107: Czy dam radę stworzyć dobry związek?
Czasem, gdy tworzyło się relacje tylko z „Mariuszami”, można mieć obawy, że w relacji z „Albertem” sobie nie poradzę. Będę się czuła, nieadekwatnie i wszystko zepsuję. O obawach przed nieadekwatnym samopoczuciem jest ten odcinek.
Kurs „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska, Polskie Radio (w likwidacji)
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl
W materiale użyto fragmentów utworu „Bass Soli” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
107: Czy dam radę stworzyć dobry związek?
Witam w 107. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Tym razem chciałabym poruszyć temat wchodzenia w związek na zupełnie innych zasadach niż te dotychczasowe, ponieważ dotychczas byłaś Różą. Różą z wcześniejszych odcinków tego podcastu.
Jak zaczynałam w ostatnich odcinkach, tak zacznę i dziś, a mianowicie od historii przysłanej mi przez jedną z Was, jedną ze słuchaczek.
Amelia pisze:
„Cześć. Przychodzę z wydaje mi się ciekawym tematem i refleksją. Otóż jako urodzona Róża, która, long story short, w każdą miłość do tej pory wchodziła w relacje z poziomu lęku i strachu, weszła właśnie na nową drogę życia i jest problem. Moje doświadczenie z miłością zna tylko jeden schemat, ale przez ogrom pracy nad sobą nauczyłam się rozpoznawać red flagi i nie pozwolić sobie więcej na to cierpienie. Uzależnienie od tych emocji i miłość do takich osób przychodziła mi niezwykle prosto i szybko. I teraz poznałam partnera idealnego. Kiedyś jako Róża pewnie po prostu bym się z nim zaprzyjaźniła, ale on jest cudownym człowiekiem. Wręcz przeciwieństwem każdego mojego poprzedniego partnera. Jestem z nim mega szczęśliwa. Znamy się bardzo krótko, ale mam wrażenie jakbyśmy znali się od zawsze. Jest wrażliwy na emocje, moje i swoje. Jesteśmy na podobnym etapie życiowym i mamy dzieci w tym samym wieku. Podobamy się sobie i obydwoje chcemy być w tej relacji. I teraz otwiera się przed Tobą moje pytanie. Wszystko mam przepracowane, ale czy będę umiała wejść w miłość, jeśli do tej pory znałam tylko miłość z lęku?
Amelia”.
Lęk przed nową relacją jest zawsze, ale to nie powód, by budować mur
Nam bardzo często pojawiają się takie myśli, kiedy nam te związki nie wychodzą, że i tym razem pewnie coś schrzanimy. Nawet kiedy wybraliśmy według innego schematu niż dotychczas, albo może inaczej mówiąc, nie trzymaliśmy się tego starego schematu, wybierając kogoś, z kim próbujemy tę relację tworzyć, to nawet wtedy nam się wydaje, że to my coś schrzanimy. I zobaczcie, to jest trochę taka kontynuacja swojej wiary w to, że coś ze mną nie w porządku. Bo my jednak tych Mariuszów wybieramy przede wszystkim dlatego, że wierzymy, że coś z nami nie w porządku, że nie zasługujemy na miłość. Oni są do tego dopasowani. I oni nas jeszcze bardziej w tych przekonaniach utwierdzają.
Ale kiedy wreszcie już nie wybierzemy Mariusza, tylko być może Alberta, czyli kogoś, kto naprawdę w dojrzały sposób i z szacunkiem podchodzi do ludzi, do innych relacji, nie wykorzystuje czyichś uczuć, nie bawi się uczuciami i z ogromną odpowiedzialnością uczestniczy w życiu uczuciowym drugiej osoby, to nawet wtedy może Ci się wydawać, że coś znowu schrzanisz. Bo po prostu sytuacja, gdy nie schrzaniłaś, albo się samo nie schrzaniło, albo ktoś nie schrzanił, Tobie nigdy w życiu jeszcze się nie przytrafiła. I to by było coś zupełnie nowego. A wiadomo, że ciężko jest uwierzyć w coś, czego się w życiu nie widziało, czego się w życiu nie doświadczyło. Trudno jest uwierzyć tylko na słowo. I myślę, że to jest coś, co wielu osobom utrudnia wyrwanie się z relacji z Mariuszami. One po prostu nie za bardzo wierzą, że im się mogłoby przytrafić coś takiego prostego, lekkiego i jednocześnie być może nawet na resztę życia. Czyli coś, co będzie nietrudne, a jednocześnie będzie prawdziwą miłością. Trudno po prostu im uwierzyć w to, że miłość wcale nie musi być skomplikowana. Wcale nie musi się wiązać z bólem i cierpieniem.
A nawet kiedy wierzymy, że coś takiego występuje wśród ludzi, to może być tak, że wydaje się nam, że może i u innych to jest możliwe, ale mi się nie przytrafi. No właśnie, no bo ja jestem jakaś inna, jestem jakaś wyjątkowa w taki negatywny sposób. I wtedy nam się pojawiają myśli, że wszystko jednak potrafię schrzanić, nawet najlepszą relację być może schrzanię, bo będę miała jakieś nieadekwatne zachowania i nieadekwatne emocje.
Ale zauważcie, że tak jak mówiłam, miłość ma być prosta, ona ma nam dawać spokój. I taka właśnie ma być relacja z Albertem. Albert to przeciwieństwo Mariusza. Mariusz to jest ktoś, kto tworzy związki, daje sprzeczne sygnały. Zbliża się, potem wycofuje, znów zbliża się i ponownie wycofuje. Mówi, że on to właściwie nic nie chciał, a następnie wydzwania i mówi, że chciałby z Tobą spędzić resztę życia, ale właściwie to może jeszcze nie dziś, nie od dziś, może kiedyś. No wiadomo, po prostu rezultat jest taki, że nie wiesz, co jest prawdą, co nie jest prawdą i wszystko jest mega uciążliwe i skomplikowane. Albert natomiast jest rzeczowy, konkretny, naturalny, stara się, bo mu zależy, a nie po to, żeby coś ugrać. On po prostu wie, czego chce, bo Albert ma uporządkowane wszystko w swojej głowie i nie boi się bliskości. A może nawet trochę się boi, ale nie ma problemu z tworzeniem bliskości. Albert ma gotowość na miłość, gotowość na to, by Ciebie kochać. I dlatego relacja z nim będzie o wiele prostsza.
I jeśli on nie będzie niczego utrudniał, to nawet gdy w Tobie, Amelio, pojawi się trochę lęku, to prawdopodobnie Albert pomoże Ci z tym lękiem sobie poradzić. Zauważ, że w nas lęk najbardziej się pojawia wtedy, kiedy przestajemy komuś ufać, kiedy mamy wątpliwości co do tego, czy możemy komuś zaufać, czy ta osoba nas przypadkiem nie odrzuci za chwilę, krótszą lub dłuższą. Ale pamiętajmy o tym, że my możemy komuś ufać nie dlatego, że ktoś jest fantastyczny. Tylko ufamy dlatego, że ta druga osoba nam pokazała, że jej można ufać. A na to potrzeba czasu. I taki Albert prędzej czy później udowodni, że mu można ufać. Będzie dokładał cegłę do cegły, aż zbuduje w Tobie porządne zaufanie do siebie. I wtedy Twój lęk prawdopodobnie gdzieś tam się rozpłynie, bo on już nie będzie pasował do tego, co zrobił Albert. Naprawdę byś musiała się nagimnastykować, żeby siebie przekonać, że coś tu nie gra, podczas gdy Albert pokazał, że wszystko jest okej. Sytuacja jest pod kontrolą i jesteś bezpieczna.
Pamiętajmy o tym, że jeżeli zaczynamy tworzyć nowe relacje, to w każdym z nas jest trochę lęku. Nawet w Albercie. Tak jak poprawiłam się sama, że Albert nie boi się bliskości, a może jednak trochę się boi. Więc to nie chodzi o to, żeby się nie bać, bo przecież zawsze, wchodząc w nowy związek, ryzykujemy, bo nie wiemy, kim się okaże ta druga osoba i jak nas potraktuje za miesiąc, za dwa czy za pół roku. Jednak różnica między Albertem i Mariuszem polega na tym, że Mariusz profilaktycznie się wymiksowuje, zanim cokolwiek się wydarzyło, z powodu swoich własnych obaw. A taki Albert właśnie działa mimo lęku. On ma odwagę odsłonić się i zaryzykować tym, że go zranisz. I to tak właśnie jest ze wszystkimi ludźmi właściwie, którzy tworzą nowy związek i nową relację. Albo się odsłaniamy i pokazujemy prawdziwych siebie i idziemy w to, decydujemy się, że wchodzimy w to jednak, mimo swoich obaw, mimo ryzyka, mimo że nie wiemy tak na dobre, kim jest ta druga osoba i kim się ona okaże być za pół roku. No a jak nie ryzykujemy, to budujemy dookoła siebie mur i wtedy właściwie żadnej relacji nie jesteśmy w stanie stworzyć. Albo tworzymy takie relacje powierzchowne i fikcyjne.
Więc to, Amelio, że Ty się boisz, jest całkiem adekwatne, jest normalne i jest okej. I właściwie gorsze rzeczy wychodzą wtedy, kiedy się nie boimy. Zauważ, że prawdopodobnie nie bałaś się w relacjach z Mariuszem, bo Mariusz doskonale potrafi, pewnie w dużej mierze też nieświadomie, zbudować takie fałszywe zaufanie do siebie przez to, że go idealizujemy. Natomiast wchodząc w każdą prawdziwą relację, po drodze będziemy czuli obawy. I właśnie ta druga osoba z biegiem czasu ma nas przekonać do tego, że nasze obawy nie są potrzebne, bo warto komuś ufać.
Motyle w brzuchu kuszą, ale są powiązane z… niepewnością
Wracając do Mariusza, on tak jakby zarzuca wędkę, łapie nas na haczyk, na samym wstępie, i uruchamia schemat. Działa to zazwyczaj tak, że pojawia się facet, który wydaje się atrakcyjny, czy fizycznie, czy jakkolwiek inaczej, np. mentalnie, w zależności od tego, co na kogo działa. Mariusz to jest ktoś, kto trafia idealnie w nasz schemat najbardziej atrakcyjnego mężczyzny. Włącza się taki guzik i zaczyna się idealizowanie. Zaczynam myśleć o tym Mariuszu. Myślę, myślę i sobie wyobrażam. A on się pojawia, potem się wycofuje, potem się pojawia znowu i wycofuje, co mnie jeszcze bardziej skłania do rozmyślań. Bo ja właściwie od niego nic konkretnego się nie dowiaduję, tylko się tak domyślam, czemu on tak się wycofuje, czemu on się zbliża, czego on w ogóle chce. A ponieważ on się wycofuje, to mi w niczym nie zagraża, że się wpakuje z butami w moje życie. Szczególnie jeżeli boję się bliskości, to w ogóle mi ten Mariusz nie zagraża. I po prostu idealizacja spokojnie się toczy… a może niespokojnie, przepraszam! W piorunującym tempie idealizacja Mariusza toczy się w mojej głowie. Ja go wymyślam, myślę o nim i go zmyślam. Zmyślam i zmyślam, i mam w końcu jakąś fantastyczną wizję tego Mariusza. Już w ogóle nie ma we mnie miejsca na lęk, no bo przecież z tak fantastycznym facetem to przecież mogłabym spędzić resztę życia. I ja już to wiem, po trzech dniach od tego jak go poznałam.
I to się dzieje, zauważcie, samo. Ta piękna historia dzieje się sama w naszej głowie. My nie musimy właściwie nad niczym pracować. To się po prostu nam wymyka spod kontroli. Dlatego, że Mariusz, tak jak mówiłam na początku, zarzuca tę wędkę, łapie nas na haczyk i uruchamia mechanizm idealizacji samego siebie. A idealizując Mariusza, przy okazji też często siebie deprecjonujemy. Czyli powstaje taka rozbieżność. On jest taki wspaniały, a ja właściwie gorsza od niego, no bo trochę jednak beznadziejna. Nie tak idealna jak on, ale jak się postaram i zasłużę, to jednak może jakoś mnie zaakceptuje i przyjmie do swego życia. I ta idealizacja, tak jak mówiłam, dzieje się sama. To jest automatyczne. Historia się rozgrywa w mojej głowie. Piękna historia miłosna między mną a Mariuszem. I właściwie to nie muszę go nawet realnie poznawać. Nie muszę poświęcać czasu na poznawanie go, bo ja przecież już go znam, bo go poznałam w swojej własnej głowie. Tego idealnego i zmyślonego. Wszystko wspaniale się potoczyło. Nie potrzebuję czasu. Nie potrzebuję faktów. Nie potrzebuję jakiegoś takiego poobserwowania go. Nie potrzebuję nawet realnych rozmów z nim na ważne tematy. Nie potrzebuję zadawać mu pytań. Nie potrzebuję się dowiadywać, jaki ma system wartości, bo już przecież wiem, że wszystko jest idealnie.
I tutaj ten lęk może gdzieś w nas jest, ale Mariusz jest tak wspaniały, że lęk schodzi na bardzo daleki plan. I my tego lęku nie czujemy, ale jednak często czujemy motyle w brzuchu, które są, zauważcie, powiązane z lękiem, z niepewnością. Te motyle w brzuchu wcale nie są dobrym znakiem, ale do tego zaraz wrócę. Więc czujemy te motyle w brzuchu, które wynikają z miksu różnych emocji, fascynacji, wątpliwości i takiego emocjonalnego rollercoastera, który funduje nam relacja z Mariuszem.
Natomiast wchodząc w relację z Albertem, on nie uruchamia w nas żadnego mechanizmu. On nie zarzuca tej wędki i nie łapie nas na haczyk. Nie uruchamia mechanizmu idealizacji i my na tego biednego Alberta patrzymy zupełnie normalnie. Nie idealizujemy go tak jak Mariusza. On nie dostaje od nas na wstępie miliona bonusów zupełnie za nic, tylko biedny Albert na serio musi się wykazać, żeby zbudować do siebie zaufanie. I wtedy to, co robi Albert, nie odbywa się w tak piorunującym tempie. W trzy dni raczej nie zbuduje zaufania do siebie. Nie odbywa się to w tak piorunującym tempie, jak powstaje nasza wyobrażona, idealna wersja Mariusza. Czyli zauważcie, że ta relacja z Albertem jest taka trochę żmudna, powolna, spokojna i bardziej statyczna. No i jeszcze w dodatku nie ma motyli w brzuchu, bo on nam właściwie nie dostarcza żadnej niepewności. Tam jest wszystko proste i klarowne. Nie generuje w nas emocjonalnego rollercoastera. Po prostu wiemy, że jest okej. Czujemy spokój w tej relacji.
Dom jest bazą i związek też nią powinien być
I tutaj nasze obawy mogą być bardziej wyraziste, bo nie są przykryte mieszanką miliona różnych innych emocji, jakiejś wielkiej ekscytacji, po niepewność, smutek, żal, radość, szczęście itd. Czyli wszystko to, co występuje w relacji z Mariuszem. Tutaj czujemy spokój w relacji z Albertem, więc trochę niepokoju też możemy w sobie dostrzegać. No i ten niepokój, tak jak mówiłam, on jest jak najbardziej na miejscu, bo głupio jest wchodzić z wielką wiarą w relacje z kimś, kogo nie znamy. To by było mega naiwne, prawda? Czyli krótko mówiąc, na początku relacji z Albertem czujemy spokój i trochę niepokoju, bo jest to nowa relacja, ale takiego adekwatnego niepokoju do tego właśnie, że jest to nowa relacja. Nie jest to jakiś niepokój, który by nam przeszkadzał, który burzyłby spokój. On chyba zazwyczaj nie koliduje z tym spokojem, który czujemy w relacji z Albertem. Ale oczywiście może być też tak, że tego niepokoju nie będę czuła. Czyli spokój z lekkim niepokojem, z przewagą spokoju albo po prostu sam spokój. To jest to, co czujemy na początku relacji z Albertem.
Jeśli jednak czujemy ten niepokój, to pamiętajmy, tak jak mówiłam, Albert jest człowiekiem, który może Ciebie przekonać do tego, że masz prawo w tej relacji czuć się spokojnie, masz prawo czuć się bezpiecznie, że „jesteś tu bezpieczna”, że „nic Ci nie zrobię”, że „możesz na mnie liczyć”. Tylko to oczywiście zajmie trochę czasu. Dajcie tym biednym Albertom czas. Dajcie im się wykazać. Po prostu niech oni pokażą, co mogą Wam ofiarować, co mogą wnieść w Wasze życie. Na spokojnie. Bo pamiętajmy, że nie da się człowieka poznać w trzy tygodnie, w trzy dni to już w ogóle się nie da. Nawet w pół roku właściwie nie da się poznać człowieka. Choć powiedzmy, że jak ktoś udawał, że się stara, to po pół roku zazwyczaj wymięka. Daj czas Albertowi. Daj czas sobie. Niech to sobie po prostu płynie. Przyglądaj się faktom. Jeżeli coś nie gra, zadawaj pytania. Wyjaśniaj. Mów o swoich wątpliwościach i o swoich potrzebach. Niech to wszystko będzie jak najbardziej proste. Po prostu – proste. Dążymy do prostoty. Tak, jak ja w tym podcaście.
Naprawdę, w życiu jest tyle skomplikowanych rzeczy, że nie ma sensu jeszcze wchodzić w jakiś skomplikowany związek i sobie dokładać problemów, zamiast zbudować z kimś taką bezpieczną bazę. Prawda? Związek to ma być taka bezpieczna baza, z której startujemy ku reszcie naszego życia. Ale jeśli związek będzie skomplikowany i trudny, to my nie będziemy mogli nigdzie wystartować, bo będziemy się koncentrowali na naprawianiu związku i po prostu w tej naszej bazie utkniemy. Baza to ma być azyl, ma być dobrze, bezpiecznie i ciepło. I zobaczcie, chyba jednocześnie mówię teraz o związku i o domu. Prawda?
Można powiedzieć zupełnie to samo o domu, że dom to ma być bezpieczna baza wypadowa, do której wracamy, żeby się oderwać od całego skomplikowanego świata i następnego dnia znowu móc wyruszyć i budować coś. Podejmować wyzwania, walczyć i potem znowu tam wracamy. Swoją drogą to może by był ciekawy temat na odcinek podcastu, prawda? Czym różni się dobry związek od domu? W końcu dom to ludzie. Ludzie tworzą dom. Ja tak uważam. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o budowanie budynku. Tylko wiecie, taki dom emocjonalny, mentalny. A więc, Amelio, zachowaj spokój, bo tylko spokój może nas uratować. Bądź czujna i staraj się od razu wyjaśniać wszystkie Twoje wątpliwości.
Dziękuję za przeczytanie tego odcinka. Jeśli masz ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyj sobie na stronę pokojwglowie.pl. Tam znajdziesz linki do mediów społecznościowych. Znajdziesz transkrypcję wszystkich odcinków podcastu. Znajdziesz też kurs „Emocje to kompas”, gdzie uczę, jak korzystać z emocji jako z kompasu w życiu. I jest też sklep z pamiątkami dotyczącymi treści niniejszego podcastu.