119: To twoja wina!
To odcinek o tym, jak niekonstruktywne może być szukanie winnego- zamiast rozwiązywać problem.
Kurs „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska, Polskie Radio (w likwidacji)
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl
W materiale użyto fragmentów utworu „Hard Boiled” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
119: To twoja wina!
Witam w 119. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Tym razem chciałabym, żebyśmy porozmawiali o winie. O tym, czy to jest Twoja wina. Co jest Twoją winą, a co nie jest Twoją winą. I jak odróżnić, co jest Twoją winą, a co nią nie jest. A tak naprawdę to jeszcze w dodatku porozmawiamy o tym, czy w ogóle szukanie winnych cokolwiek wnosi konstruktywnego w czyjekolwiek życie. I od tego zacznijmy.
Zrzucanie winy na innych
To Twoja wina. To Twoja wina. To wszystko Twoja wina. To nie moja wina, tylko Twoja wina. Wina leży po Twojej stronie. Musisz się zmienić. Ty się zmień. To Twoja wina, bo coś z Tobą nie tak. Znacie te hasła? Myślę, że większość osób spotkała się w swoim życiu z takimi oskarżeniami. W ogóle samo słowo „wina”, moim zdaniem, jest już jakąś czerwoną flagą, bo brzmi to, po pierwsze, obciążająco, wzbudza poczucie winy. A po co nam poczucie winy do rozwiązywania problemów? No chyba, że naprawdę komuś zrobiliśmy potworne świństwo i mieliśmy złe intencje. I w dodatku jakoś strasznie nam brakuje empatii i ktoś chce nam uświadomić, że tę empatię powinniśmy odczuwać. Ale my tu nie o tym dzisiaj. Dziś będziemy rozmawiać o konfliktach, o relacjach, w których pojawia się, albo często nawet wręcz przewija się hasło „to Twoja wina”, które zupełnie do niczego nie prowadzi i nic konstruktywnego nie pozwala zbudować.
A odcinek ten postanowiłam nagrać, ponieważ napisała do mnie Żaneta, z takim oto pytaniem. „Czy powinniśmy obwiniać się za naszą reakcję na czyjeś kolejne wobec nas zachowanie nie fair? Albo dać sobie wmówić, że to nasza wina? Teraz czuję się karana za to, mimo że wyciągnęłam pierwsza rękę. Druga osoba wmawia mi, że moje reakcje go wykończą. Ale ja takich reakcji nie mam w innych relacjach, jak w tej relacji. Gdy tracę cierpliwość do zachowań tej osoby i mówię, zaczynam mówić, to spotyka mnie odcięcie od komunikacji i wycofanie się tej drugiej strony. Nie wiem, czy wytrzymać to, czy próbować naprawiać. Pierwsza wyciągam rękę. Czuję, że trochę tracę szacunek do siebie i czuję się jak popychadło. Gdy mówię, co mnie rani i jak to wpływa na mnie, zostaję odepchnięta bez możliwości rozmowy. Zawsze jestem gotowa, pomocna, wspierająca, ale w drugą stronę to tak średnio działa. Gdy odeszłam, to po trzech tygodniach ta osoba się pojawiła i mąciła. I serce mi zmiękło, a potem i tak zostaję na lodzie, jeszcze z poczuciem winy wygenerowanym przez drugą stronę”.
Czyli zauważcie, że druga osoba właściwie obwinia Żanetę. Mówi „to Twoja wina”, a jednak nie pozwala jej też odejść. Jeżeli, prawda, ktoś nas tak strasznie krzywdzi, to przecież najrozsądniej jest nie brać udziału w tej relacji. Jeżeli uważamy i mówimy w sumie to na głos i zdajemy sobie z tego sprawę, że ktoś jest dla nas mega toksyczny, to się odsuwamy. Natomiast, jeżeli ktoś obarcza nas winą, a mimo to nie odchodzi, to można by sobie zadać pytania. Do czego w ogóle dąży? Co chce ta osoba uzyskać? I właściwie też, czy ta osoba sama wie, co chce uzyskać? I po co jej ta relacja? Po co uczestniczy w relacji, w której czuje się krzywdzona?
A może nie czuje się krzywdzona, tylko po prostu ma nawyk obarczania wszystkich winą. Bo co nam daje obarczanie winą innych? No wiadomo, pozwala to w czarno-biały sposób spojrzeć na pewne sytuacje, czyli jeżeli ktoś jest winien, no to wtedy z automatu jesteśmy oczyszczeni z zarzutów. Nie musimy nic robić, a ta druga osoba ma się starać. Ja nie muszę się starać, bo ja byłam przecież okej. Skoro to jego wina, skoro to jej wina, to ona się ma postarać. A najlepiej, żeby się w ogóle zmieniła. Bo najczęściej na tym polega obarczanie winą drugiej strony. Nie, że zrobiłaś coś takiego, co mnie zraniło, czyli tak naprawdę zraniło mnie Twoje zachowanie. Tylko, że Ty jesteś nie taka, z Tobą coś „nie halo”, z Tobą coś nie w porządku i Ty się musisz zmienić jako człowiek. I Twoja wina polega na tym, że jesteś nie taka, jak trzeba, jesteś niewystarczająca, być może nie zasługujesz na miłość, nie da się Ciebie kochać i ranisz innych ludzi. Bo takie masz właściwości. Nie zachowania, tylko właściwości. Przypisane do Ciebie na stałe. Ale musisz się zmienić. Przecież Ty się musisz zmienić.
Związek nie polega na punktowaniu partnera
I teraz spróbujmy sobie to tak przeanalizować na chłodno, rozłożyć na części. I zacznijmy od winy. Czy szukanie winnych wnosi cokolwiek konstruktywnego? Przemyśl to sobie, Żaneto, i Wy sobie przemyślcie, czy cokolwiek konstruktywnego to wniosło w Wasze życie, gdy szukaliście winnych. Winnych się szuka w sądzie, żeby ich ukarać. Natomiast, czy relacje, które tworzymy z ludźmi, mają polegać na karaniu? Prawda? Czy relacje bliskie odbywają się na tych samych zasadach, co sąd? Że szukamy winnych, ich karzemy i potem już jest wszystko dobrze – żyli długo i szczęśliwie. No nie, to w ogóle tak nie działa. Karanie kogoś za jego winy właściwie jest toksyczne i dla nas, i dla tej osoby. To nie ma nic wspólnego z asertywną, konstruktywną relacją. To po pierwsze.
Jeżeli szukamy winnych, to oznacza też, że my nie mamy chęci rozwiązywać problemów, bo chcemy tylko wskazać winnych. I już. I kropka. Nie będziemy rozmawiać. Nie będziemy się zastanawiać. Nie będziemy testować rozwiązań i sprawdzać jakie są możliwości. Szukanie winnych sprawia, że my właściwie nie mamy gotowości na dialog. Nie mamy też gotowości wysłuchać tego, co ta druga strona ma do powiedzenia na nasz temat. No bo skoro ona jest winna, to już pozamiatane. To przecież już nie ma o czym rozmawiać. Wskazaliśmy winną i koniec. Zamykamy rozprawę. I Ty, Żaneto, właśnie jesteś po takich licznych zamkniętych rozprawach, w których nie mogłaś wystarczająco zabrać głosu. A już na pewno nie zostałaś przez Wysoki Sąd wysłuchana. W ogóle mylenie bliskiej relacji z salą sądową, to już brzmi naprawdę tragicznie. Prawda? To brzmi niepokojąco. To nie brzmi na pewno zachęcająco i nie daje poczucia bezpieczeństwa.
Bliskie relacje mają się opierać na zupełnie innych zasadach. One mają nam właśnie dawać spokój. My się mamy tam czuć bezpiecznie, nawet kiedy popełnimy jakieś błędy, z czymś sobie nie radzimy, coś zrobimy źle, poniesiemy porażkę. Po to są bliskie relacje, żeby nas wspierać. One mają być prospołeczne. One nie mają nas niszczyć, nie mają punktować, nie mają wywlekać naszych słabych stron, oceniać negatywnie i zakazywać nam popełniania błędów. Tylko mają nas wspierać w tym, żebyśmy dawali z siebie to, co w nas najlepsze. A jednocześnie radzili sobie z problemami. A jak radzimy sobie z problemami, to właśnie możemy dawać z siebie to, co w nas najlepsze. W tej relacji i w ogóle w naszym życiu. Jeśli natomiast, powiedzmy, mieszkam z kimś, kto bez przerwy zafiksowany jest na szukaniu winnych, to gdy wracam do domu, to tak jakbym szła do sądu. No nie? A przecież kto chce mieszkać w sądzie? Kurczę. Zastanówmy się. Kto chce mieszkać w sądzie? Kto chce iść do domu z obawą, że znowu będę obarczona o coś winą?
Poza tym samo słowo wina jest już naszpikowane nieprzyjemnymi emocjami. A przede wszystkim właśnie wzbudza w nas poczucie winy. A właściwie, co tak naprawdę może dać drugiej stronie nasze poczucie winy? Przewagę. Kontrolę. Jakąś władzę nad nami. A przecież konflikty to nie pojedynek. Dyskusja nie jest pojedynkiem. Jakiś brak zgodności w bliskiej relacji nie jest konkursem, pojedynkiem, czy walką, tylko polem do szukania rozwiązań. Natomiast jeżeli ktoś dyskutuje ze mną po to, żeby wygrać, to też przecież nic nie wniesie w naszą relację i nikt nic z tego dobrego nie uzyska. Z wyjątkiem tego, że być może tymczasowo druga strona poczuje się dowartościowana moim kosztem. No bo ja oczywiście nie dość, że poczuję się winna, to jeszcze zdeprecjonowana, podeptana i wgnieciona w ziemię.
Kolejny ważny aspekt w tym szukaniu winy to jest to, że najczęściej osoby, które wskazują winę, to tak, jak wspominałam wcześniej, wskazują winę w tym, jaki ktoś jest, a nie w tym, że ktoś coś zrobił. Czyli tutaj akurat mamy różnicę między sądem a bliskimi relacjami, bo sąd zazwyczaj jeśli karze, to za jakieś konkretne zachowania i przewinienia. Natomiast bliskie relacje, te toksyczne, niestety bardzo często nas karzą za to, jacy jesteśmy. A my mamy się spotkać i związać z osobą, do której pasujemy. Jak do kogoś pasujemy, to ta osoba nie kwestionuje tego, czy ze mną jest wszystko okej, czy nie jest okej. Ma mnie akceptować taką, jaka jestem. Kwestionować może jakieś moje konkretne zachowania, które go ranią, ale nie mnie jako człowieka.
Więc jeżeli ktoś Wam mówi, że coś z Wami jest „nie halo”, jesteś jakaś tam, musisz się zmienić, musisz być inna, to oznacza prawdopodobnie, że do siebie nie pasujecie i kropka. I nie ma co tego ciągnąć dalej. Bo oznacza to jednocześnie, że ten ktoś właśnie nie chce Ciebie taką, jaka jesteś. A Ty masz się nie zmieniać dla nikogo. Masz być sobą, po prostu autentyczną sobą. I spotkać człowieka, który Ciebie pokocha i zaakceptuje właśnie w tej formie. Jeśli jesteś w stanie zaoferować dużo ciepła, zaangażowania, wyciągać pierwsza rękę w konflikcie, to potrzebny Ci jest prawdopodobnie ktoś, kto będzie umiał to docenić.
I tu się też pojawia temat oczekiwań od innych ludzi. Prawda? I myślę, że jest okej oczekiwać, że ktoś będzie mnie doceniał, ktoś będzie mnie szanował, będzie zwracał uwagę na moje pozytywne strony i w dodatku, że będzie jakoś z tych moich pozytywnych stron korzystał, na rzecz naszą wspólną, na rzecz budowania naszej relacji. Nie na swoją korzyść, tylko przekuwał to na korzyść naszą wspólną, na korzyść naszej relacji. Jeżeli ja pierwsza wyciągam rękę, to ta druga osoba jest gotowa na dialog. I rozmawiamy. I z tego dialogu coś wynika. I każdy słucha. I każdy mówi. Dla niektórych natomiast to, że wyciągasz pierwsza rękę, może oznaczać, że wygrali. Ale jeśli dla nich bliska relacja jest jakimś pojedynkiem, to znaczy, że nie są gotowi tworzyć bliskiej relacji i niech się wypchają.
Lepiej szukać rozwiązań, niż winnych
Kolejnym aspektem związanym z szukaniem winnych jest brak możliwości lub chęci danej osoby, tej która szuka winnych, do przyznania się do błędów. Przecież żeby coś zmieniać i ulepszać, to musimy też patrzeć na siebie. I właściwie zmiany najlepiej zaczynać od siebie. Prawda? Chcesz zmian? Zacznij od siebie. Chcesz zmienić coś w relacji? Zastanów się, co Ty możesz robić inaczej. Natomiast jeżeli ktoś nie ma takiej możliwości, bo ma jakąś blokadę nałożoną na przyznawanie się do błędów i tej opcji w abonamencie swoim nie ma uwzględnionej, to z takim człowiekiem nic się nie da zbudować. Bo wtedy budować będziemy tylko my. My, którzy się do tych błędów będziemy przyznawać. Natomiast tamten będzie kontrolował, nadzorował, korzystał, ale nie wkładał wysiłku. Bo on przecież jest idealny, więc ma prawo mieć tylko korzyści. Co nie?
Nie oszukujmy się. Nie ma ludzi idealnych. Każdy popełnia błędy. Każdy się myli. Nikt też nie czyta w niczyich myślach. Każdy może drugą osobę zranić niechcący. I jest okej o tym pogadać. Jest okej rozłożyć to na części. I jeżeli kogoś niechcący ranisz, to wcale nie znaczy, że coś z Tobą jest nie w porządku. Po prostu, nieporozumienia to jest coś powszechnego w relacjach bliskich, intensywnych, i na przykład takich, gdzie ludzie mieszkają ze sobą, czy widują się i kontaktują bardzo często. Jeśli ktoś do Ciebie mówi i Ty nic nie rozumiesz, to pewnie trzeba się zastanowić, czy sposób mówienia tej osoby jest adekwatny i czy na przykład Ty się wystarczająco koncentrujesz na tym, co ta osoba mówi, czy zadajesz pytania, czy chcesz, żeby doprecyzowała, czy dajesz znać w ogóle, że nie rozumiesz. Czy może dociera do Ciebie tylko „bla, bla, bla”, a Ty udajesz, że wszystko jest okej, żeby potem powiedzieć „to Twoja wina, masz problem z komunikacją, mówisz niezrozumiale”, albo w ogóle „za dużo gadasz niepotrzebnie”.
Zatem wskazanie winnych odwraca uwagę od błędów, popełnionych przez osobę wskazującą winnych. Aha, no właśnie. I jeszcze tak mówi się często, że wina jest po środku. Ale to nie wina jest po środku, tylko przyczyny. Należy szukać przyczyn w różnych miejscach. I po środku, i po jednej stronie, i po drugiej. I to o niczym nie świadczy. A na pewno nie świadczy to o wartości tych ludzi. Zatem szukajmy przyczyn i rozwiązań, zamiast wskazywać winnych.
No i jest jeszcze jeden aspekt wskazywania winnych, o którym zresztą już w sumie wspomniałam tutaj, że to wskazanie winnego jest postawieniem kropki. Jest winny. Kończymy. Zamykamy rozprawę. Nie ma miejsca na rozmowę dalej. Nie ma miejsca na dialog. Nie mam czasu, zamykamy, wychodzimy, kończymy. A przecież w każdej relacji obie strony mają te same prawa i obowiązki. Jeżeli ktoś potrzebuje pogadać, to rozmawiamy. To ma nie być tak, że jedna osoba decyduje, że teraz nie będziemy już rozmawiać, bo ja już uważam, że wszystko jest przegadane. No, nie. Potrzeby tego, kto chce gadać, też są ważne. Jeżeli Ty już nie masz ochoty gadać, a tamten ktoś chce gadać, to ustalcie może inny czas rozmowy. Niekoniecznie musi to być w tym momencie. Ale spławianie kogoś razem z jego gadaniem i jego potrzebami jest jednocześnie unieważnianiem potrzeb tej osoby i unieważnianiem człowieka. Wysoki Sąd wysłuchał i już więcej słuchać nie ma czasu, ani potrzeby. No, nie! Nie jesteś sędzią i nie jesteś sądem. Jeżeli tak chcesz rozgrywać jakieś relacje, to może właśnie idź na studia prawnicze i zostań tym sędzią. Natomiast nie mieszaj takiego systemu do relacji prywatnych, bliskich i do miłości.
Tym bardziej, że w bliskich relacjach, gdy nie rozmawiamy, to jest nam bardzo łatwo o pochopne osądy. Gdy nie rozumiemy drugiej strony, to nasze myśli idą w takim kierunku, jakie gdzieś tam w głębi mamy przekonania. Jeżeli ktoś bardzo chce osądzać i wskazywać winnych, to najczęściej dlatego, że gdyby sam się przyznał do błędów, to wtedy w jego oczach by to była jakaś dyskredytacja i świadczyłoby to o nim być może, że jest beznadziejny, nie zasługuje i jest słaby. A zatem, jeżeli nie chcę, żeby wyszło na jaw, że jestem taka beznadziejna, bo gdzieś tam w głębi tak o sobie myślę i się obawiam, że to wyjdzie na jaw i wszyscy tak będą myśleć, no to wtedy z większą mocą będę oskarżać wszystkich dookoła, bo to z automatu zdejmuje ze mnie odpowiedzialność za pewne wydarzenia, sytuacje i konflikty.
Partnerski dialog na równych zasadach
No ale oczywiście, jeśli nie rozmawiam, to nie mam pojęcia co ta druga osoba ma do powiedzenia i dlaczego coś zrobiła. A najprawdopodobniej zrobiła coś wcale nie dlatego, że ja jestem beznadziejna. Tylko jeśli jest to osoba, której na mnie zależy, to jeżeli zrobiła coś takiego, co mnie rani, to zrobiła to, bo nie wiedziała, nie rozumiała, ja nie powiedziałam, nie mówiłam, nie dawałam znać, nie rozmawiam, nie komunikuję. Być może skrzywdziła mnie, a miała dobre intencje. Może chciała dobrze. I mierzyła własną miarą. I też się nie dowie, jakie są moje potrzeby i że one niekoniecznie mogą być kompatybilne z potrzebami i oczekiwaniami tej osoby, jeżeli ja nie będę mówić.
Czyli zauważcie, że wskazywanie winnych nie działa na korzyść, ani naszą, ani na korzyść tej drugiej osoby, bo nikt wtedy właściwie nie może mówić. To kończy rozmowę. Kończy jakiś dialog, powiedzmy. Zamyka rozprawę i problem jest zamieciony pod dywan, bo on nie jest rozwiązany. Wskazanie winnego nie jest rozwiązaniem problemu. Wskazanie winnego jest bardzo odległe od rozwiązania problemu, a na dodatek jeszcze może pogłębić problem, zamiast go rozwiązać. Więc jeżeli bardzo chcesz pogłębiać problemy, zamiast je rozwiązywać, to rzeczywiście wskazuj winnych, czy tam gódź się może na wskazywanie winy w Tobie. I akceptuj. Tak, to moja wina. To moja wina. To moja wina. To moja wina. To nie Twoja wina. To nie moja wina. Moja wina, nie moja wina, czyjaś tam wina.
Co to za różnica, czyja to wina? Czy to nam coś przynosi konstruktywnego? Nic. Natomiast, gdy zadamy sobie pytania „co się w ogóle wydarzyło i jak można by było temu w przyszłości zapobiec? co możemy zmienić? co możemy ulepszyć, poprawić? dlaczego do tego doszło? czego nie wzięliśmy pod uwagę?”, to prawdopodobnie nasze problemy nie będą się powtarzać. Tylko będziemy mieli coraz to nowsze problemy. Natomiast jeżeli chcemy mieć cały czas te same, to rzeczywiście wskazujmy winnych, zamiast problemy rozwiązywać.
A zatem, Żaneto, nie jest to Twoja wina, szczególnie jeśli ta druga osoba nie mówi, to nawet nie możesz wiedzieć, czego potrzebuje i kiedy ją mogłabyś skrzywdzić, a kiedy nie krzywdzisz. I jeżeli ktoś tak bardzo jest skoncentrowany na udowodnieniu Ci winy, to prawdopodobnie ta osoba nie za bardzo liczy się z Twoimi uczuciami. A zatem nie jest to kandydat do dobrej i konstruktywnej relacji.
To chyba na ten moment wszystko, co miałam do powiedzenia o winach. Winach-przewinieniach, a nie winach-napojach. Jeśli masz ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyj sobie na stronę pokojwglowie.pl, gdzie znajdziesz transkrypcje wszystkich odcinków podcastu i sklep z fajnymi rzeczami, związanymi z treścią tego podcastu oraz linki do mediów społecznościowych.