2: Emocje to kompas
Tym razem opowiadam o emocjach – dlaczego są ważne, dlaczego warto dostrzegać nawet najdrobniejsze emocje.
Opowiada: Kasia Iwaszczuk Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Spy Glass” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
2: Emocje to kompas
W tym odcinku opowiem, jak to się stało, że zaczęłam nadawać duże znaczenie emocjom, że emocje są tematem mojej pracy oraz o realistycznym marzeniu, które jest powodem nagrywania tego podcastu.
Emocje
„Kasia jest oazą spokoju, ona się nigdy nie denerwuje” – powiedział kiedyś mój kolega, przydzielając mi najbardziej beznadziejną funkcję z całej grupy, gdy dzieliliśmy się rolami związanymi z przygotowaniem jakiegoś żeglarskiego rejsu. Niektórzy wtedy wyrazili zdziwienie brakiem mojej reakcji. Ja natomiast byłam dumna z tego, że nie czuję złości wtedy, kiedy naprawdę powinnam poczuć tę złość. Myślę, że wtedy nie byłam żadną oazą, tak na serio, bo w środku emocje się we mnie kotłowały. Aby sobie z nimi radzić, zajadałam np. czekoladowe batoniki, albo inne smaczne rzeczy.
Oczywiście to nie było tak naprawdę żadne radzenie sobie z emocjami, tylko zagłuszanie tych emocji. Muszę przyznać, że w tamtym czasie nie miałam pojęcia o moich emocjach, mimo że studiowałam psychologię. Emocje to była dla mnie czarna magia. Wydawało mi się, że radzenie sobie z emocjami, to po prostu myślenie tam, gdzie powinnam coś czuć. Zastępowanie emocji myśleniem – to w ogóle w ten sposób nie działa. Dostrzegałam wtedy tylko spektakularne emocje – nie dawałam sobie prawa do złości, nie dawałam sobie prawa do tego, żeby się bać. Wydawało mi się, że w ten sposób będę silna, ale tak naprawdę, to w głębi czułam się bardzo słaba.
Terapia grupowa
Po niedługim czasie od tego wydarzenia, trafiłam na terapię grupową. Trochę przypadkowo, ponieważ poszłam na staż do pewnego ośrodka psychoterapii i tam szef tego ośrodka zapytał, czy brałam już udział w mojej własnej terapii. Powiedziałam, że nie, więc zapytał, czy chciałabym przejść tę terapię. Zgodziłam się.
Była to grupa około 10 osób. Terapia trwała aż 10 tygodni i zajmowało to kilka godzin dziennie – od 8.00 do 13.00. Mieliśmy spotkania, na których siedzieliśmy w kole na krzesłach, ale była też arteterapia i muzykoterapia. Fantastycznie to wspominam – to była jedna z moich najciekawszych podróży, która dała mi bardzo dużo nowych spojrzeń na wiele spraw i pozwoliła naprawdę poznać siebie samą.
Myślę, że dzięki temu, przede wszystkim byłam gotowa, żeby robić w pracy to, co robię, żeby w ogóle zająć się terapią. Myślę, że terapeuta bez terapii własnej, to w ogóle chyba do niczego się nie nadaje. Tym bardziej, że moim zdaniem, każdy ma coś do przepracowania. Nawet jeżeli na dzień dzisiejszy, przerobię dosłownie wszystko – załóżmy tak idealistycznie, że przeanalizuję dosłownie wszystko i wszystko sobie poukładam, co do czego miałam wątpliwości i co jakkolwiek negatywnie wpływało na mój nastrój – to za 3 dni, to już może być nieaktualne. Rozwijamy się i to, co dzisiaj jest dla mnie ok, jutro już pewnie nie będzie ok – ja będę miała trochę inne potrzeby, za rok będę miała jeszcze inne potrzeby, a za trzy lata już będę miała totalnie inne potrzeby. Tak naprawdę na każdym etapie rozwoju, musimy analizować różne rzeczy i dopasowywać do siebie, znajdować swoje punkty widzenia i wpasowywać to w swój system wartości.
Gdy trafiłam wtedy na tę terapię, to wydawało mi się, że ok, przejdę tę terapię – wiedziałam, że to jest ważne, jeżeli chce się pracować w psychoterapii – natomiast w tamtym czasie wydawało mi się, że ja właściwie to nie mam nic do pracy. Na początku pojawił się zgrzyt, gdy ta grupa terapeutyczna stwierdziła, że oni średnio się czują z tym, że ja do nich dołączyłam, bo czują się jak króliki doświadczalne. To mi dało do myślenia, bo zaczęłam się zastanawiać nad tym, o czym chciałabym z nimi rozmawiać. Powiedziałam im, że czuję czasem niepokój nieadekwatny do sytuacji: zdarza mi się czuć smutek, nie wiedzieć dlaczego, czy nastrój depresyjny. Zdarza mi się czuć lęk, gdy idę po zakupy do sklepu spożywczego. Pokazałam im, że też zdarza mi się, to nawet dosyć często w tamtym czasie, zupełnie nie radzić sobie z moimi własnymi emocjami i nie wiedzieć, z czego one wynikają.
Okazało się, że w ogóle nie różnię się niczym od tych ludzi i że mam takie same problemy jak oni, właściwie mam tyle samo do przepracowania, co oni – co było dla mnie zaskakujące. Któregoś razu była taka sytuacja, która właściwie pierwszy raz mi pokazała, kiedy ja w ogóle czuję złość. To jest bardzo ważne, każdy z nas powinien swoją złość dostrzegać, kiedy jest natężona w bardzo małym stopniu, bo dzięki temu wiemy, kiedy zachować się asertywnie. Zawsze po weekendzie, w tej grupie terapeutycznej, każdy opowiadał, jak mu minął weekend. Kiedy nadeszła moja kolej, koleżanka powiedziała: “Kasia, przepraszam, ale Ty nie opowiesz teraz o swoim weekendzie, bo ja mam coś do powiedzenia”. To było coś takiego – ona zbierała się już od bardzo dawna, żeby coś opowiedzieć i w końcu, po prostu, w tym momencie, gdy ja zaczynałam mówić, zdecydowała się na to. Po, nie wiem, trzech tygodniach powiedzmy rozważania, czy powiedzieć, czy nie powiedzieć, zdecydowała się mówić. Zaśmiałam się, trochę się ucieszyłam, że ona się wreszcie zdecydowała i oddałam jej głos. Jednak terapeuta tak łatwo nie przeszedł z jednej wypowiedzi do drugiej, bo zaczął drążyć: co ja czuję? Powiedziałam, że to trochę śmieszne i właściwie to nic innego nie czuję, właściwie to nawet się ucieszyłam, że ona chce opowiadać. Ale terapeuta tak drążył i drążył przez trzy dni, że zrozumiałam, że oprócz tego, że to było trochę śmieszne i że się ucieszyłam, to zrozumiałam też, że gdzieś w głębi poczułam minimalną złość na nią. Ta złość była dlatego, że ona mnie nie zapytała, czy może opowiedzieć, tylko po prostu wydała zarządzenie: „Kasia, Ty nie opowiesz teraz”.
To było dla mnie odkrywcze, bo to było moje pierwsze spotkanie z moją własną złością, kiedy ona nie była “spektakularna”. Dzisiaj już o wiele łatwiej jest mi dostrzec takie małe sygnały, dlatego, że wiem, że należy na nie zwracać uwagę. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałam. Chciałam być oazą spokoju i byłam dumna z bycia oazą spokoju, co równało się częstemu negowaniu przed sobą samą, moich własnych emocji. Właśnie w momencie, kiedy przestałam negować te emocje, to moje życie stało się o wiele łatwiejsze.
Słuchaj siebie
Na bieżąco czuję wskazówki płynące z mojego wnętrza – co jest dla mnie dobre, a co nie jest dobre, kiedy coś zmienić, kiedy zachować się asertywnie, kiedy poszukać innych rozwiązań i tak dalej. Myślę, że każdy z nas, absolutnie najlepsze podpowiedzi w swoim życiu, na temat siebie samego i swoich wyborów, może uzyskać wsłuchując się w siebie. Tylko, że my jesteśmy tak naprawdę nauczeni ignorować swoje własne emocje, bo grzeczne dziecko to przecież jest takie, które nic nie czuje, nigdy się nie złości, milczy, mówi tylko na zawołanie, nie okazuje emocji i jest uległe. Chcemy być tymi grzecznymi dziećmi. Szczególnie gdy jesteśmy dorośli, łatwiej nam jest zapanować nad sobą, więc już w ogóle dążymy do tego, żeby być tymi grzecznymi dziećmi. Negujemy swoje własne emocje i udajemy, że nasza złość w ogóle nie istnieje, do momentu, aż eksplodujemy.
Ta eksplozja może nastąpić w niewłaściwym momencie, wobec nie tej osoby, wobec której powinna i tracimy kontrolę. Wtedy to nie ma nic wspólnego z asertywnością. Każdemu żyłoby się łatwiej, gdyby widział swoje emocje, gdy są lekko natężone i gdyby nie usiłował być grzecznym dzieckiem. To jest droga do tego, żeby być szczęśliwym. Bo myślę, że celem każdego człowieka jest czuć się dobrze i czuć się spełnionym w swoim życiu.
Możemy się czuć dobrze, jeżeli będziemy wykonywali każdego dnia pewną pracę na rzecz siebie samych. Między innymi, dbali o własne samopoczucie, o własne emocje i dostrzegali te emocje.
Marzenie
Kiedy jesteśmy już przy temacie szczęścia, to myślę, że czas powiedzieć o tym nierealistycznym marzeniu, które jest przyczyną nagrywania tego podcastu.
Otóż, chciałabym, żeby na świecie nie było samotnych i nieszczęśliwych dzieci. Żeby nie było tych wszystkich ludzi, którzy przychodzą do mnie na terapię. Tak naprawdę, po tych wszystkich latach pracy z dorosłymi ludźmi, mój wniosek jest taki, że najgorsze dla nas doświadczenie, to jest samotne dzieciństwo. Nawet często nie przemoc, paradoksalnie, psychiczna lub fizyczna, tylko właśnie samotność. Samotność, szczególnie przy przemocy oczywiście, natomiast samotność bez przemocy, też jest bardzo trudnym doświadczeniem. Dzieci potrzebują sobie wyjaśniać, dlaczego są samotne, tak jak wszystko, co się wokół nich dzieje. Jeżeli nie potrafią racjonalnie uzasadnić jakichś sytuacji, albo ktoś inny im tych sytuacji nie uzasadni, to dzieci szukają przyczyn w sobie.
Wszyscy ludzie, którzy mieli samotne dzieciństwo, jakoś sobie to musieli sami uzasadnić, dlaczego są tak samotni. Wytworzyli sobie takie przekonania na temat siebie samych, że nie zasługują na miłość, że są nieważni, że są gorsi. Takie osoby trafiają na terapię. Myślę, że mnóstwo jest ludzi, którzy również mają takie przekonania, a którzy nigdy nie trafią na terapię. Albo trafią za wiele lat, gdy mogliby już przepracować sobie różne rzeczy wcześniej i żyć lepiej.
Moim marzeniem jest, żeby wszystkie dzieci czuły się dobrze i były kochane. Żeby nie były samotne. Żeby dla wszystkich dzieci, ktoś miał miłość do zaoferowania. A żeby tak było, to wszyscy dorośli, którzy decydują się świadomie, podkreślam – świadomie – na rodzicielstwo, muszą być gotowi na to, żeby ofiarować też miłość swojemu dziecku. A jeśli nie są gotowi, to pewnie potrzebują pracy nad sobą, żeby tę gotowość mieć.
Chcę dzielić się swoją wiedzą, wynikającą z mojego doświadczenia z lat pracy z ludźmi, po to, żeby jak najwięcej osób, mogło tę wiedzę dostać za darmo w formie podcastu. Żeby ta wiedza przydała się jak największej ilości osób do refleksji, przemyśleń, rozwoju. Na wypadek, gdyby oni sami mieli zostać rodzicami, mieli za zadanie zapewnić dobre dzieciństwo swojemu dziecku, albo mieli wpływ na dzieciństwo innych dzieci. Bo to dorośli budują dzieciństwo dzieciom.
Jeśli chcesz skomentować to, co zostało przeze mnie poruszone w tym odcinku, lub masz jakieś pytania w tym temacie, pisz proszę do mnie na kontakt@pokojwglowie.pl
Zasubskrybuj podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków.