28: Kiedy inni Cię nie słyszą.
Czasem inni nas nie słyszą. Słyszą dzwięki, ale znaczenia słów nie. Każdy filtruje rzeczywistość przez pryzmat tego, w co wierzy- na podstawie swojej przeszłości. Czasem absolutnie nie chcemy zaakceptować nowych informacji.
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Intractable” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
28: Kiedy inni Cię nie słyszą.
W tym odcinku opowiem o tym, dlaczego inni czasem nie słyszą tego, co do nich mówimy, nawet jeśli powtarzamy to wielokrotnie.
Ten odcinek to będzie kontynuacja opowieści o Róży. Ale o trochę innym aspekcie niż dotychczas, bo nie o relacjach damsko-męskich, tylko o jej relacjach w domu rodzinnym. O relacjach z matką.
Róża
Róża wyprowadziła się z domu rodzinnego na stałe, tuż po studiach. Zamieszkała w Warszawie i od tej pory, prowadzi niezależne od rodziców życie. Odwiedza ich jednak regularnie, ponieważ kocha ich. Rodzicom bardzo zależy na tym, żeby Róża bywała u nich dosyć często. Gdy za długo nie przyjeżdża, to czasem nawet wzbudzają w niej poczucie winy. Róża bardzo często rozmawia ze swoją mamą przez telefon. Mniej więcej co drugi lub co trzeci dzień. Nie opowiada jej jednak wszystkiego, ponieważ mama nie zawsze słucha tego, co Róża do niej mówi. To znaczy słyszy dźwięki, ale nie słyszy słów zawartych w tych dźwiękach. Słyszy, że Róża coś tam do niej gada, ale nie bardzo zwraca uwagę na treści, które są przez Różę wypowiadane.
Róża postanowiła bardziej zadbać o siebie i swoje zdrowie. W związku z tym uznała, że będzie unikała nadmiernej ilości węglowodanów. Chciała zmienić sposób odżywiania się, ponieważ często czuła się zmęczona i senna. W związku z tym, miała w planie zrezygnować z niektórych produktów. W zamian jedząc inne, równie smaczne, ale zdrowsze. Takie, po których czuła się dobrze. Opowiedziała mamie o tym pomyśle, opowiedziała o tym, co wyeliminowała ze swojej kuchni, o tym czym to zastępuje. Rozmawiały o tym kilka razy. Mama czasem coś komentowała, dopytywała. Nie była za bardzo ciekawa tego, jakie zmiany wprowadziła Róża, ale też nie można powiedzieć, że nie była tym zainteresowana w ogóle. Róża wielokrotnie podkreślała, że nie chce jeść pszenicy i cukru. Przy którejś z rzędu rozmowie na ten temat, mama skomentowała wybór Róży. Powiedziała, że teraz to taka moda i ludzie wymyślają. W ogóle bez żadnych podstaw. Gdyby Róża miała cukrzycę, to co innego, ale tak to wymyśla nie wiadomo po co. Wyszło na to, że Róża nie może postanowić, że nie będzie jadła pszenicy z cukrem, póki nie ma oficjalnej diagnozy że jest chora. Bez dokumentu, bez zaświadczenia lekarskiego, że lepiej żeby nie jadła pszenicy i cukru, potrzeba Róży jest jedynie fanaberią. Kiedy Róża to usłyszała stwierdziła, że nie będzie już więcej z mamą rozmawiała na ten temat.
Trudno zaakceptować coś, co odbiega od naszego dotychczasowego światopoglądu. Niektórzy z nas reagują wtedy agresywnie, albo zupełnie ignorują komunikat, który do tego właśnie naszego światopoglądu nie pasuje.
Obiad
Róża wybrała się w odwiedziny do domu rodzinnego. Przyjechała w porze obiadowej. Drzwi otworzył jej tata. Mama w tym czasie była w kuchni. Tata powiedział “o, dobrze że już jesteś, bo za chwilę będziemy jedli obiad.” Róża weszła, zaniosła tobołki do swojego pokoju, umyła ręce i usiadła przy stole. Mama nosiła z kuchni do jadalni kolejne dania. Zgadnijcie co było na obiad? To bardzo miłe, że mama przygotowała obiad, dwudaniowy zresztą, ale właściwie w każdym z dań była pszenica, albo pszenica i cukier, którą przecież Róża może jeść, póki nie ma cukrzycy – zdaniem mamy. Najpierw był rosół z makaronem z pszenicy, na drugie danie były kotlety, w panierce z bułki tartej z pszenicy, a na deser wspaniałe ciasto z pszenicy z cukrem.
Róża nie wiedziała co ma z tym zrobić. Z jednej strony, przecież rozmawiała kilka razy z mamą na temat tego, co postanowiła jeść, a czego postanowiła unikać. Z drugiej strony, jest tu przecież gościem, a jak się idzie w gości, to raczej się nie wybrzydza i nie żąda. Jadła więc pszenicę, jedno danie za drugim. Pod koniec obiadu stwierdziła, że może powie mamie, może zapomniała o tej pszenicy. Więc nieśmiało powiedziała “mamo, a pamiętasz jak ja ci mówiłam, że nie chcę jeść pszenicy?”. Mama na to: “oj tam, oj tam, jakieś fanaberie sobie teraz wymyślacie, za modą idziecie. Nie jesteś chora, możesz jeść wszystko”. W światopoglądzie mamy Róży, zupełnie nie mieściło się to, że ktoś może nie jeść pszenicy i cukru mimo, że nie jest to nic trującego. Wszyscy pszenicę jedzą, a niektórzy, to chyba tylko żeby zwrócić na siebie uwagę, wymyślają jakieś głupoty. No po prostu głupoty. Bo Jadźka z sąsiedztwa, która ma cukrzycę, to ja rozumiem, że może nie jeść pszenicy i cukru, je zdrowe chlebki. Ale ona przecież jest chora i leczy się z tego powodu. Będzie miała ogromne problemy, jeśli będzie te produkty jeść. A szczególnie cukier. Takie nieszczęście ją spotkało, że ta cukrzyca tak na nią spadła. Ale Ty Róża, jesteś zdrowa jak ryba i możesz jeść wszystko. Poza tym, ja nie będę dla ciebie przecież oddzielnie gotowała. Zawsze jedliśmy w tym domu pszenicę. Od pokoleń jemy w tej rodzinie pszenicę i będziemy jeść pszenicę.
Róża, przygnębiona, z poczuciem, że jest totalnie nieważna, że nikt z bliskich osób właściwie zupełnie jej nie słyszy, jadła pszenicę.
Potrzeby
Potrzeba niejedzenia pszenicy, jeśli ktoś w ten sposób sobie postanowił, nie szkodzi nikomu innemu. Nikogo nie rani. Poza tym, to nie jest trudne do zrealizowania. Nie trzeba jeździć za granicę, po paczki z żywnością dietetyczną. W sklepach jest mnóstwo produktów bez pszenicy. A już w szczególności bez pszenicy i cukru. Róża nie ma prawa do takiej potrzeby, bo to jest tylko jej potrzeba. Skoro to jest tylko jej potrzeba, to jest ona dla bliskich osób niewidzialna. Zawsze tak było. Potrzeby Róży, zawsze były niewidzialne. Róża jest tak do tego przyzwyczajona, że jej potrzeby są niewidzialne, że zazwyczaj sama ich nie dostrzega. Niewidzialne są nawet dla niej. Czasem, żeby zrealizować swoje potrzeby, konieczni są do tego inni ludzie, którzy z nami współdziałają. Jeżeli jem posiłki w grupie i potrzebuję czegoś unikać, to inni muszą to uszanować i tylko wtedy będę mogła tego unikać. Tylko, że uszanować nie musi od razu oznaczać, że ktoś ma mi przygotowywać te posiłki. Wystarczy żeby nie kwestionował mojego wyboru.
Jeśli mam potrzebę porozmawiać z kimś, prowadzić dialog na temat, na przykład, moich potrzeb i moich uczuć, to konieczna jest do tego druga osoba, która będzie słuchać. Jeżeli nikt mnie nie słucha, to to nie będzie rozmowa, tylko uderzanie głową w ścianę. Tak, jak wspominałam wcześniej – ludzie, kiedy słyszą coś, co nie pasuje do ich światopoglądu, do tego jaką mają wizję rzeczywistości, świata innych ludzi, kiedy słyszą coś takiego, co by spowodowało totalny zgrzyt i musiałoby wygenerować wielką rewolucję w ich dotychczasowym patrzeniu na świat, to wcale nie są tacy otwarci. Czasem reagują negowaniem, agresją, wyśmiewaniem, co właściwie jest też agresją. Totalnie ignorują komunikat. Tak, jak można mieć w głowie zmyślone wersje innych osób, to można mieć wymyśloną przez siebie rzeczywistość. Wymyśloną i opierającą się, być może, na przekazach z dziada-pradziada, które mogą się mieć nijak, na przykład, do badań naukowych, do statystyk.
Są takie obszary, w których jest szczególnie dużo przekonań i schematów, które jest trudno zmienić ludziom, albo w innych ludziach. Tematy macierzyństwa i wychowywania dzieci, to chyba są takimi jednymi z głównych tematów, gdzie jakieś osoby, bardzo upierają się przy poglądach sprzed kilkudziesięciu lat, tak bardzo wierzą w to, że nic się nie zmienia w tym obszarze, że zupełnie odbijają się od nich wszelkie świeże informacje, które nie pasują do ich dotychczasowego światopoglądu. Przez to, myślę, że często kobietom po porodzie jest ciężko, bo z jednej strony mają świeżą wiedzę, na temat wychowywania noworodka, na przykład z literatury, czy szkoły rodzenia, a z drugiej przychodzą starsze pokolenia ze swoimi poradami, które mają się totalnie nijak do tej świeżej wiedzy. Problem pojawia się wtedy, gdy osoba, która doradza, zupełnie nie jest otwarta na nowe informacje i na dialog, tylko próbuje zanegować to, co nie pasuje do jej poglądów, albo reaguje agresywnie. Czasem czytam komentarze rodziców na portalach parentingowych, chociażby dotyczące podawania dzieciom słodyczy przez babcie. Matki proszą o to, żeby tych słodyczy nie dawać, więc dzieci dostają te słodycze wręcz potajemnie. Bo do światopoglądu pokolenia tych babć nie pasuje to, że ktoś mógłby nie jeść cukru, kiedy jest dzieckiem. Przecież to zmarnowane dzieciństwo.
Relacje czy racje?
Jeśli macie komuś coś do powiedzenia i mówicie to, a ta osoba tak jakby zupełnie nie słyszała, nie widziała treści waszego komunikatu, być może powtarzacie swój komunikat, ale ta osoba nadal tego nie słyszy, nie dostrzega, to być może niewiele da się wtedy zrobić, bo jednak przecież nie zmienimy ludzi. Można krzyczeć, można postawić wyraźnie granicę, odpuścić trochę daną relację, zwiększyć dystans, kiedy czujemy się nieszanowani. Wiadomo, każda sytuacja jest inna i każda wymaga od nas podjęcia osobnej decyzji, co do tego, co dalej robić. Róża pewnie powinna podjąć decyzję, czy ważniejsze jest dla niej niejedzenia pszenicy z cukrem w ogóle, czy może podtrzymanie wizyt u rodziców. Bo właściwie jedno z drugim się wyklucza.
Co Róża może zrobić w tej sytuacji? Zacznijmy od tego, że ona nie jest u siebie, tylko przyjechała w gości. Bo nawet jeśli jest to dom rodziców, to w momencie kiedy się z niego wyprowadzasz, to raczej już jesteś gościem. Chyba, że płacisz tam rachunki, sprzątasz i ponosisz całą odpowiedzialność za ten dom. Posiłki przygotowują ludzie. Co by było, gdybyś jechała w gości, którzy jedzą zupełnie inne rzeczy niż ty i miała zamiar tam przenocować? Czy w ogóle pojechałabyś tam nocować? To jest pierwsze pytanie, na które należy sobie odpowiedzieć. Drugie: jeśli rzeczywiście zakładasz, że tam nocujesz, a oni jedzą inne rzeczy niż ty, to co robisz? Róża oczywiście może obrazić się, dlatego że to, że mówiła o tej pszenicy, nie zostało uszanowane. Tylko pytanie, czy to jest dobra opcja? Bo to nie jest na pewno opcja najprostsza, ani nie jest to jeszcze załatwienie sprawy wprost. Załatwieniem sprawy, byłoby zapytanie mamy przed wizytą, czy będzie jakieś jedzenie bez pszenicy i cukru. Gdyby mama odpowiedziała, że nie planuje takiego jedzenia, to można ewentualnie zapytać, czy jest taka możliwość, żeby coś przygotowała bez pszenicy i cukru. Jeśli mama powie, że nie ma zamiaru nic takiego przygotowywać, to wtedy można powiedzieć, że w takim razie, nie uwzględniaj mnie na obiedzie, ja przywiozę sobie swoje jedzenie.
Tu mamy taki punkt, gdzie wszystko się wyjaśni. Bo jeżeli mama powie, że ok, to po sprawie. Ale jeżeli powie, że nie przygotuje Róży jedzenia bez pszenicy i zabroni jej przywieźć własne, to wtedy pojawia się zgrzyt. Wtedy ewidentnie nie daje Róży prawa, narzuca jej swoją opcję, pomimo wszystko, nawet zabraniając zastosowania przez Różę rozwiązań tej sytuacji, które od mamy, nie wymagałyby żadnego wysiłku. Gdyby mama rzeczywiście podjęła decyzję, że się nie zgadza na to, żeby Róża przyjechała ze swoim jedzeniem i nie miała zamiaru przygotować jedzenia bez pszenicy, to by znaczyło, że za wszelką cenę, chce podtrzymać zwyczaj jedzenia pszenicy, który tak naprawdę, nie jest ważną tradycją. Ale to by znaczyło, że jej tak zależy na tym, żeby podtrzymać tę opcję, ten sposób żywienia w rodzinie, że jest to ważniejsze wręcz, niż utrzymanie dobrych relacji. Jeśli mamie Róży zależałoby tak bardzo na tym, żeby pszenica była w każdym daniu i totalnie nie była w stanie zaakceptować wyboru Róży, ani rozwiązań przez nią zaproponowanych, to można powiedzieć, że ona nie szanuje tego, jakiego wyboru dokonała Róża. Wtedy należy sobie odpowiedzieć na pytanie “co dalej z tą relacją?” No bo pamiętaj, że masz prawo otaczać się ludźmi, którzy cię akceptują, akceptują twoje wybory i mają szacunek do twoich potrzeb.
Co z relacjami, w których masz poczucie, że twoje potrzeby nie są szanowane mimo, że wyrażasz je wprost i w taki sposób, że nie narzucają nikomu dodatkowej pracy i dodatkowego wysiłku, nie musi ponosić odpowiedzialności, za realizację twoich potrzeb, które mu się nie podobają? Jeśli mimo to, kwestionuje Twoje potrzeby, to znaczy, że coś tu nie działa tak, jak powinno w takiej relacji. Co możesz wtedy zrobić? Co Róża może zrobić? Może zmienić formę tej relacji. Może zwiększyć dystans, widywać się rzadziej. Może tak organizować wizyty, żeby być niezależną od nich i żeby temat jedzenia nie był aż tak istotny. Czyli przyjeżdżać tam na herbatę i jechać do siebie. Im więcej zależności, tym więcej trudnych sytuacji, które będą wymagały znalezienia rozwiązań i kompromisu. Jeśli jedna strona nie ma zamiaru szukać rozwiązań, ani kompromisu, to znaczy, że trzeba zmniejszyć zależność.
O co chodzi z tą zależnością?
Wizyta, podczas której nocujemy u kogoś, jest związana z o wiele większą zależnością od osoby u której nocujemy, niż wizyta na 2 czy 5 godzin w ciągu dnia, na herbatę, kawę albo nawet posiłek. Czasami, tworząc mniej zależności, odpuszczając część albo najlepiej całą zależność, możemy polepszyć daną relację. Możemy z niej wyciągnąć to, co najlepsze, podczas takich niezależnych spotkań, a potem każdy może wracać do swojej formy życia, do swoich schematów, swoich przekonań i swoich wartości. Wszyscy są zadowoleni.
Życzę Wam, żebyście byli słyszani przez Waszych rozmówców, a szczególnie przez bliskie osoby. Żeby te osoby szanowały Wasze potrzeby. Oczywiście z wzajemnością. Nawet te potrzeby, które nie są przyklepane jakimś oficjalnym dokumentem.
Jeśli chcesz skomentować coś, co zaciekawiło Cię lub dało Ci do myślenia w tym odcinku lub w którymkolwiek wcześniejszym, to pisz proszę na kontakt@pokojwglowie.pl. Zasubskrybuj podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków.