6: Perfekcjonizm - część II

Do czego jeszcze prowadzi perfekcjonizm? Często do trudności w nadawaniu priorytetów zadaniom i marnowania czasu na perfekcyjne robienie niepotrzebnych rzeczy lub do „samobiczowania”- kiedy poniesiemy porażkę. Może czasem warto odpuszczać? Może też warto doceniać małe sukcesiki, a nie tylko spektakularne perfekcyjne sukcesy.  

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska

W materiale użyto fragmentów utworu „GLOW”, autor: Scott Buckley
Creative Commons Attribution 4.0 International License
https://www.scottbuckley.com.au/library/glow/

6: Perfekcjonizm - część II

W tym odcinku będę kontynuowała temat perfekcjonizmu (z odcinka 5). 

Powiem między innymi o tym, jak perfekcjonizm wpływa na wybieranie przez nas życiowych priorytetów, oraz jak bardzo przez niego marnujemy czas.

Zakaz popełniania błędów

W poprzednim odcinku opowiadałam o tym, że perfekcjonizm jest to, inaczej mówiąc, zakaz popełniania błędów. Zakaz popełniania błędów w życiu, jest zupełnie nierealistycznym oczekiwaniem od siebie. 

Perfekcjonizm może blokować nasze działania, powoduje, że nasza samoocena zależna jest od innych ludzi, od podziwu z ich strony. Blokuje też nasz rozwój. Perfekcjonizm ma powodować, że będziemy w perfekcyjny sposób realizowali swoje cele, a często w rezultacie nie robimy zupełnie nic.

Kolejną stratą wynikającą z perfekcjonizmu, jest to, że gdy mam założenie, że wszystko muszę robić perfekcyjnie, wtedy z automatu wszystko ląduje na pierwszym miejscu mojej listy priorytetów. Wszystko ma być perfekcyjnie, czyli w każdym zadaniu muszę dać z siebie absolutnie wszystko. Wiadomo, że nie mamy takich możliwości, żeby wszystko było na pierwszym miejscu w hierarchii priorytetów, więc część działań zaniedbujemy, właściwie można powiedzieć że wbrew sobie. Część działań odpuszczamy, a wiele z nich czeka na kiedyś tam, żeby się za nie zabrać. W jednym czasie nie mam możliwości zrobić wszystkiego jak najlepiej i perfekcyjnie.

Jeśli narysuję słynną tabelę, składającą się z 4 kratek (z dwóch kolumn i dwóch wierszy), gdzie są kolumny pilne-niepilne, a wiersze ważne-nieważne, to idąc za podejściem perfekcjonistycznym, wszystko umieszczę jako ważne w tych kratkach, które będą podpisane ważne, czyli pilne-ważne i niepilne-ważne. Najczęściej będę jednak kwalifikowała zadania do ważne i pilne. Natomiast cała reszta tabelki pozostanie pusta. Nie można sprawnie działać zakładając, że wszystko do zrobienia w życiu, jest ważne i pilne. Przecież nie jest tak samo ważne odkurzenie domu, jak np. umówienie się na kontrolne badania lekarskie, czy realizowanie swojej pasji, albo podtrzymywanie kontaktów z ważnymi i bliskimi ludźmi.

Perfekcjonizm powoduje, że wszystko jest priorytetem, wszystko jest na topie, wszystko jest na pierwszym miejscu i wszystko jest ważne i pilne. 

Może z tego wynikać trudność w układaniu planu działania, bo jeśli przykładowo, mam w pracy zadanie, w postaci realizacji jakiegoś projektu, mam też odpisać na maile, i mam w planie spotkanie ze współpracownikami, to wszystko będzie dla mnie na pierwszym miejscu. Bardzo możliwe, że zacznę od odpisywania na maile, na wszystkie maile oczywiście perfekcyjnie, więc pozostałych rzeczy już nie zrobię. Podczas, gdy odpisanie na część z tych maili nic nie zmienia w życiu moim, ani innych ludzi, ani w pracy tej firmy. Wykonanie pozostałych zadań mogłoby dużo zmienić i byłoby krokiem naprzód. Robię zadania, które są krokiem naprzód, tak samo perfekcyjnie, jak zadania, które nie zmieniają absolutnie nic. Perfekcyjnie oczywiście w cudzysłowiu, dlatego, że większości rzeczy nie da się zrobić perfekcyjnie.

Istotne i nieistotne

Znacie coś takiego jak zasada pareto? Mówi nam ona mniej więcej coś takiego: 20% wykonanych przez nas zadań daje nam 80% korzyści. W odniesieniu do celów, jakie mamy do zrealizowania w życiu, liczy się 20% zadań, które wykonujemy, a cała reszta jest nieistotna. Zatem te 20% zadań tak naprawdę, najbardziej zasługuje na to, aby znaleźć się w polu “ważne i pilne”, w naszej tabelce do tworzenia hierarchii priorytetów.

Jeśli klasyfikujemy zadania nie całkiem świadomie, nie wybieramy świadomie tego, ile wysiłku wkładamy w odniesieniu do tego, na ile coś jest ważne, tylko dzieje się to trochę poza naszą kontrolą, to można powiedzieć, że ten perfekcjonizm często odbiera nam kontrolę nad życiem. Idziemy bezmyślnie za perfekcjonizmem, nie zastanawiając się, nie podejmując decyzji. 

Pewnie wielu osobom z perfekcjonistycznym podejściem wydaje się, że przez perfekcjonizm mają większą kontrolę nad swoim życiem. W rzeczywistości jest odwrotnie. Z takim podejściem, nie wychodzimy często poza strefę komfortu, dlatego, że jak już to zrobimy, to miałoby to wg nas wyglądać perfekcyjnie. W takim podejściu nauczenie się czegoś nowego, nie polega na stopniowym uczeniu się. Na robieniu czegoś najpierw źle, potem lepiej, później coraz lepiej i w rezultacie bardzo dobrze. Oczekujemy, że nauka będzie wyglądała tak, że czegoś nie umiem – pstryk – i nagle umiem to perfekcyjnie. Ponieważ nie jesteśmy w stanie przejść z “nieumienia” do “umienia” nagle, to w ogóle nie podejmujemy tematu i nie próbujemy się uczyć nowych rzeczy. Tkwimy w naszej strefie komfortu, co generuje depresyjny nastrój, marazm, szaro burość w życiu, często beznadzieję. Bardzo dużo lęku i niepokoju, dużo stresu, co z kolei powoduje nasze narzekanie.

Zauważcie, że perfekcjonizm teoretycznie miałby nas prowadzić do pięknego, barwnego i perfekcyjnego życia, a realistycznie może nas prowadzić do marazmu i depresji, czyli czegoś totalnie odwrotnego, niż oczekujemy. Zamiast pchać nas ku sukcesom, wbija nas w ziemię.

Krok po kroku

Perfekcjonizm powoduje, że nie doceniamy siebie. Nie doceniamy swoich własnych osiągnięć. Wydaje nam się, że drobne kroki które robimy, nie zasługują na docenienie, bo są zbyt małe, zbyt nieistotne. Zauważamy tylko spektakularne sukcesy. Ale nie zauważamy, że aby osiągnąć spektakularny sukces, trzeba do niego docierać drobnymi krokami. Jeśli nie zauważamy tych kroków po drodze, to możemy zbyt wcześnie zrezygnować, a w rezultacie nigdy nie dotrzeć do sukcesu. Będzie nam trudniej robić drobne kroki i będziemy się nudzić po drodze. To trochę tak, jak z drogą na szczyt w górach. Dostrzegając ten szczyt, jako spektakularny sukces, patrzę tylko w tamtym kierunku, to przez bardzo długi czas będę postrzegała, że jeszcze bardzo daleka droga przede mną, bo ten szczyt wcale nie będzie się przybliżał. Natomiast żeby docenić to, co zrobiłam, idąc pod górę, musiałabym się obejrzeć. Dopiero wtedy widzę, na jaką wysokość weszłam i może się to wydać naprawdę wspaniałe, mimo, że to nie jest jeszcze ten “spektakularny szczyt”. Zostając przy tym przykładzie wchodzenia na szczyt myślę, że można nawiązać do stawiania sobie celów. Bo cele jest o wiele łatwiej realizować, jeżeli mamy poczucie, że są do zrealizowania. Każdy cel można podzielić na podcele. Tylko, że podcele nie są spektakularne. Nie są perfekcyjnym dotarciem do jakiegoś punktu. Wchodząc na szczyt, mogę sobie pomyśleć, że teraz idę do tego kamienia, potem do tamtego krzaka, a potem do tamtego kamienia. Każdy z tych odcinków będzie małym sukcesem. Ale z perfekcjonistycznym podejściem, mogę, po pierwsze – nie podzielić sobie drogi na odcinki, po drugie – jeśli nawet podzielę, to nie docenię tych odcinków, bo to nie są perfekcyjne sukcesy. Perfekcyjny jest tylko szczyt. To wpłynie negatywnie na moją motywację w dalszej drodze pod górę. 

Mając perfekcjonistyczne podejście, nie uczę się na błędach, ponieważ nie wolno mi ich przecież popełniać. Weźmy pod uwagę różnicę między tym, ile się uczymy z wykładów, a ile się uczymy ćwicząc coś? Przecież o wiele więcej uczymy się ćwicząc, czyli właśnie popełniając błędy. Wykład jest nudny – na początku słuchamy, potem odpływamy. Wykład bez popełnionych przez nas błędów, podczas ćwiczeń, niewiele wniesie w nasze życie, a na pewno nie da nam umiejętności, a raczej tylko wiedzę. 

Perfekcjonizm może też powodować zazdrość. Bo jeśli przez perfekcjonizm tkwię w miejscu, wszystkie zadania wydają mi się zbyt przytłaczające i trudne, to zazdroszczę tym, którzy jednak poszli dalej, mimo obaw przed popełnieniem błędów.

Ciężko jest wtedy rozmawiać z ludźmi, nie ma się czym pochwalić, nie ma o czym opowiedzieć. Mam poczucie, że jestem nudnym człowiekiem. Myślę o sobie źle, bo nie realizuję siebie. Myślę o sobie źle, bo nie wychodzę poza strefę komfortu. Myślę o sobie źle, bo realnie tkwię w miejscu, nie podejmując wyzwań, a inni idą dalej te wyzwania podejmując. Oczywiście popełniając po drodze błędy. Jeśli masz kogoś, kto jest dla Ciebie autorytetem i osiąga spektakularne sukcesy, to spróbuj się dowiedzieć, co ta osoba sądzi na temat popełniania błędów. Czy pozwala sobie na błędy, czy nie?

Hipoteza jest taka, że uczy się na błędach – dlatego ten spektakularny sukces osiągnęła. 

Spektakularny oczywiście w Twoim rozumieniu, bo to może dla każdego znaczyć co innego.

Samobiczowanie

Kolejna negatywna rzecz, wynikająca z perfekcjonizmu, to jest tzw. samobiczowanie, po popełnieniu błędów. Nasze myśli idą w kierunku, że jestem do niczego, jestem beznadziejna, bez sensu, że w ogóle się zabierałam za to działanie, nie powinnam była tego robić, do niczego się nie nadaję. Realne korzyści z popełnionych błędów, uzyskamy jeżeli wyciągniemy z tych błędów wnioski. Jeśli przemyślimy dlaczego do tego doszło, dlaczego się nie udało i co mogę zrobić lepiej. Jeśli natomiast nasze myśli są skupione na tym samobiczowaniu, to albo odwlekamy wyciąganie wniosków na później, albo w ogóle tych wniosków nie wyciągamy. Wyjaśnieniem popełnionego błędu staje się to, że jesteśmy beznadziejni. 

Przykład: idę na egzamin, nie przygotowuję się do niego, bo np. spędziłam czas na czymś nieistotnym. Nie przygotowałam się do egzaminu wystarczająco dobrze. bo np. trzeba było przeczytać 5 książek, a ja przeczytałam 4. Nie zdaje egzaminu i mój wniosek brzmi: jestem beznadziejna i w ogóle nie powinnam była się za ten temat zabierać. Powinien jednak brzmieć: trzeba było tą piątą książkę przeczytać. Stosujemy taki trochę skrót myślowy – idziemy w kierunku negatywnej samooceny, wyjaśniając przyczyny niepowodzenia, zamiast poszukać, co realnie się wydarzyło, a co się nie wydarzyło, że doszło do tej porażki.

Powiedzmy sobie szczerze, że to samobiczowanie jest totalną stratą czasu. Nie wynika z tego nic konstruktywnego, absolutnie nic. Myślenie o sobie – jestem beznadziejna, jestem do niczego, jestem słaby – do niczego nas nie doprowadzi.

Pytania, na które Ty możesz sobie odpowiedzieć, jeżeli stawiasz sobie cele, które być może czasem bywają zbyt perfekcyjne:

Co jest Twoim priorytetem? 

Co tak naprawdę jest dla Ciebie ważne? 

Podziel sobie zadania na ważne-nieważne, pilne-niepilne. Zaplanuj ich realizację według takiej kolejności, jaki priorytet im nadałeś. Jeśli przyszłe porażki zniechęcają Cię do działania, to wykorzystaj je jak najbardziej konstruktywnie. Wypisz sobie na kartce wnioski, które możesz wyciągnąć z tych porażek: 

  • Dlaczego do nich doszło? 
  • Co takiego zrobiłeś, czego nie zrobiłaś, że doszło do tych porażek?
  • Co można by było zmienić, co przetestować, co wypróbować? 
  • Jakich ludzi być może poprosić o pomoc? (Nie o wyręczenie Cię w tym działaniu, tylko o pomoc, o podpowiedź, jak można coś zrobić lepiej. Bo warto korzystać z cudzych błędów). 

Spróbuj podejść do jakiegoś ważnego zadania, które będzie się wiązało z Twoim rozwojem, tak, jak podchodziłeś do nauki chodzenia w dzieciństwie. Wtedy, zauważ – upadamy i się podnosimy, i idziemy dalej. Nikt z nas po takim upadku nie myśli sobie: ależ jestem beznadziejna, że tak słabo szłam, że się potknęłam, że krzywo stawiam stopy. To jest naturalne. Dla dziecka to jest naturalne. Potem w ciągu życia, nabywamy różnych przekonań, między innymi, że musimy wszystko robić perfekcyjnie i nie wolno nam popełniać błędów. Wtedy nasz rozwój spowalnia. Nie pozwalamy sobie już na takie upadki, jak w dzieciństwie. Ale nie dlatego, że nie chcemy się rozwijać, bo myślę, że my potrzebujemy rozwoju przez całe życie. Tylko nie pozwalamy sobie na te upadki, bo one świadczą o nas coś strasznego, podczas gdy w dzieciństwie nie znaczyły nic.

Shopping Cart