88: Odmiany Róż

Róża może mieć różne oblicza. Może bać się bliskości i ją sabotować. Może też desperacko tej bliskości szukać.

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska

W materiale użyto fragmentów utworu „Hard Boiled” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

88: Odmiany Róż​

Witam w 88. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Tym razem porozmawiajmy o odmianach Róż, bo Róża to nie jedna osoba, a przynajmniej dwie. Roża może mieć dwie wersje. I chciałabym je dzisiaj, właśnie w tym odcinku, scharakteryzować i jeszcze do tego sprawdzić, jaka jest różnica między Różą a Mariuszem.

Kim jest Róża-silna?

Zacznijmy od tego, że Róża to jest postać przewijająca się przez wcześniejsze odcinki tego podcastu. Jeżeli nie słuchałaś dotychczas podcastu „Pokój w głowie” i jest to pierwszy odcinek, którego słuchasz albo słuchałaś jakichś wcześniejszych odcinków i nie było tam nic o Róży, to sięgnij do początkowych odcinków, do początku tego podcastu, posłuchaj kilku i dowiedz się, kim jest Róża. Otóż Róża jest bohaterką tego podcastu. Jest dziewczyną, która z jednej strony jest nieszczęśliwie zakochana w Mariuszu, on ją odrzuca, a ona nadal w tym tkwi. Nie jest w stanie postawić granic i odejść, bo ma takie przekonania, które ją trzymają w tej raniącej i toksycznej dla niej relacji, a jednocześnie nie docenia Alberta, któremu na Róży zależy.

Właśnie, jakie mogą być odmiany Róży? Tutaj wyróżniłabym przynajmniej dwie odmiany. Jedna to jest dokładnie ta, o której przed chwilą opowiedziałam, czyli taka Róża, która wchodzi w te relacje z Mariuszem, ponieważ boi się bliskości. Właściwie to sama sabotuje relacje damsko-męskie, żeby nie być zmuszoną do stworzenia takiej relacji, jakiej z jednej strony może i bardzo chce, ale jeszcze bardziej jej się boi. Ona nie chciałaby, gdzieś tam w głębi siebie, być zmuszoną do podjęcia decyzji o tym, że teraz są już naprawdę razem. Woli gonić króliczka, bo to gonienie jest bezpieczniejsze z jej punktu widzenia i gwarantuje jej, że nikt nie wpakuje się z butami w jej życie.

Jeżeli na obiekty swego zainteresowania wybiera takich facetów, którzy z założenia są niedostępni, którzy wcale nie chcą z nią być, którzy cały czas próbują z tej relacji z nią wywinąć się, a dają jej od czasu do czasu tylko jakieś ochłapy zainteresowania, to z jednej strony ma te ochłapy, taką namiastkę, a z drugiej strony ma również takie zawoalowane poczucie bezpieczeństwa, które wynika z tego, że nie musi obawiać się, że coś długodystansowego z tej relacji miałoby wyniknąć. Ona nie chce, żeby coś wynikło z tej relacji, bo się boi. Właściwie to nie wie, jak stworzyć związek. Mało tego, ona może wierzyć, że nie nadaje się do związku i gdyby ktoś ją naprawdę poznał, to by ją odrzucił. Może wierzyć, że to jest tylko kwestia czasu, kiedy zostanie odrzucona, że musiałaby się poświęcać, musiałaby się naginać i nie być sobą. Związek kojarzy się jej z jakąś straszną męczarnią, z więzieniem, z potrzaskiem. A tak kojarzy się jej dlatego, że dotychczas właśnie w ten sposób wyglądały jej bliskie relacje, czyli tak naprawdę relacje między nią a rodzicami. W tych relacjach musiała dopasowywać się, poświęcać się i nie miała prawa na bycie sobą. Zawsze kwestionowano jej wybory. Kwestionowano to, jaka jest. I kiedy próbowała postawić granicę, to otrzymywała komunikat, że jest konfliktowa, nie szanuje innych i niepotrzebnie dramatyzuje.

Tak więc Róża ma przekonanie, że żeby stworzyć dobrą relację, to musiałaby zrezygnować ze stawiania granic. Z drugiej strony czuje, że tego nie chce, już woli te swoje granice zachować i może jednak zasabotować te związki. To dzieje się w jej głowie raczej nieświadomie, ale rezultat jest taki, że właściwie ona w ten sposób tych swoich granic broni, wybierając ludzi, którzy jej granic z założenia wcale nie naruszą, bo oni od niej uciekają. I wybiera takich Mariuszów.

Ta odmiana Róży jest silną kobietą, która sama wierzy w to, że jest silna i sobie radzi a w dodatku musi sobie ze wszystkim radzić sama, bo nikt jej nie może pomóc. Nie ufa też innym ludziom. Styl przywiązania tej Róży opiera się na tym, że ona raczej wierzy w siebie, choć w głębi oczywiście zdarzają się jej momenty zwątpienia, w których ma takie myśli, że nie wierzy, że można by było ją pokochać, ale na ogół jednak myśli o sobie jako o silnej. Nie wierzy natomiast w innych ludzi. Nie wierzy w to, że jakikolwiek Mariusz byłby na zawsze, byłby w stanie ją zaakceptować i prędzej czy później każdy Mariusz, i właściwie również każdy Albert, zrani ją, odrzuci i sobie pójdzie. Czyli ta Róża bardziej wierzy w siebie niż w innych ludzi. Po prostu, taki jest wynik bliskości, budowanej między nią a przede wszystkim rodzicami, bo głównie stamtąd czerpiemy wzorce tego, jak potem budujemy relacje w dorosłym życiu. Ona nie wierzy w innych ludzi. Widocznie rodzice ją zawiedli.

Róża-perfekcyjna pani domu

No dobrze, to teraz przejdźmy do tej drugiej odmiany Róży, o której jednak mniej mówiłam w tym podcaście, ale ona też będzie Różą. A mianowicie będzie to taka Róża, która wierzy nawet bardziej w innych ludzi niż w siebie. Myślę, że takich kobiet też jest mnóstwo. To jest taka Róża, która jest zdolna poświęcać się, naprawdę walczyć o miłość, walczyć o Mariusza. Ona będzie walczyła o każdego Mariusza, który nią się zainteresował. Ona już nie przebiera. Nie wybiera tych niedostępnych. Dla niej atrakcyjny będzie każdy, kto tylko daje jej jakiś okruch zainteresowania. Ale ona walczy tak desperacko, że właściwie nie szanuje w tym sama siebie. I Mariusz też jej nie szanuje. Ona walczy desperacko o kogoś, kto dał jej jedynie okruch zainteresowania, kto tak naprawdę nie ma gotowości na to, żeby jakkolwiek zaangażować się w tę relację, a właściwie nawet zbytnio nie okazuje, że jest zainteresowany kontynuowaniem tej relacji długodystansowo. Jeżeli ktoś do nas się uśmiechnął albo pomógł nam zebrać z podłogi jakieś rozsypane papiery, które wypadły nam z rąk, to wcale nie oznacza, że ten ktoś chciałby z nami wziąć ślub.

Ale ta Róża tak to sobie właśnie wyobraża, że każdy, kto na nią spojrzał z uśmiechem i był dla niej miły, jest potencjalnym kandydatem na męża i nikt lepszy już się nie trafi, a ona wtedy bardzo walczy i się stara. Ona wierzy bardziej w tych Mariuszów niż w siebie. Wierzy, że jest słaba, a nie wierzy w swoją moc i sprawczość.
Wierzy też w to, że aby móc w ogóle z kimś być, musi naprawdę nagimnastykować się i postarać. I jest gotowa to robić. Jest gotowa walczyć o Mariusza w taki często patriarchalny sposób, czyli robić to, co należy robić, co narzuca patriarchat, czyli być dobrą gospodynią, perfekcyjną panią domu, przygotowywać perfekcyjne kolacje w perfekcyjnej kiecce, wyprasowanej, wypachnionej i jeszcze w szpilkach najlepiej. W domu w szpilkach. Mało tego, ta odmiana Róży jest gotowa to zrobić nawet na drugiej randce i w ten sposób się poświęcić. Jest gotowa włożyć tak ogromny wysiłek w relację z kimś, kto właściwie nie wiadomo kim jest i czy w ogóle można mu ufać.  

Róża z założenia ma wielką wiarę w Mariusza. Nie ma wiary w siebie, więc wtedy ufa. Ufa niezależnie od tego, kto kim jest. I oczywiście zawodzi się, bo ufa pochopnie. Ignoruje olewkę, brak szacunku i zainteresowania. Ta odmiana Róży bardzo sprawnie ignoruje czerwone flagi. Usprawiedliwia te czerwone flagi. Ta odmiana Róży jest taką tragiczną Matką Polką. Ratowniczką poświęcającą się dla innych, wypruwającą z siebie flaki na rzecz innych ludzi, bo tak została wychowana, że należy być dobrą i pomagać, poświęcać siebie, nie myśleć o sobie w ogóle. Nie koncentrować się na swoich emocjach, na swoim samopoczuciu, bo ważniejsi są inni ludzie.

A dobro to jakoś tam samo wróci zawsze. I jak ona uszczęśliwia innych ludzi, tak samo inni ludzie mieliby uszczęśliwić ją. Ta odmiana Róży jeszcze nie zorientowała się, że szczęście możemy dać jedynie sobie sami. Nikt nam tego szczęścia nie może zagwarantować.
Inni mogą nam tylko pomóc, o ile będziemy sami wiedzieli, czego potrzebujemy. Róża nie wie, czego potrzebuje, bo nigdy nie pozwoliła sobie zagłębić się w swoje potrzeby i nawet nie wie do czego dąży w życiu. A, przepraszam! Jedyne co wie, to jest to, co narzucił jej patriarchat, czyli dąży do tego, żeby mieć wspaniałego męża u swego boku, albo właściwie to być u boku tego wspaniałego męża i na niego zasłużyć swoją dobrodusznością, uczynnością i byciem tą perfekcyjną panią domu.

Nasz Mariusz jako Róża-silna

Zobaczcie, mamy dwie główne odmiany Róży, a mianowicie Róża-silna i Róża-perfekcyjna pani domu. Oczywiście tak naprawdę one obie są silne, tylko że pierwsza odmiana Róży jest spektakularnie silna, a druga jest raczej taką ufną, naiwną, dobroduszną dziewuszką, która nie stawia granic, zawsze jest uśmiechnięta, taka dobra i miła dla innych, co ludzie zresztą wykorzystują. O tej Róży mniej mówiłam w podcaście „Pokój w głowie”. Koncentrowałam się raczej na tej Róży-silnej. Ale być może do Róży-perfekcyjnej pani domu jeszcze będzie warto wracać, bo myślę, że jest to tak samo często zdarzająca się postać Róży, odmiana Róży, jak ta silna.

I teraz, jak do tych dwóch odmian Róży ma się Mariusz? Kim on jest? Otóż ja bym powiedziała, że Mariusz z naszego podcastu jest tą silną Różą. On jest właśnie kimś, kto wierzy w siebie, jest silny, ma poczucie, że jest silny, ma poczucie sprawczości w swoim życiu, ale za cholerę nie może się przełamać i spróbować bliskiej relacji z kimkolwiek, ponieważ tej bliskości się obawia. On nie jest kimś, kto próbuje zasłużyć na bliskość. On raczej na co dzień robi świetne wrażenie na ludziach. Być może trochę odgrywa jakąś rolę. Próbuje ogólnie społecznie zaprezentować się doskonale. Uchodzi za naprawdę fantastycznego, ciekawego i silnego faceta. Czyli dokładnie takiego, jakiego większość kobiet chciałaby mieć u swego boku.
Dlatego on jest dla kobiet atrakcyjny.

O ile silnych kobiet mężczyźni czasami się boją, to silny mężczyzna zawsze będzie kimś pożądanym i poszukiwanym, bo tak też nam narzucił patriarchat, że silny ma być mężczyzna, a kobieta to przecież słaba płeć. A więc kobiety, nawet jeżeli same nie wierzą w siebie, szukają tych silnych mężczyzn jako swojej własnej protezy. Jako kogoś, kto wypełni ich deficyty. Kto zorganizuje im śmiałe, odważne rzeczy w życiu, bo one same nie mają na to odwagi.

Mariusz ogólnie prezentuje się jako fajny, ciekawy i silny facet. On nie potrzebuje zasługiwać w żadnej konkretnej pojedynczej relacji na zainteresowanie, bo on z góry to zainteresowanie już ma. Dlatego Mariusz może sobie wręcz pozwolić na sabotowanie bliskich relacji i uciekanie przed tymi kobietami. Ucieka, ponieważ w głębi, w dokładnie taki sam sposób jak silna odmiana Róży, boi się bliskości. Kojarzy mu się ona z potrzaskiem, z niewolą, z więzieniem. Z ciągłym naginaniem się. Z rezygnacją ze swoich zasad, swoich granic. Z ciągłym dopasowywaniem się do kogoś, do czyichś fanaberii, wręcz jakichś od czapy emocji, głupich wymagań. W imię czego?

Związek nie jest utratą wolności

W imię tego, żeby po prostu tylko z kimś być. Dla niego bycie z kimś nie jest aż tak ważne jak wolność. A bycie z kimś kojarzy się, jednocześnie Mariuszowi, jak i Róży – tej silnej – z totalną utratą wolności. Ha! I widzicie, tutaj jest pies pogrzebany. Myślę, że jeżeli spotkamy właściwą osobę i stworzymy z nią relację taką, która będzie szyta na miarę dla nas i dla tej osoby również, dlatego że jesteśmy do siebie dopasowani, to taki związek miałby nam dać poczucie, że nam w ogóle tej wolności nie ubyło w stosunku do tego, gdy byliśmy singlami. U boku dobrej osoby nie tracimy wolności. Dlatego byłoby dobrze, żeby ludzie w związku byli ze sobą tylko do tego momentu, kiedy oboje tego chcą. Nie dlatego, że cokolwiek muszą, a jedynie dlatego, że chcą. Jeśli robię to, co chcę, to znaczy, że mam wolność. Jeżeli wybieram, że coś chcę, i mam prawo wybrać tak lub inaczej, to dopóki to prawo mam, jestem wolna.

Zarówno Mariuszowi, jak i Róży w odmianie silnej, nie przyszło do głowy, że można po prostu tylko i wyłącznie chcieć z kimś być. W dodatku z kimś, kto po prostu tylko i wyłącznie chce z nami być.
Mało tego, oni idealizują związek w jakiś sposób, bo wyobrażają sobie też, że jak już się tworzy związek długodystansowy, to na zawsze i nie można odejść. Choćby się waliło i paliło, to nie można odejść, tylko trzeba wtedy już trwać, bo takich też wzorców doświadczyli w swoim życiu, w swoich rodzinach. A zatem widzicie, że między Różą a Mariuszem może za bardzo nie być różnic. Mogą być wręcz tacy sami. Chyba że mówimy o odmianie Róży-perfekcyjna pani domu. Ta odmiana Róży już się różni od Mariusza. Jest ona w stanie włożyć o wiele więcej w walkę o bliską relację. A jednocześnie nie działa tak, jak Mariusz, czyli ogólnospołecznie ona nie stara się o to, żeby ludzie uważali ją za ciekawą, atrakcyjną postać.

Ona stara się tylko i wyłącznie w tej relacji, z której sobie wyobraża, że coś więcej mogłoby wyniknąć. A tak na ogół może nawet uchodzić za jakąś taką nijaką postać. Albo za Matkę Teresę. Matka Teresa może nawet bardziej pasowałaby do tej odmiany Róży niż perfekcyjna pani domu. Może powinniśmy ją nazwać Róża-Perfekcyjna Teresa. Upiecze, wysprząta, popierze skarpety, gacie -Mariuszowi, którego ledwo zna. I jeszcze usprawiedliwi wszystkie świństwa, które on zrobił. Tych usprawiedliwień nie będzie nawet oczekiwała od niego, bo ona sama sobie to wszystko już usprawiedliwi, nie będzie potrzebowała rozmowy z nim i nawet nie okaże mu swojego wkurzenia.

Ale wiecie co ja myślę? Ta odmiana Róży, jak mówiłam wcześniej, też jest silną kobietą, tylko ona po prostu w złym kierunku emanuje tą swoją siłą. Ona zamiast zadbać o siebie, pomyśleć o sobie i wtedy dzięki temu, co uzyska poprzez zadbanie o siebie, móc dzielić się zasobami z innymi, to ona ładuje wszystkie swoje zasoby w innych ludzi, wyobrażając sobie, że oni wspaniałomyślnie odpłacą jej tym samym, a to niestety bardzo często w ogóle się nie wydarza. I ta odmiana Róży raczej nie boi się bliskości, tylko boi się braku bliskości. Bardzo nie chce być sama. Gdy Róża-silna, raczej gdzieś tak trochę potajemnie sama przed sobą, sabotuje bliskie relacje, to Róża-perfekcyjna Teresa nie ma wewnętrznego przyzwolenia na bycie singielką. Bo dla kogo ona miałaby wtedy to wszystko robić, to całe pranie, sprzątanie, pieczenie i inne poświęcenia?

A Ty?

Zastanów się, jaką odmianą Róży Ty jesteś. Może jesteś gdzieś po środku. Weźmy pod uwagę też to, że Róża to wcale nie musi być kobieta, bo do mnie często piszą mężczyźni albo na spotkaniach o tym rozmawiamy, że „jestem Różem”. Czyli Róża to Róża, albo Róża to Róż. Tych Róż jest dużo. Płci męskiej, żeńskiej. Wcale nie musimy, tak naprawdę, określać płci. Po prostu, chodzi tutaj o jakiś zestaw cech. Nawet nie cech. Wycofuję to. Zestaw przekonań, którymi się kierujemy, budując relacje damsko-męskie. Przekonań dotyczących tego, jaka jest nasza wartość.

Czy zasługujemy na miłość? Czy wierzymy, że ktoś mógłby nas pokochać dokładnie takich, jacy jesteśmy? Czy wierzymy, że jesteśmy dla kogoś ciekawi, możemy być dla kogoś ciekawi i fascynujący? Czy może wierzymy, że bez starania się nie jesteśmy nic warci? Również przekonań dotyczących innych ludzi, czyli tego, czy my wierzymy, że ogólnie ludziom można ufać. Czy ludzie są dobrzy, godni zaufania? Czy ludziom wolno popełniać błędy? I czy wierzymy, że jest możliwość spotkania takiego człowieka, dla którego my będziemy ważni, tacy jacy jesteśmy i który będzie ważny dla nas, dokładnie taki jaki jest? Tutaj jeszcze dochodzą przekonania związane z zasadami, na jakich budujemy bliskie relacje. Czyli, co należy? Co trzeba? O tej wolności chociażby. Czy związek nam się kojarzy z utratą wolności? Bo jeśli tak, to bardzo źle nam się kojarzy. Nikt nie chciałby przecież utracić wolności. Większość osób nie chciałaby utracić wolności.

 

Dziękuję Wam bardzo za wysłuchanie lub przeczytanie tego odcinka.

Jeśli macie ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyjcie sobie na stronę pokójwgłowie.pl, gdzie znajdziecie link do mediów społecznościowych, jak również transkrypcję wszystkich odcinków podcastu. A teraz czas na wyjście przez sklep z pamiątkami. Na stronie pokójwgłowie.pl, w zakładce sklep, można nabyć pamiątki związane z treścią tego podcastu.

Shopping Cart