117: Grzeczni mają najgorzej

Tak to już bywa, że dobrzy ludzie są niewidzialni (czyli też niedocenieni), podczas gdy wielbimy bezczelnych chamów. Dobrzy ludzie dostają karę- są ignorowani. Tak jak dobry Albert, który „blado” wypada na tle Mariusza- bo wydaje się być nudziarzem.

Kurs „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska, Polskie Radio (w likwidacji)
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl

W materiale użyto fragmentów utworu „Faster Does It” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

117: Grzeczni mają najgorzej

Witam w 117. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Tym razem chciałabym porozmawiać z Wami o tym, że często niestety grzeczne dzieci mają najgorzej. Ale będę mówiła nie tylko o dzieciach, tak naprawdę o grzecznych ludziach, czyli takich, którzy się zachowują okej i przestrzegają norm społecznych, są w porządku wobec innych, są lojalni i nie generują niepotrzebnych problemów. Zarówno jako dzieci, jak i dorośli, możemy czasem przez taką postawę niestety tracić, bo ona jest po prostu przez wiele osób niedoceniana.

 

Kim jest grzeczne dziecko

Zapewne wielu z Was słyszało o takiej historii – może jest to historia brata lub siostry, może Wasza własna albo jakiejś przyjaciółki, przyjaciela czy kogoś innego znajomego, kto miał rodzeństwo – i sam był tym grzecznym dzieckiem. Jeżeli Ty byłaś tą grzeczną siostrą, a miałaś na przykład niegrzecznego brata, grzeczne w cudzysłowie, prawda, czyli takie dziecko, które dopasowuje się do oczekiwań i do norm społecznych. I tutaj może nie będziemy też wnikać w to, czy to jest taka wytresowana grzeczność związana jednocześnie z tłumieniem emocji przez to dziecko, czy opcja numer dwa, może to dziecko po prostu jest spokojnym człowiekiem, no i tak z natury się zachowuje, że przestrzega norm społecznych. Jak na przykład siedzi przy stole, to po prostu siedzi, je i rozmawia z ludźmi, nie rzucając jedzeniem. Jeżeli pójdzie do restauracji, to tam też po prostu siedzi i je. Jak jest w teatrze, to ogląda spektakl. Jeżeli coś mówi, to bardzo cichym szeptem itd. No nie? Bo powiedzmy, że niektórzy ludzie w ten sposób się zachowują, a inni się zachowują w taki sposób, który przeszkadza innym. Czyli wbrew jakimś normom, dotyczącym pewnych miejsc i pewnych sytuacji. 

No i dzieciaki często nie za bardzo znają te normy, więc nie mogą się dostosować, ale z biegiem czasu je poznają. I myślę, że nawet z czterolatkiem i pięciolatkiem spokojnie można iść do restauracji i po prostu usiąść z nim przy stole, nawet bez żadnego krzesełka dla dzieci i zjeść posiłek. Oczywiście wiadomo, że to jest zależne od dnia i od sytuacji. Ale dobra, to jest inny temat. No w każdym razie niektóre dzieciaki robią tak z natury, bo nie mają potrzeby szaleć, świrować, demolować. W ogóle nie mają takiej potrzeby. A inne dzieciaki czasem mają lepszy dzień, czasem gorszy. W zależności od tego, czy np. są zmęczone, czy przebodźcowane, wtedy mogą się zachowywać nie tak, jak nakazują normy społeczne, dotyczące pewnego miejsca. A jeszcze inne dzieci, czyli te grzeczne dzieci, ale już w takim najgorszym znaczeniu, czyli takim najbardziej nieprzyjaznym znaczeniu, to są dzieci, które po prostu boją się być sobą, bo zostaną np. odrzucone przez swoich rodziców. Zostaną ukarane odrzuceniem, więc w jakiś sposób można powiedzieć, że ich grzeczność jest wytresowana. 

W dzisiejszym odcinku natomiast chciałabym mówić po prostu o dzieciakach, które dopasowują się do jakichś norm społecznych, dotyczących danej sytuacji i miejsca, niezależnie od tego, czy to zostało wytresowane, czyli czy one to robią z powodu obaw przed srogą karą, czy po prostu takie są z natury, że są spokojnymi ludźmi. W dzisiejszym odcinku takie przyjmijmy znaczenie określenia grzeczne dziecko.

 

Grzeczny, więc niewidzialny

Wracając do tego, od czego zaczęłam, że każdy z Was zapewne zna taką historię lub być może jest to Wasza własna historia, że byliście w rodzinie tym grzecznym dzieckiem. Przykład: wyobraźmy sobie rodzinę z trójką dzieci, gdzie środkowe dziecko jest tym grzecznym dzieckiem, najstarsze dziecko jest buntownikiem, a najmłodsze dużo choruje. Czyli ten buntownik swoim buntem skupia na sobie uwagę, chory skupia na sobie uwagę rodziców chorobami, no bo wymaga rzeczywiście dużo opieki i więcej troski, tak naprawdę, niż takie dziecko, które nie choruje za wiele. No więc zostaje to grzeczne dziecko, dla którego już nie ma czasu, nie ma miejsca na poświęcanie mu uwagi, nie ma tak naprawdę jakichś zasobów i energii. Ono się nie dopomina i nie domaga, więc najłatwiej jest je po prostu pominąć. I właśnie najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie, którzy byli tymi grzecznymi dziećmi, czuli się po prostu niedocenieni, niewidzialni i nieważni. Pomimo, że zachowywali się dokładnie w taki sposób, jaki odpowiadał oczekiwaniom społeczeństwa i oczekiwaniom ich rodziców. Oni po prostu spełniali oczekiwania rodziców i w rezultacie byli niewidzialni. Niezły paradoks, prawda? Oczywiście, zapewne większość z nich sobie wytworzyła w swojej głowie przekonania w stylu, że jestem nieważna, niewystarczająca, niewartościowy, gorszy itd. I podczas gdy te grzeczne dzieci były niewidzialne, to światła reflektorów skierowane były na dzieci niegrzeczne lub problematyczne z jakichś innych przyczyn, np. właśnie dlatego, że były chorowite.

Zauważcie, że właściwie podobnie możemy to rozpatrywać w sytuacji Mariusza i Alberta. Prawda? Porównania Mariusza z Albertem, gdzie Albert jest okej, jest lojalny, jest w porządku, można na niego liczyć, on nie generuje niepotrzebnych problemów. I jest w stanie wesprzeć Ciebie w dbaniu o Twoje potrzeby. Mariusz natomiast generuje problemy, których nie ma. Trzeba się z nim użerać i relacja z nim jest ciągłą walką. I w rezultacie nie doceniamy Alberta, bo jest nudziarzem. Alberta, który jest w porządku, tak naprawdę. Natomiast bardzo mocno zawyżamy wartość Mariusza. Wydaje nam się on jakąś gwiazdką z nieba, mistrzostwem świata, kiedy realnie, jakby się przyjrzeć, niszczy nas i rani. No nie? Wydaje nam się, że jest to ktoś wspaniały, a tak naprawdę to jest ktoś destrukcyjny dla nas. Ale my tego nie dostrzegamy. Wydaje nam się, że to jest fantastyczny facet. On jest taki wyrazisty. Wie, czego chce. Jest silny. Zdecydowany. „Asertywny” – w cudzysłowie oczywiście – bo tak naprawdę pomiata ludźmi. Albo przynajmniej pomiata Tobą. A Albert? Wydaje nam się, że są to takie ciepłe kluchy, bo nie pomiata Tobą. Zatem nie ma potrzeby poświęcać czasu i uwagi Albertowi, natomiast Mariuszowi poświęcamy czas, kiedy jest i kiedy go nie ma, rozmyślając o nim i rozmyślając o tym, jakby tu go naprawić, zmienić i w sobie rozkochać.

 

Dlaczego przymykamy oko na świństwa?

Teraz kolejny przykład. Jak na spotkaniach rozmawiam z ludźmi o lepszości i gorszości, albo inaczej, dzięki temu, że rozmawiam z ludźmi na spotkaniach indywidualnych o lepszości i gorszości, o tym wymiarze lepszość-gorszość, i pytam zawsze „jak Ty definiujesz sobie tę lepszość?”, no to właściwie to jest bardzo spójne. U różnych osób lepszość jest definiowana w podobny sposób. Czyli te osoby lepsze to są tacy ludzie, którzy osiągnęli sukcesy i są tacy wyraziści. Ale my nie bierzemy wtedy pod uwagę cech takich, które np. są przez nas oczekiwane w przyjaźniach. Czyli bardzo często jest tak, że my definiujemy kogoś lepszego zupełnie inaczej niż przyjaciela. Czyli na lepszość, jakby na uznanie za lepszego, zasługuje ktoś wyrazisty, osiągający sukcesy. Natomiast bardzo często też oczekiwania od przyjaciela mamy zupełnie inne, bo chociażby chcemy, żeby to był ktoś, na kogo można liczyć, ktoś lojalny, ktoś z kim można pogadać. I ten przyjaciel wtedy nie jest lepszy. To jest też ciekawy paradoks, prawda? Całe szczęście, że chcemy się jednak otaczać tymi ludźmi, jak się tak rozsądnie zastanowimy, którzy się nadają na przyjaciół, bo przejawiają takie zachowania, które mogą nam dać poczucie bezpieczeństwa. Ale jednak jednocześnie za lepszych, czyli takich bardziej zasługujących na uwagę, uważamy tych ludzi, którzy świecą w jakiś sposób. No nie? Jak gwiazdy. Świecą, bo osiągnęli sukcesy. Świecą, bo coś mają, gdzieś dotarli, niezależnie od tego, czy oni są lojalni, czy nas szanują, czy szanują innych ludzi i jaki mają system wartości. Oni mogą sobie spokojnie pomiatać ludźmi, bo są lepsi. I tak przecież jest bardzo często z celebrytami. Prawda? Myślę, że osoby, które mają styczność z show-biznesem, dokładnie wiedzą, że część celebrytów po prostu pamięta ludźmi. I najciekawsze jest to, że nikt im nie stawia granic, bo wszyscy uznają, że to jest okej i tak to ma wyglądać. Tak powinno być. Oni, ponieważ są lepsi, to mają prawo pomiatać. A my jesteśmy gorsi, to mamy prawo być pomiatanymi.

I już jakiś czas temu, ktoś skomentował jeden z moich odcinków podcastu na Spotify w ten sposób: „Zastanawiam się dlaczego Mariuszowie są tacy popularni. Ludzie o tego typu osobowości często są lubiani w towarzystwie. a rozsądnie do tego podchodząc, powinni być raczej wykluczani, bo są egoistyczni”. Czyli zobaczcie, wykluczymy część z nas, by szybciej wywaliła tego Alberta biednego, który jest nastawiony prospołecznie, skupiając się wokół Mariusza, który jest antyspołeczny tak naprawdę, bo jest skoncentrowany na sobie. A jeżeli coś mu nie pasuje, to po prostu kasuje człowieka lub deprecjonuje go w jakiś sposób.

No dobra, i wracając do tego pytania. Zrobiłam screena tego pytania na Spotify, za które też bardzo dziękuję osobie, która to napisała. To jest świetny temat do dalszych rozważań. I wstawiłam na Instagram Stories, dopytując Was, co Wy o tym myślicie. „Dlaczego przymykamy oko na świństwa, które Mariuszowie robią innym?”. I zaraz Wam powiem, jakie od Was uzyskałam odpowiedzi. A zatem przymykamy oko na te świństwa, bo najczęściej Mariuszowie mówią dużo dobrych rzeczy o sobie, o swoich zasługach w towarzystwie, czyli oni sami siebie opisują dobrze. Czyli my raczej nie polegamy na tym, czego doświadczamy z ich strony, tylko polegamy na tym, co oni o sobie powiedzieli. No nie? Jak oni mówią, że oni są odważni, mądrzy, no to my w to wierzymy, bo tak powiedzieli. Inna odpowiedź: bo żyjemy w społeczeństwie, w którym nadmierną pewność siebie i arogancję się nagradza.

I to właśnie o tym jest dzisiejszy odcinek. Chociaż właściwie o takim odwróceniu, że karze się właściwie tak naprawdę dobre zachowanie. Takie, które jest prospołeczne. Karzemy ludzi, którzy są prospołeczni, nie poświęcając im uwagi i uznając ich za niewidzialnych lub czasem nawet niezasługujących na szacunek. Dodatkowo, Mariusze, bo często są przystojni, inteligentni i dowcipni, więc przymykamy oko na ich świństwa. Bo lubianym i ładnym się więcej wybacza. Bo stwarzają pozory miłych i czarujących, że aż trudno uwierzyć, że robią świństwa. A i jeszcze jedno, mamy tendencję do mierzenia innych swoją własną miarą. Więc jeżeli my jesteśmy mili, to cudze bycie miłym odczytujemy, jakby miał te same intencje, co my, gdy jesteśmy mili. Prawda? Jeżeli my jesteśmy mili, bo kogoś lubimy, to gdy ktoś inny jest dla nas miły, to też zakładamy, że on nas lubi. A przecież wcale tak nie musi być, no nie? Bo Mariuszowie nie zawodzą naszych oczekiwań, tylko cudze. I czujemy się przez to wyróżnieni, że to nie mnie zawiódł, tylko ją. Zobaczcie, jakie to jest ryzykowne. To jest takie balansowanie na krawędzi. Nigdy nie wiadomo, czy ja lada chwila nie stanę się nią, czyli tą zawiedzioną.  Bo zdają się być kochani i pomocni. Zdają się być. Niesamowite poczucie humoru mają, charyzmę, bardzo są pomocni na początku znajomości. Bo są dobrymi manipulantami i nawet nie wiesz, że jesteś zmanipulowana do ich celów. Przymykamy oko na te świństwa, bo ludzie są interesowni. Czyli pewnie widzimy w tym jakiś interes swój. Bo są fascynujący, interesujący i charyzmatyczni. Robią wrażenie, dają nadzieję.

Ktoś inny napisał: bardzo dobre pytanie. Być może dlatego, że nie dotyczy nas to osobiście, tylko kogoś innego. Zobaczcie, nas nie obchodzi to, że ten Mariusz zrobił świństwo komuś innemu, tylko na sobie jesteśmy skoncentrowani też egocentrycznie. No nie? Zobacz, jeżeli poznajesz Mariusza i przymykasz oko na to, że on nie szanuje innych kobiet, to właściwie jesteś egocentryczna, jesteś skupiona tylko na tym, że Ty masz od niego coś uzyskać i Ciebie nie obchodzi to, że on pomiata innymi ludźmi, ich krzywdzi i rani. Mariuszowie potrafią inspirować i wzbudzać podziw. Sprawiają wrażenie fajnych, przebojowych, interesujących ludzi. Przymykamy też oko na świństwa tylko dlatego, że wiele kobiet to ratowniczki. To prawda. Chcemy uratować Mariusza, bo on jest tak wspaniały, więc chcemy go uratować przed jego upadkiem i przywrócić na dobre tory szanowania ludzi. Oczywiście, nie ujmując mu tej błyskotliwości. Uznajemy, że to sprawa tych osób, że Mariusz nimi pomiatał i robił im świństwa. Bo chłopcy już tacy są. Kto się czubi, ten się lubi i tym podobne bzdurne teksty typu „słodki łobuz”. Przymykamy też oko w obawie, by nie być kolejną osobą, której zrobił świństwo. Nie chcemy tego widzieć. Zamiatamy problemy pod dywan. Mają duży urok osobisty. Potrafią zaczarować wszystkich. Dzieciństwo nauczyło nas, że Mariusze zachowują się normalnie, traktują nas normalnie. Bo my, ja tutaj dopowiadam, zakładam, że o to chodziło też tej osobie, że po prostu doświadczaliśmy braku szacunku i akceptujemy ten brak szacunku. Doświadczaliśmy braku szacunku jako dzieci. Bo są duszą towarzystwa. Wszyscy ich lubią, wszystkich rozbawiają. A ta jego biedna partnerka przeważnie… I tu nie wiem, co było dalej, bo jest urwana ta odpowiedź. Nie będę już w tym momencie dopytywać, bo to zajmie trochę czasu i musiałabym przerwać nagrywanie podcastu, no ale podejrzewam, że chodzi o to, że ta biedna partnerka po prostu sama jest sobie winna, że jest taką pierdołą. Możemy w ten sposób myśleć, no nie?

Kolejna odpowiedź. Myślę, że okrutnie prawdziwa. Dowartościowuje nas to, że on krzywdzi innych, a w nas widzi kogoś wyjątkowego. No i jeszcze jedna odpowiedź: bo wydają się być silni i ważni. Według mnie ma to podłoże w naszym wychowaniu i przyzwyczajeniach. Tak. I właśnie o tym jest też dzisiejszy odcinek, że ludzie, którzy zachowują się okej, są prospołeczni, gotowi są pomagać innym, okazują też swoje słabości, mogą nam się wydawać słabi. A taki narcystyczny typek, czy Mariusz, czy ktoś, kto działa egoistycznie, skoncentrowany jest na sobie, też dąży do tego, żeby się wywyższać i żeby światło reflektorów skierowane było właśnie na niego, wydaje nam się silny i wyjątkowy. I my w to wierzymy, zobaczcie, często tak bezmyślnie wierzymy w to, a potem cierpimy z tego powodu, bo wchodzimy w relacje, w które tak naprawdę nie powinniśmy wejść, jednocześnie ignorując ludzi, którzy są dla nas okej. Czyli po prostu wywyższamy różnych bezczelnych chamów, deprecjonując jednocześnie miłych, dobrych i uczynnych ludzi. I ci mili, dobrzy i uczynni po prostu cierpią, bo nie dość, że są niedostrzegani, to jeszcze jeżeli jest jakaś zbiorowa kara, to ponoszą konsekwencje cudzych, negatywnych zachowań.

Wzajemny szacunek kluczem do fajnego społeczeństwa

I wróćmy do tego, od czego zaczęłam ten odcinek, czyli że grzeczne dzieci są po prostu niewidzialne. Te dzieci, które jedzą w restauracji i rozmawiają, zachowując się jak przeciętny, dorosły człowiek, są niewidzialne. I popularny ostatnio jest temat wykluczenia społecznego dzieci, wywalania ich z różnych miejsc publicznych i tworzenia stref wolnych od dzieci, o czym mówiłam w dwóch wcześniejszych odcinkach. Tylko, że ja się wtedy koncentrowałam na języku wykluczenia, na tym w jaki sposób my to określamy. Prawda? Na tym, że „strefa wolna od dzieci” zamiast być może „wydarzenie dla dorosłych”, co brzmi o wiele bardziej przyjaźnie. Teraz jednak chciałabym nawiązać do faktu samego wykluczenia właśnie, a nie języka nawet, którym się posługujemy, bo zauważcie, że jeżeli mamy w restauracji pięcioro dzieci, z czego dwoje biega i demoluje, a troje po prostu siedzi i je, to my dostrzeżemy te, które biegają, demolują i potrącają kelnerów, na przykład, lub rzucają jedzeniem, czy robią wielki hałas. Nie dostrzeżemy natomiast tych, które po prostu siedzą, jedzą i rozmawiają. Więc mając pomysł, by wywalić dzieci z restauracji i dać im tam zakaz wstępu, karzemy wszystkie dzieci, nawet te, które są w porządku. Czyli zobaczcie, znowu grzeczne dzieci są niewidzialne, niedoceniane, a nawet, tak naprawdę, karane właściwie za nie swoje winy. Zatem uważam, że profilaktyczne wykluczanie dzieci ze społeczeństwa, bo jakieś inne dzieci zachowały się źle, jest bardzo nie w porządku. I jak mielibyśmy być fajnym społeczeństwem, jeżeli my karzemy ludzi, którzy zachowują się prospołecznie. Po prostu bezmyślnie chcemy karać tych ludzi, którzy zachowują się prospołecznie lub ich nie doceniamy i nie dostrzegamy.

Więc myślę, że wniosek jest taki, że może rozejrzyjmy się wokół i zastanówmy się, czy wśród naszych znajomych jest ktoś, kto zyskuje pewnie przy bliższym poznaniu, bo nie krzyczy, że „jestem taki zajebisty”. A jeśli nie krzyczy, to może my go nie widzimy, a tak naprawdę może jest to wspaniały człowiek. Tylko, że on nie potrzebuje tego rozgłaszać na lewo i prawo. Jak ktoś chce, to się dowie. Jak ktoś się zbliży, to się dowie. A jak ktoś nie zechce, to się nie dowie. Doceniajmy zatem to, co jest w porządku. Doceniajmy ludzi, którzy szanują innych ludzi. Doceniajmy ludzi, na których można liczyć po prostu, którzy nas nie wyśmieją, gdy zdarzy się nam jakaś porażka i nie dobiją nas jeszcze bardziej, tylko wyciągną pomocną dłoń. I dopiero w momencie, kiedy grzeczne dzieci będą miały dobrze i będą się czuły ważne i docenione – bo tak chcemy, żeby ludzie się zachowywali w społeczeństwie, żeby po prostu szanowali się nawzajem, to myślę, że dopiero w tym momencie będziemy mieli szansę stać się fajnym społeczeństwem, takim opartym na szacunku. Doceniajmy zatem zarówno „grzeczne” dzieci, jak i „grzecznych” dorosłych. I tutaj ta grzeczność w cudzysłowie oczywiście, bo to wymaga doprecyzowania, tak jak mówiłam wcześniej. Nie chodzi oczywiście o to, żeby ktokolwiek był wytresowany i dlatego grzeczny, tylko po prostu doceniajmy prospołeczne zachowania innych.

Wyniki ankiety

I jeszcze tak na koniec szybko wspomnę o jeszcze jednym pytaniu, które Wam zadałam w Stories na Instagramie. „Czy strefy wolne od dzieci są dobrym pomysłem?”. I tutaj 38% osób odpowiedziało „tak”, 44% odpowiedziało, że nie i 18% dotychczas odpowiedziało „nie wiem”. Te wyniki być może jeszcze się zmienią. Być może też do tego wrócę w jakimś innym odcinku. Ale gdy już zapytałam „czy wykluczanie społeczne dzieci to dobry pomysł?”, to tylko 12% odpowiedziało, że tak, a 78% odpowiedziało, że nie. No i 10% odpowiedziało „nie wiem”. Czyli zobaczcie, że więcej osób chce stref wolnych od dzieci, niż chce wykluczać dzieci. To jest dosyć ciekawe, no nie? Tak jakby nie łączymy stref wolnych od dzieci z wykluczaniem dzieci. Więc myślę, że jeszcze wrócę do tego tematu, bo zadałam tam jeszcze kilka innych ciekawych pytań i jestem bardzo ciekawa, co na nie odpowiecie.

Natomiast tymczasem to tyle, co chciałam powiedzieć w dzisiejszym odcinku. Jeżeli macie ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyjcie sobie proszę na stronę pokojwglowie.pl. Znajdują się tam transkrypcje wszystkich odcinków podcastu. Można też słuchać przez stronę pokojwgłowie.pl odcinków podcastu, nie tylko Spotify czy Apple Podcasts. Znajduje się tam też sklep z fajnymi produktami elektronicznymi i nie tylko, związanymi z moimi treściami i przekazami. Dziękuję zatem za przeczytanie tego odcinka. 

Shopping Cart