121: Prawdziwe historie o odpuszczaniu

W odcinku tym zawarłam Wasze dwie prawdziwe historie o odpuszczaniu relacji.

Kurs „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska, Polskie Radio (w likwidacji)
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl

W materiale użyto fragmentów utworu „In Your Arms” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

121: Prawdziwe historie o odpuszczaniu

Witam w 121. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Tym razem chciałabym powrócić do tematu z poprzedniego odcinka, czyli odpuszczania sobie, takiego dojrzewania i nabywania zrozumienia, dlaczego ktoś do mnie nie pasował, dlaczego on do mnie nie pasował, dlaczego być może on mnie nie chciał, nie chciał ze mną być, nie chciał mnie w swoim życiu. Bo my musimy wyciągnąć wnioski i jeżeli czas mija, a jeszcze do tego pracujemy nad sobą i podążamy za swoimi emocjami, to jesteśmy coraz bardziej sobą, nasze życie jest coraz bardziej dopasowane do nas i coraz bardziej rozumiemy, kto do nas pasował, a kto do nas nie pasował.

Wnioski chronią nas przed popełnianiem tych samych błędów

Zacznę ten odcinek od przeczytania prawdziwych historii, nadesłanych przez słuchaczki podcastu. Pierwsza, to wiadomość od Poli.

„Dzień dobry. Dzisiaj Instagram podpowiedział mi Pani podcasty. Przesłuchałam już kilka i chciałam bardzo za nie podziękować. Dzięki nim dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczy o sobie, dlaczego tak postępuje i popełniam te same błędy. Kilka miesięcy temu poznałam online pewnego Koreańczyka. Zakolegowaliśmy się. Czasami pisaliśmy więcej, czasami mniej. Podczas mojego kilkutygodniowego pobytu w Korei zaczęliśmy pisać ze sobą codziennie. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Postanowiliśmy się spotkać osobiście. Po kilku spotkaniach doszło między nami do zbliżenia. Jadąc do Korei nie spodziewałam się, że sprawy tak się potoczą. Nic na to nie wskazywało. Zresztą, nie planowałam żadnych randek. Po wspólnej nocy, następnego dnia miałam lot powrotny do kraju. Wymieniliśmy kilka wiadomości w ciągu dnia. Napisał, że jedzie na weekend do rodziców i może być zajęty. Po czym zapadł się pod ziemię. Po kilku dniach postanowiłam się odezwać, ale nie odczytał mojej wiadomości przez kolejne dwa dni. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Wpadłam w panikę i w złość jednocześnie, że dałam się tak głupio nabrać. Było mi też przykro, bo pomyślałam, że ten wspólny czas był kłamstwem, że wszystkie jego czyny i słowa były po to, by osiągnąć jeden cel. Było mi też wstyd i na fali tych wszystkich uczuć napisałam wiadomość, w której wyrzuciłam mu, co o nim myślę. Że żałuję, że go poznałam. Że pewnie nie jestem pierwszą. Że chcę jak najszybciej zapomnieć o tej znajomości. Po tym SMS-ie się odezwał. Napisał, że czekał na wiadomość z mojej strony, ale skoro się nie odzywałam, to myślał, że nie chce być z nim w kontakcie. Jest też zszokowany i zawiedziony, jak mogłam mu napisać, ot tak, taką wiadomość. Wytłumaczyłam mu, dlaczego tak postąpiłam. Finalnie jednak przeprosiłam za te słowa. Moim jedynym oczekiwaniem było pozostanie w kontakcie, tak jak to było, zanim się spotkaliśmy. Myślę, że po jakimś czasie ten kontakt i tak stałby się rzadszy, ale na obecną chwilę nie byłam gotowa, żeby się pożegnać. Zaproponowałam mu, żebyśmy powrócili do tego, co było zanim się spotkaliśmy. Zgodził się, chociaż powiedział, że źle się czuje z tym, co mu napisałam o wspólnie spędzonym czasie i o tym, że jest złym człowiekiem. To, że nie może się ze mną spotkać, też stanowi dla niego problem. Od trzech tygodni próbuję poprawić tę sytuację, dając mu przestrzeń. Od czasu do czasu piszę do niego wiadomość, na którą on odpisuje mi po kilku dniach i to jednym zdaniem. Zamierzam odpuścić i dać tej osobie spokój. A także uratować resztki własnej godności”.

Jak to zwykłam mawiać: cieszę się, że podcast był przydatny. I zobaczcie, tak naprawdę tutaj Pola pokazuje właściwie już w tych mailach drogę, którą przeszła. Tylko że jest to na razie dosyć krótka droga. I tak, jak Wam opowiadałam w poprzednim odcinku, jeżeli wyobrazimy sobie, że jesteśmy statkiem na morzu i nasz kurs się przetnie ze statkiem jakiejś innej osoby, Mariusza na przykład, to gdzieś blisko punktu przecięcia jeszcze nie widać, że nie płyniemy w tym samym kierunku. Im bardziej pilnujemy tego, żeby podążać za swoimi potrzebami, za swoimi emocjami i korzystać ze swoich emocji, jak z własnego kompasu, zamiast śledzić tego Mariusza i wyczekiwać na jakieś sygnały z jego strony (w sumie, to mieć kurs skierowany na Mariusza), to płyniemy do swoich własnych celów, czyli swojego własnego portu. A im więcej czasu upływa, tym wyraźniej widać, jak bardzo żeśmy do siebie nie pasowali i w jak różnych kierunkach zmierzaliśmy.

Pola, myślę, że Ty za chwilę – zapewne niedługi czas, będziesz wiedziała, jaką lekcję z tego wynosisz. A im więcej czasu upłynie, to tym bardziej będziesz widziała, jak bardzo nie było to dopasowane do Twoich potrzeb. Być może chwilowo się wydawało, że jest dopasowane. Natomiast kolejny raz już prawdopodobnie nie wplączesz się w taką samą historię, o ile wyciągniesz wnioski, które ta lekcja Ci daje. Zresztą sama napisałaś, że chcesz ratować resztki swojej godności.

Bo to jest tak, wiecie, że jeżeli już rozumiemy, dlaczego żeśmy do kogoś nie pasowali, to często jest nam wstyd wręcz przed samą sobą, że w ogóle uczestniczyłam w czymś takim, że zrobiłam sobie coś takiego. No ale niestety tak to wygląda, że musimy czasem wpakować się w jakieś tarapaty, żeby zrozumieć, dlaczego więcej nie należy się w te tarapaty pakować – w takie same tarapaty. Po prostu, później zaczynamy popełniać kolejne błędy i kolejne. I być może tych błędów jest coraz mniej w naszym życiu, ale jednak pamiętajmy, że to są dla nas zawsze lekcje, o ile oczywiście wyciągniemy wnioski. Wyciągajmy wnioski. Jeżeli zbaczamy ze swojego kursu i płyniemy wcale nie tam, gdzie żeśmy chcieli, to po pierwsze, nasze emocje nam pokażą, że się czujemy z tym beznadziejnie, albo przynajmniej czujemy się źle. Jeżeli jakaś relacja sprawia, że czujemy się źle, to znaczy, że ona nas odciąga od płynięcia do naszego wybranego portu. I kieruje na manowce, albo jakieś mielizny.

Z perspektywy czasu Albert może okazać się Mariuszem

Mam dla Was jeszcze drugą wiadomość do przeczytania – od Matyldy. „Chciałam po czasie napisać o moim Albercie, który był cudowny i w sumie najlepszy z dotychczasowych moich partnerów. Był, bo miał problem z używkami i już w moim życiu nie jest. Za to było tyle cudownych z nim chwil i tak dobrze dogadywaliśmy się w wielu sferach, że tęsknię. I ja odnośnie ostatniego odcinka, jak sobie odpuścić. Bo nie był to nieczuły Mariusz, a człowiek wrażliwy, tylko wybierający alkohol i marihuanę. Może nie był to jeszcze problem patologiczny, ale ja jestem DDA i nie chcę wchodzić świadomie we współuzależnienie. Jednak to ogromnie boli. Czy dla takich Róż znajdzie się jakieś rozwiązanie, żeby łatwiej poszły do przodu? Bo ja mam czasem takie myśli, że już nigdy tak się nie zakocham i nic lepszego mnie w życiu nie spotka. Pozdrawiam i dziękuję za Pani pracę”.

I to jest kolejna myśl, która nam właściwie utrudnia trzymanie się swojego kursu, zamiast śledzenia Mariusza. Czyli myśl, że nigdy już mnie nic lepszego nie spotka, że to jest relacja idealna, spotkałam swoją bratnią duszę, tak właśnie to ma wyglądać. I może nawet nie ma co wybrzydzać, bo przecież w każdej relacji są jakieś problemy i ideałów nie ma. Tylko zauważ, Matyldo, że jeżeli problemem są używki, to znaczy, że Ty prawdopodobnie nie możesz być na pierwszej orbicie u Twojego Alberta. Czyli on być może też ma jakąś blokadę na bliskość. Dlatego tę pierwszą orbitę ma już zajętą i nikt mu się tam nie wpakuje. Będzie sam z używkami. Czyli niby z jednej strony może i bezpiecznie, ale z drugiej cholernie samotnie. Ale jest to jego wybór. I on tak wybiera codziennie. Zatem zauważ, że tu właściwie alkohol i używki może nie są problemem na tyle, że to koliduje z twoim DDA. Tylko to, że być może ten związek nie ma takiego potencjału, jakiego Ty potrzebujesz. On nie może Ci dać takich możliwości, jakich Ty potrzebujesz. Zapytaj siebie samej, czy potrzebujesz być dla kogoś na pierwszej orbicie.

Aha, o co chodzi z tymi orbitami? Bo może nie każdy wie. Otóż o orbitach mówiłam w odcinku 42. pt. „Wywalać go z życia, czy nie wywalać?”. Pokrótce przypomnę, o co w tym chodzi. Możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy Słońcem i wokół nas są orbity. I na tych orbitach umieszczamy różne relacje z różnymi ludźmi. Najbliżej są ci najważniejsi, czyli pewnie ktoś z kim mieszkamy, tworzymy związek. Potem są jakieś osoby, które kochamy, przyjaciele, znajomi, dalecy znajomi itd. Aż do orbity dziesiątej, gdzie mamy takich ludzi, których znamy, ale z którymi nie mamy na stałe kontaktu. Powiedzielibyśmy im „cześć” na ulicy, ale nie interesujemy się tym, co u nich słychać, i oni nie interesują się nami. Po prostu wiemy, że istnieją i tyle. No i tak jak powiedziałam, na pierwszej orbicie mamy najbliższą, czy może nawet kilka najbliższych relacji, w zależności od tego, w jakiej jesteśmy sytuacji życiowej, czy mamy na przykład małe dzieci. I w związku jest tak, że jednak musimy u siebie te pierwsze orbity wzajemnie zajmować, no chyba, że nie chcemy być zbyt ważni lub najważniejsi dla tej naszej ukochanej osoby, ale raczej zakładam, że nikt takiej potrzeby nie ma. Choć przepraszam – może się mylę. Mariusz ze swoim lękiem przed bliskością może mieć taką potrzebę.

I Ty, Matyldo, mówisz o Albercie, który jest dobry i czuły, ale jednak on na pierwszej orbicie też właściwie nie ma miejsca dla żadnej osoby, bo ma miejsce dla używek. Masz też takie myśli, że nic lepszego w życiu Cię nie spotka, ale myślę, że jest taka możliwość, że im dalej będziesz płynąć swoim statkiem, swoim kursem i słuchać siebie, to być może pewnego dnia stwierdzisz, że może to nie całkiem był Albert, tylko jednak trochę Mariusz. Może mniej „mariuszowaty”, ale może to nie jest ktoś, kogo szukasz. Mimo że już bliższy Twoim potrzebom i wspierający w jakiś sposób, to jednak to nie jest jeszcze ten człowiek, który jest Ci w Twoim życiu potrzebny. Chcę przez to powiedzieć, że jeżeli słuchamy siebie, rozwijamy się, wyciągamy wnioski i idziemy naprzód, to tak naprawdę ludzie, których uważamy za Albertów, mężczyźni, których możemy brać za Albertów, w pewnym momencie jednak okażą się być Mariuszami według naszych nowych kryteriów. Bo być może, wiecie, im więcej my o sobie wiemy, to tym większe też możemy mieć oczekiwania od drugiej osoby. I niestety tym mniej osób te oczekiwania jest w stanie spełnić. Dlatego tym więcej osób może kwalifikować się na Mariusza, a tym mniej osób może się kwalifikować na Alberta, czyli tą właściwą, odpowiednią osobę, tego prawdziwego partnera, który będzie dobry i wspierający, i dzięki któremu możemy rozwijać skrzydła. I to jeszcze w dodatku z wzajemnością.

Wsłuchaj się w siebie

I tak naprawdę, to co warto, żebyście robiły, Polu i Matyldo, w najbliższym czasie, to podążanie za sobą, wsłuchiwanie się w siebie. Bycie uważną. Na siebie, na swoje potrzeby, na to, czego chcecie od życia. Na to też, co czujecie w różnych sytuacjach. Myślę też, że warto iść tym tropem i podjąć może jakieś ważne dla Was decyzje, które zawsze w jakiś sposób też odwracają naszą uwagę od tego, co jest za nami niefajnego, niemiłego, nieciekawego. I dają tak naprawdę nadzieję na to, że będzie lepiej. I oczywiście dają nam szansę na to, że będzie lepiej, a nie tylko nadzieję.

Jeśli jednym z Twoich celów jest partnerska relacja, bycie ważną i kochaną, to wiadomym jest, że nie po drodze Ci będzie z żadnym człowiekiem, który nie może Ci tego dać. I to jest zawsze wyjaśnienie, „dlaczego on mnie nie chciał? dlaczego on nie chciał ze mną być? dlaczego żeśmy do siebie nie pasowali?”. I tutaj z jednej strony ta druga osoba, ten mężczyzna, może podjąć taką decyzję, dlaczego żeśmy do siebie nie pasowali. Czyli Mariusz może podjąć tę decyzję, odchodzi i zostawia Różę samą. I ona zrozpaczona nie wie, co się w ogóle wydarzyło, bo jej się wydaje, że byli bratnimi duszami i tak świetnie do siebie pasowali. A tu nagle, trach! I koniec. Z drugiej strony – tak jak opisała Matylda, właściwie to ona podjęła decyzję o zakończeniu tej relacji, bo czuła w głębi, że to nie to. Choć jednak z drugiej strony miała przekonanie, że spotkała swojego Alberta i że nigdy więcej coś takiego jej się nie przytrafi. Ale jednak, jak przypuszczam, zaufałaś Matyldo swojej intuicji i za nią poszłaś.

I już być może to mówiłam w tym podcaście, że nasze problemy w bliskich relacjach najczęściej wynikają między innymi z tego, że nie ufamy sobie i nie słuchamy siebie. I właściwie wszystkie kobiety, które zgłaszają się do mnie na spotkania indywidualne, nie słuchały siebie, Dlatego są tam, gdzie są. I w rezultacie potrzebowały mojej pomocy. Więc zanim się do mnie zgłosicie na spotkanie, to zadajcie sobie pytanie: dlaczego ja sobie nie ufam? a gdybym sobie zaufała, to co bym zrobiła? Bo Wy często potrzebujecie potwierdzenia, że warto sobie ufać. Macie przekonanie, że Wasza intuicja Was jednak prowadzi w maliny. Ale to nie jest prawda, bo jedyna osoba, która wie, jak nas doprowadzić do szczęścia, to my sami. Jedyna osoba, która wie, jak nas doprowadzić do tego idealnego dla nas portu, do którego zmierzamy, czyli zrealizować nasze cele i zbudować sobie takie dobre i spełnione życie, to my sami. Bo my czujemy i mamy informacje na bieżąco, czy jesteśmy na dobrym kursie, czy może żeśmy z tego kursu gdzieś zboczyli.

Nasze emocje to nasz kompas. A nikt przecież nie zna naszych emocji, nie widzi ich i nie ma szans ich widzieć tak dobrze, jak my sami. Dlatego właściwie postanowiłam się też zająć, oprócz prowadzenia terapii, edukacją właśnie na temat emocji i korzystania z tych naszych emocji, jak z kompasu. Bo myślę, że już zaufanie do siebie i wysłuchanie swoich emocji, to jest ogromny krok naprzód w kierunku dobrego samopoczucia i bycia sobą. I czasami może być tak, że nawet nie potrzebujemy terapii, tylko wystarczyłoby wyedukować się w tym, co powinniśmy wiedzieć już od dzieciństwa, ale nie wiemy, bo nikt nam nie powiedział. No zresztą, powiedziano nam często zupełnie odwrotne rzeczy. Czyli zamiast „słuchaj siebie”, to „nie słuchaj siebie, nie dramatyzuj, nie zachowuj się jak wariatka, nie rycz, nie złość się, bądź grzeczna, bądź miła, dopasuj się do tego, co my Ci mówimy, że masz zrobić, bądź posłuszna, pokorne ciele dwie matki ssie”. Problem w tym, że my w dorosłym życiu mamy większe potrzeby, niż picie mleka od 2 matek, bo potrzebujemy w jakiś sposób realizować siebie i swoją potrzebę wolności, a te matki jednak by nas ograniczały.

Fajnie jest realizować swoje potrzeby, dbać o swoją wolność i korzystać ze swojej wolności, jeżeli nie przeszkadza nam w tym żaden toksyczny związek, żadna toksyczna relacja. A jeszcze lepiej oczywiście, jeżeli jesteśmy na pierwszej orbicie kogoś, kto jest wspierający. No, w każdym razie lepiej być samej, niż w byle jakim czy może nieodpowiednim związku. Byle jaki czy nieodpowiedni, czyli taki, który nas rani, ściąga w dół i nie da się tam za cholerę porozwiązywać problemów, bo ta druga osoba po prostu nie rozmawia. Jest jeszcze druga możliwość, tak jak w przypadku Matyldy, nie da się rozwiązać problemów, bo ta druga osoba ma swoje własne problemy, z którymi być może nigdy się nie upora i w jakiś sposób podejmuje tę decyzję codziennie, żeby nadal te problemy mieć. Jeżeli zatem nie chcemy być współuzależnieni od tych czyichś problemów, lepiej żebyśmy poszukali innych relacji.

Dziękuję za wysłuchanie tego odcinka. Jeśli masz ochotę sięgnąć po więcej moich treści, to zajrzyj sobie na stronę pokojwglowie.pl. Znajdują się tam transkrypcje wszystkich odcinków tego podcastu, jak też i sklep z pamiątkami i różnymi treściami związanymi z treścią niniejszego podcastu. A także linki do mediów społecznościowych.

Shopping Cart