, bo to dla mnie już przestaje być istotne. Poza tym, czuję się często przez to sama upokorzona i jest to dla mnie mega męczące i dla mnie samej właściwie też toksyczne. Tak naprawdę oczywiście łatwiej jest odpuścić sobie kogoś, kiedy go nie widzimy. Kiedy on się nie pojawia, nie przewija ciągle przez nasze życie, nasze myśli, przez nasze pole widzenia, ale zauważcie, że to wcale nie jest konieczne, żeby odpuścić. Nie jest konieczne do odpuszczenia, żeby udawać, że ktoś nie istnieje. Najłatwiej jest odpuścić, kiedy my sami odejdziemy. Ale nawet nie chodzi o takie odejście od tego człowieka w znaczeniu rozstanie, ale odejście – ja już to kiedyś mówiłam we wcześniejszych odcinkach – odejście z tego punktu, w którym teraz jestem.
Bo mogę sobie stać na jakimś rozstaju dróg i trzymać za rękę tego kogoś drugiego i liczyć na to, że uda mi się go pociągnąć i on wybierze tę samą drogę co ja. Ale kiedy odpuszczam, to puszczam jego rękę.
Idę sobie moją drogą
Idę w kierunku mojej przyszłości, w kierunku moich celów, moich marzeń, moich priorytetów. Zauważcie, że bliskie relacje właściwie mają sens tylko wtedy, gdy obu osobom na tym zależy. Gdy ta relacja dla obu osób jest na tyle ważna, by się starać. W dodatku jeszcze mają sens wtedy, gdy ci ludzie mają podobny pomysł na tę relację i na swoje życie i łączy ich ta wspólna droga. Jeśli ja chcę iść swoją drogą i tego człowieka odpuszczam i myślę: dobra, jak on pójdzie w tym drugim kierunku, no to trudno. Akceptuję, że mógłby pójść w innym kierunku. Wtedy czuję spokój, ulgę. Zajmuję się swoimi sprawami i tak jak mówiłam na początku, może się okazać, że on pójdzie razem ze mną, a może się okazać, że on w ogóle ze mną nie pójdzie, tylko na tej mojej drodze spotkam zupełnie innych ludzi. Jest szansa, że jednak spotkam ludzi, którym na mnie będzie zależało o wiele bardziej, niż temu komuś, kogo odpuściłam. Żeby tak nie rozpaczać na tym rozstaju dróg, to lepiej zająć się innymi sprawami.
Pamiętajcie, że nasze emocje wynikają z tego, co my myślimy, więc jak sobie stoję na tym rozstaju i myślę, że jest beznadziejnie, że on mnie nie chce. Jestem taka nieważna, niepotrzebna, niechciana, jestem do niczego, to trudno czuć co innego niż smutek, żal i nastrój depresyjny. Ale kiedy ja pójdę sobie, odpuszczając najpierw, pójdę sobie w swoją drogę, to mam szansę na jakąś ciekawość, na zaciekawienie, co w ogóle tam będzie za rogiem, co będzie dalej, kogo spotkam. Mam szansę na sukcesy, na radość. Mam szansę nauczyć się czegoś nowego. Na nowe porażki oczywiście też mam szansę, ale pamiętajmy, że rozwój nie odbywa się bez popełniania błędów.
Życzę wam zatem, abyście pozwolili sobie odpuścić
Sami sobie pozwolili odpuścić, czyli zaakceptowali, że nie będzie w waszym życiu, w waszej przyszłości kogoś, kto was krzywdzi i nie chce tego zmieniać w ogóle. No i oczywiście wychodząc na dwór pamiętajcie o ciepłych gaciach.
Dziękuję za wysłuchanie tego odcinka. Jeśli masz ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to odszukaj sobie Pokój w głowie na Instagramie lub Facebooku. Zasubskrybuj koniecznie podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków. Pamiętaj, że transkrypcja każdego odcinka znajduje się na stronie pokojwglowie.pl w zakładce podcast.
Teraz czas na wyjście przez sklep z pamiątkami – na stronie pokojwglowie.pl/sklep znajdują się pamiątki związane z treścią podcastu.