81: Rodzice, dzieci i ich orbity

Dziecko powinno znajdować się na pierwszej orbicie rodzica, czy drugiej? Jak to zorganizować, żeby wszyscy byli szczęśliwi?

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska

W materiale użyto fragmentów utworu „Dirt Rhodes” Kevin MacLeod (incompetech.com)Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/ 

81: Rodzice, dzieci i ich orbity

Tym razem chciałabym pogadać o temacie, który lekko dotknęłam w poprzednim odcinku. Otóż o tym, na której orbicie powinno znajdować się dziecko, jeśli jesteśmy rodzicem. Czy dziecko dalibyśmy na orbitę 1 czy 2?

Inaczej mówiąc, jak bliskość z dzieckiem i relacja, którą mamy z nim tworzyć, miałaby się mieć do innych relacji, które tworzymy. Czy ono miałoby być absolutnie najważniejsze? Czy może ma być równorzędne z innymi relacjami?

Na którą orbitę powinniśmy wstawić dzieci?

Przypomnę, że w orbitach chodzi o to, że my jesteśmy w centrum, a wokół nas są nasze orbity – ponumerowane na przykład od 1 do 10. Na orbicie pierwszej są osoby, które są w najbliższej relacji z nami, czyli takie, które kochamy i najczęściej z nimi mieszkamy. Potem kolejne, orbita druga, trzecia, to są troszeczkę mniej zażyłe, mniej intensywne relacje. Takie, w których jest trochę większy dystans. Pewnie na orbicie drugiej będą ludzie, których kochamy, ale już nie będzie to ktoś z kim byśmy sobie planowali przyszłość na przykład. 

Biorąc pod uwagę rozbieżność w budowaniu relacji na orbicie pierwszej i drugiej, można by się zastanowić, gdzie powinny się znajdować dzieci. Pewne jest – według mnie, że bardzo małe dziecko, noworodek, takie dziecko, które jest w 100 procentach zależne od rodzica we wszystkim, myślę, że powinno się znaleźć na jakiś czas na orbicie pierwszej, ponieważ ono bardzo potrzebuje rodzica we wszystkim, czyli w bliskości, w jedzeniu, przytulaniu, cieple, w podstawowych czynnościach higienicznych, absolutnie we wszystkim. 

Takie dziecko, tak naprawdę przecież nawet nie umie siedzieć i za bardzo nie umie ruszać głową, więc jak miałoby sobie poradzić z czymkolwiek? Ale. Zaczynam od orbity pierwszej. Natomiast, moim zdaniem, zadaniem rodzica jest przygotować dziecko do tego, żeby ono samo poszło na orbitę drugą. Nie zostało tam wykopane, wypchnięte, czy znalazło się na orbicie drugiej, ponieważ myśmy zawiedli jako rodzice, tylko żeby samo sobie z poczuciem bezpieczeństwa i spełnienia w relacji z rodzicem poszło na orbitę drugą, bo tak chce, bo tak woli, bo szuka wolności i swojej przestrzeni, na swoje własne relacje z innymi ludźmi. 

Pozostawienie dziecka na orbicie pierwszej grozi tym, że nie możesz być za bardzo w żadnym związku, ponieważ koliduje to wtedy z relacją z twoim dzieckiem. To dziecko też nie może być w żadnym związku, ponieważ koliduje to z relacją z tobą. Dlatego dziecko albo wejdzie w taki związek, gdzie ty będziesz tą trzecią – tą teściową, która wie o wszystkim i o wszystkim próbuje decydować, albo opcja 2, nie będzie mogło wejść w żaden związek, ponieważ Ty zaspokajasz większość potrzeb związkowych swemu dziecku i po prostu jest w związku z tobą. Przesłaniasz mu cały świat jako mamusia. Apeluję, żeby nie odnosić wszystkiego tak bezpośrednio do siebie, oraz żeby nie słuchać tego tylko z punktu widzenia rodzica lub potencjalnego rodzica, tylko żebyście też widzieli w tym odcinku siebie, jako dzieci, żeby móc też wyciągnąć różne wnioski na temat tego, co wam rodzice dali i na ile was wsparli w odejściu z orbity pierwszej na orbitę drugą. Czy w ogóle kiedykolwiek byliście na orbicie pierwszej u swoich rodziców, czy coś może o tym wiadomo, czy nie wiadomo? A może byliście zawsze na przykład na piątej orbicie i na drugą nigdy nie dotarliście.

Bliskość

Jeśli nie byliście na orbicie pierwszej i nikt wam nie pomógł w dobrowolnym przejściu, z odwagą, na orbitę drugą, to prawdopodobnie wpłynęło to na wasze postrzeganie siebie i na samoocenę, ponieważ dziecko potrzebuje niewiarygodnej ilości bliskości. Myślę, że dziecko potrzebuje takiej bliskości, którą ciężko jest znieść często dorosłej osobie. Bo większość matek raczej się nie spodziewa, że to dziecko będzie cały czas chciało się tulić i być przy niej, podczas gdy one potrzebują przecież, może nie potrzebują, muszą sprzątać dom i gotować. W rezultacie przeżywają frustracje, że są tak nieogarniętymi paniami domu, a to dziecko tylko płacze, gdy je odłożą. To jest właśnie obraz bliskości dziecka, której ono potrzebuje na początku, gdy jest malutkie. 

Zauważcie, że w różnych kulturach zostało to na różne sposoby rozwiązane, bo w jednych kulturach po prostu nosi się dziecko w chuście, żeby mogło być blisko matki, a w innych się je odkłada do łóżeczka i nawet samo w pokoju zostawia z elektroniczną nianią. W różnych kulturach co innego jest normą i co innego jest takim celem, do którego dążymy. Zapewne kultury, w których nosi się dziecko w chuście, w ogóle nie myślą o elektronicznej niani. Rezultat jest taki, że dziecko, które było w tej chuście noszone, z automatu otrzymuje inną ilość fizycznej bliskości, niż to dziecko, które leży samo. Ja tutaj nie oceniam, co jest dobre, a co złe. Myślę, że każdy sobie sam może to ocenić, według swojego własnego systemu wartości. Ja tylko mówię o ilości bliskości, która jest ofiarowywana dzieciom, w zależności od norm kulturowych. 

Według podejścia, zwanego rodzicielstwem bliskości, z którym ja się zgadzam, chociaż uważam też, że jest mnóstwo nieporozumień i niedopowiedzeń, i jakichś mitów krążących na temat tego podejścia, to według tego podejścia, im więcej damy dziecku bliskości, gdy jest małe, to tym z większą odwagą stanie się ono niezależne i tym szybciej stanie się ono niezależne, odejdzie, odsunie się od nas i będzie sobie tworzyło swoje własne inne relacje i żyło swoim życiem, nie całkiem już będąc przyklejone do rodzica. Tak naprawdę ta duża bliskość, jest inwestycją w przyszły dystans. Chodzi tu o to, że jeżeli dajesz dziecku bliskość bezwarunkowo, to ono nie ma poczucia, że musi o tą bliskość walczyć, by nie zostało odrzucone i odsunięte i w rezultacie czuje się bardzo bezpiecznie w relacji z rodzicem, więc może sobie odkrywać, eksplorować resztę świata. Natomiast gdy dziecko zużywa swoją energię na walkę o rodzica, o jego uwagę, o bliskość, o jego uczucia, to wtedy nie koncentruje się na reszcie świata, bo jest cały czas skoncentrowane na rodzicu i w rezultacie dłużej mu może zająć odklejenie się od rodzica.

Mam koleżankę, Anię, z żagli, która jest położną. Kiedyś powiedziała, że w dorosłości nie widać przecież, kto był karmiony piersią, a kto nie. Ja się z tym zgadzam. Tego zapewne rzeczywiście fizycznie nie widać. Z naszego wyglądu to nie wynika, ze stanu zdrowotnego nie wiadomo, więc na ten moment też nic nie wynika. Ale to, co widać po nas w dorosłości, to widać ile otrzymaliśmy bliskości jako dzieci. Karmienie piersią na pewno sprzyja budowaniu bliskości fizycznej, bo nie da się bez bliskości fizycznej nakarmić dziecka. Natomiast nie jest przecież tak, że jeżeli ktoś był karmiony butelką, to tej bliskości fizycznej z automatu nie mógł otrzymać. Tu nie chodzi o to, żeby teraz potępić w jakikolwiek sposób matki, które nie karmią piersią, bo myślę, że bliskość można dać nawet karmiąc butelką. Skład pokarmu to już jest inny temat, i teraz nie mówię w ogóle o tym. Mówię natomiast o przytulaniu, bliskości i cieple, które się daje dziecku. Tą bliskość można niezależnie od sposobu karmienia ofiarować temu dziecku.

O co chodzi z bliskością w dzieciństwie?

Otóż osoby, które nie musiały w dzieciństwie walczyć o bliskość, nie boją się odrzucenia. Albo nie boją się odrzucenia aż tak, jak te które o tę bliskość musiały walczyć. Bo zauważcie, że jeżeli już jako dzieci musimy walczyć o bliskość, o miłość rodzica, albo tak interpretujemy to, że musimy walczyć o miłość, zasłużyć na nią, to znaczy, że z założenia według nas samych w tamtym momencie nie zasługujemy na miłość. A ciężko się żyje z poczuciem, że nie zasługujemy na miłość. Wtedy naprawdę możemy się bardzo bać odrzucenia, bo wydaje nam się, że to odrzucenie jest tylko kwestią czasu, nawet jeżeli to się nie dzieje teraz, to się może wydarzyć lada dzień.

Zupełnie inaczej będziemy układać sobie relacje, będą one nam się wydawały o wiele mniej bezpieczne i stabilne, gdy wierzymy, że nie zasługujemy na miłość. Gdy wierzymy, że o miłość musimy walczyć w taki sposób, że musimy my się dopasować, jako człowiek i zmieniać siebie. Bo z założenia tacy, jacy jesteśmy, tej miłości możemy nie dostać. Tej bliskości możemy nie dostać. Bliskość to jest jedna z rzeczy, które otrzymujemy jako bardzo małe dzieci na orbicie pierwszej, będąc względem swoich rodziców. Następnie emocje. Jeżeli rodzic radzi sobie z emocjami, sam dobrze się czuje w swoim życiu, wie jak radzić sobie ze złością na przykład, jak stawiać granice, jak być asertywnym i nam to pokazuje, nie odrzucając nas jednocześnie, czyli pokazuje, że się wkurzył, ale w żaden sposób nas nie upokarza, nie obraża, nie odrzuca, to wtedy my tak naprawdę też uczymy się tego radzenia z emocjami patrząc na rodzica. Emocje drugiego człowieka nie będą się dla nas równały z odrzuceniem. W rezultacie nie będziemy czuli odpowiedzialności za to, żeby ukoić cudze emocje, i nie będziemy czuli odpowiedzialności za to, że ktoś drugi ma nie czuć złości. Bo ta złość oznaczać może koniec. Może oznaczać, że ten ktoś już mnie wyrzucił ze swojego życia.

Zauważcie, że bliskość okazana dziecku, póki jest ono naprawdę małe, jest też powiązana z asertywnością wobec tego dziecka. To nie ma być taka bezgraniczna bliskość, niezależnie od tego, jak ten rodzic się czuje i potrzebuje. Nie poświęcenie, po prostu wypluwanie z siebie flaków – tylko to ma być asertywna bliskość, czyli gdy potrzebuje chwili dla siebie, to zastanawiam się, jak to zorganizować, licząc na przykład na drugiego rodzica w takiej sytuacji lub na inną bliską dziecku osobę. 

W ogóle słuchajcie, jeżeli chodzi o złość rodziców, to jest taki wspaniały serial dla dzieci „Blue”, gdzie – jest to serial w dużej mierze parentingowy – w jednym z odcinków mama powiedziała, że już ma wszystkiego dosyć, już nigdy nigdzie nie pójdą, czy coś w tym stylu. Też mi się zdarza takie rzeczy mówić. Siedziała, przeglądała bardzo szybko gazetę, tak naprawdę widać było, że ona tego nie czyta, ponieważ dzieci mega utrudniały jej wyjście z domu. Ale po chwili się ogarnęła i wycofała to, co powiedziała i wszystko wyjaśniła. To jest, myślę, że ok, takie okazanie swoich emocji jest okej. Ona nie stłumiła tej złości, nie udawała, że jest posągiem bez emocji, bo takich ludzi nie ma, tylko rzeczywiście okazała swoje emocje i wyjaśniła, dlaczego czuła te emocje. Dzieci też wyjaśniły, dlaczego się zachowywały tak, a nie inaczej. Sytuacja była w rezultacie bardzo klarowna i dla nikogo nie było dziwne, że druga strona zachowała się w jakiś tam sposób, każdy mówił za siebie. 

Było to bardzo konstruktywnie rozwiązane. Natomiast jeśli rodzic udaje, że jakichś emocji nie czuje, zagryza zęby, kryje się i kumuluje te emocje w sobie, to w rezultacie jest takie ryzyko, że eksploduje w niewłaściwym momencie, albo po prostu tego dziecka nie będzie lubił. Bo dziecko wiąże się z poświęceniem, zrobieniem czegoś wbrew sobie, zakazem w ogóle bycia sobą dla rodzica. A to wcale nie tak ma wyglądać. Dzieci rozumieją, jeżeli rzucisz czapką, albo powiesz, że już nigdy nigdzie nie idziemy, ale za 10 minut zmienisz zdanie i powiesz, że tylko tak powiedziałam, bo się zdenerwowałam, że opóźnia się wyjście z domu. One zrozumieją, bo one też tak robią. Wiecie, wychodzi na to, że bezwarunkowa bliskość, którą można dziecku okazać, jest też asertywna przy okazji, że gdy nie mamy tej asertywności, to nie będziemy w stanie tej bezwarunkowej bliskości zbyt długo pociągnąć, bo się wypalimy po prostu. Ciekawe, nie? Im więcej, im bardziej pozwalamy sobie na asertywność w relacji z dzieckiem, czyli szacunek do siebie i dziecka (asertywność to jest szacunek do siebie i innych), tym paradoksalnie więcej bliskości możemy temu naszemu dziecku dać. Co będzie dla niego niezwykle pomocne w tym, aby sobie ze śmiałością przejść z naszej orbity pierwszej na naszą orbitę drugą i żyć swoim życiem.

Pomóc dziecku w takim śmiałym pójściu w swój świat i swoje życie może to, jeśli sam rodzic, sama ty na przykład, potrafisz się czuć szczęśliwa i spełniona. Bo jeśli prezentujesz się swemu dziecku jako osoba biedna, niezaradna, wiecznie odrzucona przez innych, użalająca się, skrzywdzona ciągle przez innych, to biorąc pod uwagę, że twoje dziecko cię kocha, to będzie ono miało poczucie winy, odsuwając się od ciebie, ponieważ wyobrazi sobie, że jak ono sobie pójdzie, to tobie już zupełnie nikt nie zostanie, będziesz tam zupełnie sama tkwiła, jak palec, między tymi swoimi orbitami.

Jeśli chcesz dać dziecku wolność, to musisz zadbać o siebie i o swoje emocje

Tutaj fantastyczną metaforą, którą pewnie już poruszałam w innych odcinkach, na relację rodzic dziecko, jest ta instrukcja z samolotu: najpierw nałóż maskę sobie, a potem nałóż maskę dziecku. Najpierw musisz uratować siebie, żeby móc pomóc komukolwiek innemu, bo jak stracisz przytomność, to już nikomu nie pomożesz raczej, tylko jeszcze w dodatku sam będziesz potrzebować pomocy.

A więc załóż sobie maskę, ogarnij swoje życie, swoją rzeczywistość i zadbaj o swoje szczęście. Być może to będzie wynikało z podjęcia jakichś działań i rozwiązania problemów, a może potrzebujesz też terapii i pracy na przykład, nad twoimi głębokimi przekonaniami dotyczącymi tego, na co zasługujesz w życiu i do czego masz prawo. Zresztą, pewnie część z was doświadczyła tego jako dorośli, że ciężko jest ze spokojem myśleć o swoim rodzicu, kiedy mamy pewność, że jest on nieszczęśliwy i sobie nie radzi, bo nic tak naprawdę chyba nie jest dla nas trudniejsze, niż cierpienie bliskich osób.

Tu jeszcze dochodzi dodatkowo taki aspekt, że wielu rodziców, wiele osób z pokolenia naszych rodziców wierzy, że pięknie jest być męczennikiem, co myślę jest zmorą ich dzieci w dążeniu do ich szczęścia. Ale to już trochę inny temat. W każdym razie, pomożesz swemu dziecku odejść z Twojej orbity pierwszej na orbitę drugą, kiedy nie zaprezentujesz się jako ofiara, a raczej pokażesz, że sobie radzisz, że podejmujesz wyzwania mimo lęku, masz ciekawość świata i do czegoś dążysz. To dziecko nie będzie czuło się w obowiązku ratowania ciebie.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym wspomnieć teraz, pomagająca dziecku przejść z orbity pierwszej na drugą. Otóż, wyręczanie lub nie wyręczanie i wiara w jego siły i możliwości. Jeśli wyręczasz dziecko, to dajesz mu poczucie, że ty to zrobisz lepiej, a on jest nieogarem. Natomiast wierząc w jego siły, pozwolisz mu czasami nawet popełnić błędy i się potknąć. To jest ciekawe, że niewielu z nas słyszało w swoim życiu, w swoim dzieciństwie taki komunikat, że masz prawo popełniać błędy. Natomiast fajnie jest o tym mówić na głos, że masz prawo popełniać błędy, bo bez popełniania błędów nie istnieje rozwój.

A zatem, jeśli jesteś rodzicem, możesz sobie przemyśleć, jak możesz sobie pomóc. Czy w ogóle potrzebujesz sobie w jakikolwiek sposób pomóc, co możesz zrobić, aby pomóc swemu dziecku przejść z orbity pierwszej na orbitę drugą z odwagą i pewnością. Ale w sumie też możesz przemyśleć, jak to było z tobą i twoim przechodzeniem z pierwszej orbity na drugą u twoich rodziców. Czy zostałeś tam wykopany, wypchnięty, wyrzucony, czy może poszedłeś, bo cię zawiedli? A może rzeczywiście dali ci narzędzia do tego, żebyś z odwagą na tę orbitę poszła i zajęła się swoimi sprawami, w swoim życiu, czyli po prostu dali Ci odwagę, pewność siebie i wolność. Bo jeśli Ci tej odwagi i pewności siebie nie dano, tych narzędzi do życia swoim życiem, to prawdopodobnie może to być temat, który jest dla ciebie do przepracowania na terapii, lub po prostu do przepracowania dla ciebie jako dorosłej osoby, w ramach którego możesz pomóc sobie i swojemu wewnętrznemu dziecku. Pokazuje to, w czym konkretnie możesz pomóc wewnętrznemu dziecku, co możesz sobie dać teraz sama, jako dorosła osoba, czego nie dostałaś w dzieciństwie.

 

Dziękuję za wysłuchanie tego odcinka. Jeśli masz ochotę na więcej moich treści, to zajrzyj na profil Pokój w Głowie na Instagramie lub Facebooku, zasubskrybuj koniecznie podcast Pokój w Głowie w ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków. Transkrypcje odcinków podcastu znajdują się na stronie pokojwglowie.pl w zakładce podcast. 

A teraz czas na wyjście przez sklep z pamiątkami, w którym możesz nabyć pamiątki związane z treścią tego podcastu. Znajduje się on na stronie pokojwglowie.pl w zakładce sklep.

Shopping Cart