109: Bliskość z obcym człowiekiem

Odcinek o tym, jak wciągamy ludzi w bliską relację, mimo, że zbytnio ich nie znamy. A to wszystko z potrzeby miłości, z potrzeby podtrzymania nadziei, że z tej relacji jeszcze coś fajnego może wyniknąć. Mimo, że fakty jednak sugerują, żebyśmy sobie odpuścili.

Kurs „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska, Polskie Radio (w likwidacji)
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl

W materiale użyto fragmentów utworu „Bass Walker” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

109: Bliskość z obcym człowiekiem

Witam w 109. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. W tym odcinku chciałabym ponownie nawiązać do tematu orbit i ludzi na naszych orbitach. Temat ten już poruszałam kilka razy. Przede wszystkim mówiłam o tym w odcinku 42., który nosi tytuł „Wywalać go z życia, czy nie wywalać?”. Nawiążę też do historii Róży i Mariusza. Połączę po prostu te dwa wątki, ponieważ zauważyłam, że jest tam coś ciekawego, o czym warto by było pogadać w tym podcaście.

Krótko o tym, co już wiemy o orbitach, Róży i Mariuszu

W ramach wprowadzenia: jeżeli możecie, to posłuchajcie sobie wcześniejszych odcinków – odcinka 42. o orbitach i być może też różnych wcześniejszych odcinków na temat Róży i Mariusza – jeśli nie kojarzycie tego wątku. Ale spróbuję teraz tak trochę nakreślić, co tam było w tych odcinkach, tak żeby się dało słuchać tego odcinka bez słuchania tamtych.

Okej, o co chodzi z orbitami? Zacznę od tego. Kiedyś mówiłam, że ludzie, którymi jesteśmy otoczeni, są na różnych orbitach. Wokół nas można sobie wyobrazić, że mamy takich dziesięć orbit i my jesteśmy w centrum. Każdy z nas jest centrum. Każdy z nas jest takim jakby Słońcem, gwiazdą. I dookoła nas są te orbity. Najbliżsi ludzie są na tych bliskich orbitach. Dalsi ludzie na dalekich. A na orbicie np. dziesiątej są osoby, którym może byśmy powiedzieli „cześć”, ale w ogóle nie wiemy, co u nich słychać. Nie dowiadujemy się. Po prostu jacyś tacy dalecy znajomi. Wiemy, kim są, ale nie mamy ze sobą zbyt wiele wspólnego w życiu.

I pamiętajmy, że ludzie mogą się przemieszczać z orbit dalszych na bliższe, z bliższych na dalsze. W zależności od tego, jaka jest dynamika danej relacji, co tam się wydarzyło, czy mamy ze sobą wiele wspólnego w danym momencie życia, czy nie. Bardzo często jest tak, że ktoś jest przyjacielem, a potem nasze drogi się rozchodzą po kilkunastu, kilkudziesięciu latach. Okazuje się, że mamy inne potrzeby, może nawet inny system wartości. Więc ci przyjaciele, powiedzmy, z orbity drugiej czy trzeciej, przenoszą się na orbitę siódmą na przykład. Albo i dziesiątą. Różnie to bywa. Nie ma jednej recepty na życie z ludźmi, na umieszczanie ich na którychś tam orbitach i jeszcze w dodatku przetrzymywanie na tych orbitach.

Po prostu – relacje ewoluują. One mają być dopasowane do nas, a my się zmieniamy. Pamiętajmy o tym. I jeżeli w bliskiej relacji dwie osoby się rozwijają, to jest super. Jeżeli rozwija się tylko jedna osoba, a druga gdzieś tam została w punkcie, w którym oni się poznali (chodzi mi o taki rozwój przede wszystkim emocjonalny), no to pewnie drogi tych osób się rozejdą i oni z bliskich orbit u siebie nawzajem przeniosą się na te orbity dalsze. W każdym razie na orbicie pierwszej, drugiej, są osoby, które kochamy, nasza rodzina, dzieci, osoba, z którą jesteśmy w związku. I to są te najważniejsze, absolutnie najbliższe nam orbity. A my, tak jak mówiłam, jesteśmy w centrum. Jesteśmy taką gwiazdą.

I teraz przybliżę jeszcze, o co chodzi z Różą i Mariuszem, jakby ktoś nie wiedział, bo na przykład w tym momencie zaczyna słuchanie tego podcastu. Róża i Mariusz, to jest taka historia, gdzie Róża poznała Mariusza w pracy. Pracują w jednym miejscu, w jednym biurze, w jednej firmie. I ona się w nim zakochała, mimo że Mariusz dawał jej sprzeczne sygnały. Ale ogólnie to mu na Róży nie zależy. Wywija się od spotkań. Nie dotrzymuje obietnic. Nie dotrzymuje umów. Raz się pojawia w życiu Róży, potem znika. Ona go wyidealizowała i tej wyidealizowanej wersji Mariusza uporczywie się trzyma. Wyobraziła sobie człowieka w myśl zasady, że im więcej o kimś myślisz, tym bardziej jest on zmyślony. Róża o Mariuszu myślała bardzo dużo. Myślała o nim, kiedy go nie było, a go nie było raczej częściej niż był. Myślała tak, i myślała, i ma naprawdę fantastyczną wersję tego faceta w swojej głowie, która ma się nijak do tego, kim Mariusz jest realnie. Ale Róża tego nie wie. Nie za bardzo odróżnia jednego od drugiego i wydaje jej się, że zmyślony Mariusz to ten prawdziwy Mariusz. Facet, który ją olewa, wydaje się jej być ideałem.

Granice receptą na bliskość bez lęku

I teraz przejdźmy do tego, co bym chciała, żeby było sednem tego odcinka. Wy często nie za bardzo wiecie – Wy, czyli osoby, z którymi rozmawiam, bo ja prowadzę terapię i po prostu poruszam tutaj, w tym podcaście, takie wątki, które mi się często przewijają na spotkaniach – jak zabrać się do nowej relacji i ile sobie dać czasu, na co sobie pozwalać, na co nie pozwalać, czy stawiać granice, czy tych granic nie stawiać? Jeśli stawiać, to gdzie i kiedy? I w ogóle, jak je stawiać? O tym często nie mamy pojęcia, bo nikt nam też nie powiedział właściwie nic o stawianiu granic, o asertywności, o słuchaniu siebie i takich sygnałów, płynących z naszego wnętrza. Więc nie wiemy, jak się do tego zabrać.

No i właśnie. Wiele osób ma problem z tym, co zrobić z jakąś nową relacją, jeżeli czują, że coś tam nie gra. I w rezultacie te relacje, które nam nie całkiem pasują, kiedy mamy wrażenie, że ktoś może chce od nas więcej, niż my jesteśmy w danym momencie mu dać, wydają nam się być przerażające, bo my nie czujemy prawa do stawiania granic. Nam się wydaje, że to będzie bardzo niemiłe. Nie stawiamy też tych granic asertywnie, czyli z szacunkiem do siebie i innych, czyli w klarowny sposób. Tylko rzucamy czasami zawoalowane komunikaty, które miałyby dać komuś do zrozumienia, że może chce od nas zbyt wiele i powinien się odsunąć. Ale bardzo często jest tak, że ta druga strona w ogóle tego nie widzi, co my mówimy. Nie słyszy tego, co mówimy i nie rozumie. No bo przecież nikt nie umie nikomu czytać w myślach.

Pamiętajcie, jeżeli mówicie coś i ktoś ma się jeszcze z Waszej wypowiedzi domyślić, jaki był sens, to równie dobrze moglibyście nie powiedzieć totalnie nic i wyszłoby pewnie na to samo. A może jeszcze nie wyszłoby na to samo, bo przynajmniej nie mielibyście nadziei, że on może zrozumie i się domyśli. I wszystko byłoby proste. Nie powiedziałam, więc tego nie wie. A tak to jest, że „przecież mówiłam, a on nadal nie rozumie”. No i taki typek, zobaczcie, zaczyna być wkurzający. I często jest to właśnie Albert. Czyli taki facet, który się pojawia w naszym życiu i mu zależy. On chce w tym życiu być, a wiele osób ma problem z tymi Albertami. Wiele kobiet ma problem z tymi Albertami, bo Albert chce być blisko, a one nie umieją stawiać granic, więc uciekają od Alberta. Profilaktycznie. Może dlatego też, że Albert nie rozumie zawoalowanych komunikatów, czyli granic, które niby mają być postawione, ale nikt ich właściwie nie stawia, bo te granice są w podtekście, są jakimś drugim dnem, albo nawet nie drugim dnem, w wypowiedziach. I Albert miałby się domyślić, ale się nie domyśla, no bo jak ktoś mówi „bla, bla, bla, bla, bla”, to z tego nic nie wynika. Zatem jeśli nie komunikujemy klarownie, to można powiedzieć, że coś nie zostało powiedziane wcale.

No właśnie. Nie wiemy, co zrobić z tymi granicami, więc uciekamy z relacji, boimy się tych relacji. Relacje, bliskość w ogóle, którą sobie wyobrażamy, wzbudza w nas lęk. Stąd tak dużo osób ma też lęk przed bliskością, ponieważ nam się wydaje, że to jest jakaś taka totalna utrata kontroli nad życiem i uleganie temu, czego chce druga osoba. A jeszcze w dodatku, jeżeli mamy przykre doświadczenia dotyczące bliskości, bo takie wynikają z naszej przeszłości, często też z naszego dzieciństwa, to tym bardziej bliskość będzie się nam nieciekawie kojarzyć. Chodzi mi tu o relacje z rodzicami, gdzie na przykład łatwo można było być ukaranym odrzuceniem, gdy robiło się coś, co tym rodzicom nie pasowało chociażby. Jeżeli bliskość nam się kojarzy z takim ciągłym odrzuceniem, ciągłą walką o to, żeby nie zostać odrzuconym, to ta bliskość jest jednocześnie przykra.

I z jednej strony, zobaczcie, mamy wyobrażenie jakichś fajnych związków, w których być może są inni ludzie. Normy społeczne są takie, że jednak wpycha się ludzi w związki. Zakłada się, że jak ktoś jest singlem, to jest jakiś taki dziwny, podejrzany. Z czym w ogóle się nie zgadzam, no ale powiedzmy, że takie jest stereotypowe podejście, że powinno się być w związku. Prawda? A jednocześnie bliskość wydaje się nam być potrzaskiem, taką pułapką, czymś nie do zniesienia, czymś, co będzie się wiązało z poświęceniami, wyrzeczeniami, cierpieniem, udręką. Bo często tak wspominamy różne chwile z naszego dzieciństwa, kiedy np. rodzic nas odrzucał. I nie chcemy, za cholerę nie chcemy do tego wracać w nowej relacji, a jednocześnie chcemy stworzyć związek. I dla nas, gdzieś tam pewnie często nieświadomie, związek i ta negatywna bliskość, kojarząca nam się z odrzuceniem, to właściwie jest to samo. To synonim. Związek = ciągłe zagrożenie, że ktoś mnie odrzuci. I to jest, wiecie, taki abstrakt lęku przed bliskością, moim zdaniem. Czyli z jednej strony jesteśmy bardzo samotni i bardzo chcielibyśmy mieć kogoś blisko siebie, a z drugiej strony sabotujemy bliskość, bo jest ona przerażająca i takiej bliskości, jaką mamy zakodowaną w naszych głowach, wcale nie chcemy. Czyli walczymy sami ze sobą. Sami sobie zaprzeczamy.

 

Awans na bliższe orbity jest procesem, a nie szybkim wypełnianiem luki

I teraz, wracając do tematu orbit, że na orbitach najbliższych są ci ważni ludzie, a na tych dalszych są jacyś odlegli ludzie, których po prostu znamy. To zauważcie, co robiła Róża, kiedy poznała Mariusza. Ona zaczęła go sobie wyobrażać i wtedy właściwie, nie znając człowieka, próbowała go wrzucić na jedną ze swoich najbliższych orbit. I nam się nie wiadomo czemu wydaje, że tak właśnie się rozpoczyna bliskie relacje. Mamy wakat na orbicie pierwszej – na pierwszej, bo osoba ze związku to powiedzmy, że jest na pierwszej. Mamy wolne miejsce na tej orbicie. Bardzo byśmy chcieli tam kogoś wstawić. Rozpaczliwie szukamy, jednocześnie w sumie sabotując, więc wybieramy takie osoby, które nie będą zagrażające, bo one nie będą chciały w sumie być w naszym życiu.

A jednocześnie nie umiemy stawiać granic. Nie wiemy, jak się zabrać do tych relacji. Nie wiemy, co z nimi robić. Nie wiemy, ile poświęcić na to czasu. Nie wiemy, jak sprawdzić w ogóle, czy sprawdzać, czy ktoś się nadaje, czy się nie nadaje. I próbujemy pakować obcych ludzi na swoją pierwszą orbitę. Bez sensu, prawda? Tych obcych ludzi, których totalnie nie znamy, o których nie wiemy nic. Znamy najczęściej tylko ich wyobrażoną wersję. Albo wiemy, że fajnie wyglądają i fajnie nam się z nimi rozmawiało, wymieniając wiadomości. Albo fajnie nam się z nimi rozmawiało przez trzy godziny w jakiejś knajpie i nie wiemy o nich zupełnie nic. Nie wiemy, jaki mają system wartości, co zrobili w swoim życiu dotychczas, co zrobili w relacjach z innymi ludźmi, a czego nie zrobili, czy w ogóle szanują ludzi. No nie wiemy o nich zupełnie nic i wrzucamy ich na orbitę pierwszą. Próbujemy przynajmniej ich tam wcisnąć. I zobaczcie, bliskość tym bardziej może się wydawać przerażająca, bo jak my wciskamy obcych ludzi na pierwszą orbitę, oni nas wtedy zawodzą i uciekają z tej naszej pierwszej orbity, to przecież to potwierdza we wspaniały sposób, że bliskość = odrzucenie.

A spójrzmy teraz na inne relacje, na przyjacielskie relacje, na naszych przyjaciół, którzy są na orbicie dwa lub trzy. Przecież ci ludzie najczęściej nie znaleźli się tam w ciągu tygodnia. Najczęściej są to relacje, które trwają od wielu, wielu lat. I zauważmy, że te osoby pewnie się po prostu pięły po tych orbitach. One jakby przeskakiwały z jednej orbity na drugą, na te orbity coraz bliżej nas, bo te osoby chciały tego, starały się, pokazywały, że można im ufać. Te relacje trwały już tyle, że mamy tych ludzi po prostu super przetestowanych. Wiemy, czego się po nich spodziewać, czego się po nich nie spodziewać. Wiemy, co lubią, czego nie lubią, czego chcą, czego nie chcą. Jak potraktowali innych. Jak się zachowują, gdy pojawia się konflikt na przykład. Jak się zachowują w podróży. Jak nam będzie z nimi w tej podróży. I to nie są obcy ludzie. To jest przeciwieństwo obcych ludzi. To są nam bardzo dobrze znani ludzie.

Przyjaciele to są najczęściej ludzie, których znamy bardzo długo i oni stali się, w trakcie tych lat, naszymi przyjaciółmi, bo tak wynikało z różnych sytuacji, w których przetestowaliśmy te relacje. A jednocześnie próbujemy sprawić, że ktoś będzie jeszcze bliższą nam osobą, zupełnie nie testując. I zobaczcie, jak jest to niesprawiedliwe wobec naszych przyjaciół, naszej rodziny, którą kochamy, że obcych ludzi wciskamy na naszą pierwszą orbitę i zachowujemy się tak, jakby ci obcy ludzie byli ważniejsi niż nasza rodzina i przyjaciele. Czasem tak się zachowujemy. Nie mamy czasu dla przyjaciół, rodzinę spychamy na dalszy plan, bo pojawił się jakiś Mariusz, który w ogóle na tę pierwszą orbitę nie zasłużył. Mało tego, on tam w ogóle nawet nie chce być. Więc to jest, zobaczcie, proste.

Jeśli macie wątpliwości, jak rozgrywać nową relację, a spotykacie kogoś fajnego, z kim fajnie Wam się gada, nie czujecie motyli w brzuchu, ale chcecie dać tej relacji szansę (swoją drogą to jest optymistyczne, że tych motyli w brzuchu nie czujecie, bo tak to właśnie bardzo często wygląda w opowieściach na temat początków dobrych związków), to pozwólcie mu, żeby on sam, po prostu, zbliżał się z orbity dziesiątej na tę pierwszą za pomocą działań, które podjął. Za pomocą swoich działań. Nie wciskajcie go nigdzie na siłę. Nie dawajcie mu forów. Niech on po prostu tę drogę przejdzie. Jeżeli ktoś nadaje się na przyjaciela, to będzie się nadawał do związku. Jeżeli ktoś nie nadaje się na przyjaciela, to przecież nie stworzycie z nim dobrego związku. Więc najpierw trzeba sprawdzić, czy ktoś w ogóle może być Waszym przyjacielem. Jeżeli będzie przyjacielem, to może będzie się nadawał na najlepszego przyjaciela. A jeżeli będzie najlepszym przyjacielem to znaczy, że jest świetnie. Można jeszcze do tego dorzucić trochę namiętności i stworzyć najbliższą relację, czyli taką bardzo intensywną, z kimś, z kim będziemy mieć kontakt właściwie dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo z nim prawdopodobnie zamieszkamy.

Zauważmy więc, że lęk przed bliskością jest zupełnie uzasadniony. Właściwie jest racjonalny, że tak powiem, jeżeli chcemy tę bliskość budować z obcymi ludźmi. On jest po prostu ostrzeżeniem, takim sygnałem „hola! hola! nie przeginaj! sprawdź człowieka, przecież nic o nim nie wiesz!”. Zatem, jeśli ktoś ma w swoim otoczeniu Alberta i jeszcze w dodatku boi się Albertowi dać szansę z powodu właśnie swoich obaw przed bliskością, to myślę, że warto spróbować dać Albertowi przejść tę drogę z dalekiej orbity na te bliższe orbity. I zobaczyć jak on to rozegra, czy będzie konsekwentny, czy będzie się zbliżał, czy może się okaże być Mariuszem i w pewnym momencie zawróci, bo będzie już zbyt blisko i będzie go to parzyć.

Nie wyjaśniłam na początku odcinka o co chodzi z Albertami, mówiłam tylko o Mariuszu i Róży. Albert to jest ktoś, kto ma dobre zamiary i rzeczywiście robi to, co mówi. Jest uczciwy. I jest Różą naprawdę zainteresowany – po prostu zależy mu na niej, więc Róża się go obawia i nie za bardzo chce mu pozwolić na bycie w swoim życiu, bo bezpieczniej przecież jest z Mariuszem, który w tym jej życiu wcale nie chce być. Mariusz nie zagraża jej bliskością, a Albert zagraża, że stworzą bliską relację, której tak naprawdę Róża w głębi bardzo chce. Ale jak już tłumaczyłam, my się też bliskości boimy, jeżeli mamy z przeszłości negatywne doświadczenia związane z bliskością.

To już wszystko, co chciałam powiedzieć w tym odcinku. Dziękuję za przeczytanie. Jeśli masz ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyj sobie na stronę pokojwglowie.pl. Są tam linki do mediów społecznościowych i transkrypcje wszystkich odcinków tego podcastu. Jest też sklep, w którym można nabyć różne fajne rzeczy, np. produkty elektroniczne i fizyczne. Także wszystkie powiązane z moimi treściami.

Shopping Cart