18: Spełnianie marzeń odbywa się poza strefą komfortu

Odcinek o wartości naszych marzeń. Więcej warte są marzenia? Czy oglądanie serialu? Poszukaj odpowiedzi słuchając tego odcinka.

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska

W materiale użyto fragmentów utworu „Acid Trumpet” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

18: Spełnianie marzeń odbywa się poza strefą komfortu.

Tym razem opowiem o spełnianiu marzeń. Dlaczego to ważne i dlaczego wiele osób w ogóle tego nie robi.

Poczucie kontroli nad życiem

Temat marzeń zacznę od zagadnienia: umiejscowienie poczucia kontroli nad naszym życiem. Pojęcie to wprowadził Julian Roger, autor teorii społecznego uczenia się. Według niego ludzie dzielą się na takich, którzy mają wewnętrzne poczucie kontroli nad swoim życiem lub zewnętrzne poczucie kontroli nad życiem.

Wewnętrzne poczucie kontroli polega na tym, że wierzymy, że w naszym życiu dzieje się to, na co sami zapracowaliśmy. Im więcej wkładamy w coś wysiłku, tym lepsze rezultaty osiągniemy, lub tym większe szanse na to, że osiągniemy sukces. Natomiast zewnętrzne poczucie kontroli polega na tym, że wierzymy, że w naszym życiu dzieje się to, co zesłał nam los. W rezultacie kiedy dzieje się np. porażka, możemy mieć poczucie winy jeśli mamy wewnętrzne poczucie kontroli, albo krzywdy, jeżeli mamy zewnętrzne poczucie kontroli. Wierzymy, że to los nas skrzywdził, a nie sami czegoś nie dopilnowaliśmy, nie skończyliśmy. 

Przykładowo, jeżeli mam przed sobą egzamin i nie udaje mi się go zdać, to jeśli mam zewnętrzne poczucie kontroli, wtedy wierzę, że egzamin był trudny, miałam pecha, osoba, która układała test jest złośliwa, mściwa, albo lubi stwarzać trudności studentom, itp. Jeżeli mam wewnętrzne poczucie kontroli, to wniosek jaki wyciągnę po niezdanym egzaminie jest taki, że się nie przygotowałam. Z “pozytywnych” przykładów – sukcesów, kiedy, na przykład zdobywam wymarzoną pracę i mam zewnętrzne poczucie kontroli, to wydaje mi się, że miałam szczęście, miałam farta i tyle. Gwiazdy tak chciały. Natomiast jeśli mam wewnętrzne poczucie kontroli, to uzasadniam to tym, że zrealizowałam swój cel, byłam skuteczna, włożyłam w to ogromny wysiłek, przygotowałam się i wykonałam zadanie. 

Powinniśmy jednak unikać skrajności, więc warto znaleźć złoty środek jeżeli chodzi o te dwie opcje, wewnętrzne oraz zewnętrzne poczucie kontroli. Mamy wpływ na swoje życie i na to jakie podejmujemy działania, ale nie mamy wpływu na wszystko. Myślę, że musimy zaakceptować to, że złe rzeczy przytrafiają się każdemu z nas, nawet jeżeli w ogóle nie będziemy do tego przykładać ręki.

Pomagaj szczęściu

Na przykład większość z nas straci jakąś bliską osobę i nie mamy na to wpływu, takie jest życie. Natomiast jeśli chodzi o dobre rzeczy, to one raczej nie spadają z nieba. To nie jest tak, że nagle w życiu pojawi się wielka fortuna, jeżeli nic w tym kierunku nie zrobię. Raczej mało prawdopodobne, że ktoś nagle dostanie ogromny spadek, o którym wcześniej nie wiedział. To nie dzieje się samo. Żeby wygrać w totolotka, trzeba najpierw zagrać. Dobre rzeczy nie dzieją się same. Tak samo z miłością. Możemy mieć naprawdę szczęście, że spotkaliśmy odpowiednią osobę, ale jednak bez wychodzenia z domu, bez kontaktowania się z ludźmi nie poznamy nikogo. Szczęście sprzyja przygotowanym i warto temu szczęściu pomagać.

Biorąc pod uwagę, że dobre rzeczy wynikają z naszych działań, złe rzeczy również, choć na pewno przytrafią się nam i bez naszych działań, to podsumowując – myślę, że bilans w naszym życiu, stosunek dobrych rzeczy do złych, zależy od nas i od tego, jakie działania podejmujemy. Jeżeli chcemy, żeby bilans był na plus, był pozytywny, to warto się starać i realizować swoje marzenia.

Myślę, że im bardziej pozwalamy sobie na realizację marzeń, dążymy do ich realizacji, tym większe szanse, że nasze życie będzie szczęśliwe i będziemy czuli się spełnieni. Z drugiej strony, najbardziej nieszczęśliwe osoby, to takie, które dawno temu zagrzebały marzenia pod obowiązkami i rutyną i nie pamiętają o tym, jak to jest marzyć. 

Dlaczego swoich marzeń nie zamieniać w cele? Realnie je realizować? Jakiś czas temu bardzo negatywnie podchodzono do marzeń. W połowie XX wieku psychologowie wychowawczy ostrzegali, że dzieci które oddają się marzeniom, mogą zapaść na nerwicę lub schizofrenię? Marzenie było uznawane za szaleństwo, które prowadzi do choroby. Na szczęście obecnie nikt już tak nie uważa, a wręcz przeciwnie, myślę, że warto wspierać ludzi w wydobywaniu z nich ich marzeń i potem w motywacji do ich realizacji. 

Bardzo często nie realizujemy marzeń dlatego, że po pierwsze doświadczyliśmy różnych negatywnych przekazów w trakcie dzieciństwa czy rozwoju. Często dlatego, że się po prostu boimy. Boimy się najbardziej tego, co jest dla nas ważne, a nie błahostek. Im coś jest ważniejsze, tym bardziej może być przerażające. Bardzo często czekamy na moment, aż przestaniemy się bać. Tak samo może być z marzeniami – “zrealizuję marzenia jak przestanę się bać”. Tak naprawdę czekam, aż rozwiążą się różne problemy. Wymyślam sobie wymówki, z powodu których nie mogę przystąpić do realizacji moich marzeń. 

Pamiętajcie jednak, że nie chodzi o to, żeby przestać się bać, i że te wymówki same nie znikną, tylko właśnie żeby działać mimo lęku. Ważne jest to, że będziemy zabierali się za realizację marzeń dopiero wtedy, kiedy wartość tych marzeń będzie wydawała się większa, niż aktualny komfort. Jeżeli będę dążyć do marzeń, to będę w stanie włożyć w to wysiłek, jeżeli marzenie będzie dla mnie ważniejsze niż np. oglądanie serialu na Netflixie, który jest dla mnie bardzo komfortowy. 

Myślę, że każdy z nas powinien odpowiedzieć na pytanie “Co jest dla mnie dzisiaj najważniejsze? Komfort, czy marzenia?” Od tego, jaką decyzję podejmę dziś, będzie zależało moje jutro, oraz w dalszej perspektywie, satysfakcja z życia. Czy jako emerytka chcę powiedzieć, że obejrzałam wszystkie seriale Netflixa, czy wolę powiedzieć, że zrealizowałam kilka ważnych marzeń? Oczywiście obejrzenie całego Netflixa może być czyimś marzeniem, ale umówmy się, że można to robić, realizując również inne działania w życiu.

“Przecież sobie nie poradzisz”

Przejdźmy do tego, jakie komunikaty wiele osób słyszało w swoim dzieciństwie, dotyczące realizacji marzeń. Będę się opierała na tym, jakie informacje uzyskuję podczas terapii i rozmów z ludźmi. Z dorosłymi, którzy wspominają swoje dzieciństwo. Wiele osób, kiedy mówiło rodzicom o swoim marzeniu lub celu opartym na marzeniu, to słyszeli w odpowiedzi “ojej, przecież sobie nie poradzisz”. “Przecież ty sobie nie poradzisz” jest bardzo okrutnym komunikatem. Wiadomo, że zależy czego dotyczy, bo jeżeli dziecko mówi, że chce np. skoczyć z mostu z parasolką i latać, to wiadomo, że sobie nie poradzi i trzeba je od tego odwieść. Natomiast jeśli mówi, że chce iść na studia albo w przyszłości założyć jakąś firmę, czy zrealizować jakiś cel, to powiedzenie mu, że sobie nie poradzi, właśnie wtedy jest okrutne, bo znaczy, że uważam, że moje dziecko jest zbyt słabe, aby poradzić sobie z tym, z czym inni ludzie sobie radzą. Tak właśnie było w przypadku wyboru studiów przez wiele osób. Chcieli na przykład zostać lekarzami i iść na medycynę, ale nie mieli żadnego wsparcia w rodzinie, słyszeli komunikaty, “przecież ty sobie nie poradzisz”. W rezultacie wybierali inne studia i potem przez wiele lat swojego życia myśleli “A co by było gdyby?”. Żałowali, że jednak dokonali takiego wyboru, że jednak zrezygnowali wtedy ze swoich marzeń. 

W ogóle komunikat “nie poradzisz sobie” najpierw słyszymy jako dzieci.. Potem sami to do siebie mówimy, że “Nie poradzę sobie”. A jeżeli nie poradzę sobie, to po co w ogóle podejmować jakiekolwiek wyzwania? Zagrzebuję moje cele i marzenia, pod rutyną, codziennością, obowiązkami, które muszę wykonywać, niezależnie czy sobie z nimi radzę. Z marzeniami sobie nie poradzę, ale nie muszę ich wykonywać, nic robić, więc łatwiej jest z nich zrezygnować.

Bardzo dużo uczymy się przez modelowanie, przez to, co widzimy, że robią nasi rodzice. Jeśli pochodzimy z rodziny, gdzie funkcjonowanie rodziców ogranicza się do niezbędnego minimum, czyli wykonują swoje obowiązki i tyle, to wtedy trudno nam będzie wyjść poza te ramy. Oczywiście jest mnóstwo ludzi, którzy żyją zupełnie inaczej, niż ich rodzice, tylko że przetrzeć szlak i robić coś zupełnie od początku i w ciemno, jest o wiele trudniej niż robić coś, co zawsze było normą w rodzinie. Część osób się odważy, a część nie. Myślę, że wielu z nas, gdyby zapytało swoich rodziców, czy mają jakieś marzenia, to pewnie usłyszało by, że nie. Być może nawet w części przypadków, to pytanie zostałoby wyśmiane: “Dziecko, co ty w ogóle gadasz? Marzenia? Ja i marzenia? Marzenia to przecież jakieś fanaberie wariatów. 

Pamiętajmy, że aby być szczęśliwym człowiekiem, mamy różne obowiązki wobec siebie samych. Jednym z tych obowiązków, jest wykorzystywanie naszej sprawczości w życiu i właśnie realizowanie marzeń. Ewentualnie zamiana marzeń w cele i realizowanie tych celów. Wracając do umiejscowienia poczucia kontroli, szczęście w naszym życiu, raczej nie organizuje się samo. Jeżeli nie żyjemy w zgodzie ze sobą, to raczej małe szanse na to, żebyśmy byli szczęśliwi. Jeśli ktoś chce być szczęśliwy, to musi na to szczęście pracować codziennie.

Myślę, że warto przypomnieć, że posiadanie marzeń i swoich celów ułatwia nam stworzenie dobrego związku, bo jest wtedy łatwiej podjąć decyzję, kto jest dla nas odpowiednim partnerem do związku, jeżeli wiemy do czego w życiu dążymy. Bo jeśli dryfujemy bez celu, to będziemy wtedy być może tworzyć relacje z przypadkowymi osobami. Natomiast wiedząc do jakiego portu zmierzamy, raczej nie zdecydujemy się na współpracę z kimś, kto płynie w zupełnie przeciwnym kierunku.

Co zrobić z marzeniami?

Na koniec taka krótka instrukcja, co z tymi marzeniami zrobić, żeby miały przełożenie na naszą codzienność. Warto pozwolić sobie nazwać te marzenia, ubrać je w słowa, a potem postawić sobie cele. Być może będą brzmiały identycznie jak marzenia. Na przykład, postawić stopy na wszystkich kontynentach. Co dalej? Rozkładamy to na podcele, na drobne podcele. Być może będzie to 10 kroków, a może 100. Pamiętajmy, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ale ten pierwszy krok, nie może być wielkim, od razu stumilowym krokiem, na szczyt. Pierwszy krok, to kiedy wychodzę za drzwi mojej strefy komfortu. Bo umówmy się, że marzenia, to jest jednak coś, co jest poza naszą strefą komfortu. Zawsze. Dlatego często są one dla nas bardzo niewygodne. Tak jak mówiłam wcześniej – pójdziemy w stronę marzeń, gdy ich wartość będzie większa, niż wartość naszego aktualnego komfortu. Tego Wam właśnie życzę – spełniania marzeń, bo marzenia się spełnia – nie spełniają się same. Zamiany marzeń w cele i konsekwentnego dążenia do ich realizacji. No i oczywiście  – w rezultacie – poczucia spełnienia i szczęścia.

Shopping Cart