41: Gdy musisz sobie ze wszystkim radzić sama…

Tak to już jest, że Róże z podcastu Pokój w głowie – to Zosie Samosie. Od mężczyzn zbyt wiele nie oczekują, same jednak dając dużo od siebie. Otaczają się ludźmi, na których nie można liczyć. Albo nie pozwalają sobie na mówienie o swoich problemach, wychodząc z założenia, że i tak nikt im nie pomoże.

Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska

W materiale użyto fragmentów utworu „Porch Swing Days – faster” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

41: Gdy musisz sobie ze wszystkim radzić sama…

Masz czasem przekonanie, że ze wszystkim musisz sobie radzić sama? Przekonanie takie ma Róża i myślę, że wiele osób, które widzi w sobie jakieś cechy Róży, żyje w zgodzie z tym przekonaniem.

W terapii poznawczo-behawioralnej jest coś takiego, jak przekonania pośredniczące. Są to takie nasze zasady i założenia, którymi kierujemy się w życiu. Negatywne przekonania zawierają w sobie bardzo często słowa “muszę, powinnam, nigdy, zawsze, nie wolno, trzeba”, czyli są to takie nasze różne prywatne nakazy, zakazy, powinności. Mogą nas one doprowadzić do dobrych rzeczy, ale zazwyczaj, jeśli są zbyt rygorystyczne, to ponosimy zbyt duży koszt emocjonalny. Takie negatywne przekonania pośredniczące, do pracy na terapii to na przykład, że muszę robić wszystko perfekcyjnie, muszę sobie ze wszystkim radzić sama, albo jak coś mi się nie uda, to znaczy, że jestem do niczego, albo, że jeśli włożyłam w coś wysiłek to nie wolno mi tego odpuszczać.

Chciałabym się skoncentrować na przekonaniu “muszę ze wszystkim sobie radzić sama”. Jest to jedno z częściej powtarzających się przekonań występujących u osób, które widzą w sobie Różę. Możemy uznać, że jest to przekonanie Róży. 

Przekonanie to może przynieść także korzyści, bo mamy więcej niezależności, jeżeli sobie radzimy sami, uczymy się więcej, rozwijamy się, jesteśmy samodzielni, nie obarczamy innych swoimi problemami, nie zawracamy im głowy. Zyskiem, który widzimy, który płynie z tego przekonania, jest to, że nie ryzykujemy, że ktoś nam odmówi. Właśnie Róża widzi taki zysk i jest on dla niej ważny, że nie musi ryzykować że ktoś odmówi, gdyby poprosiła o pomoc. W rezultacie nie będzie jej przykro. Zauważcie jednak, że jeśli nie prosimy innych o pomoc i nie ryzykujemy, że nam będzie przykro, to nie pozwalamy by nas zawiedli. Nie sprawdzamy jaka naprawdę jest ta relacja i co w ważnej sytuacji zrobi ta druga osoba wobec nas. Nie weryfikujemy relacji którymi się otaczamy.

Jakie są inne straty płynące z wyznawania tego przekonania?

Z życia w zgodzie z takim przekonaniem? Otóż możemy powiedzieć, że może mężczyźni boją się silnych kobiet i gdy jesteś taką Zosią-Samosią to odstrasza facetów. Ale ja myślę, że nie użyłabym tego argumentu, bo silnych kobiet boją się tylko tacy mężczyźni, którzy mają problem z samooceną. A związek z kimś, kto boi się silnych kobiet, jest również ryzykiem tego, że jeżeli będziesz chciała być silna i będziesz chciała się rozwijać, nawet jeśli teraz silna nie jesteś, to temu komuś nie będzie to na rękę i być może będzie próbował Ci podcinać skrzydła, bo tylko w słabej wersji będziesz do niego dopasowana. Lepiej zrobić selekcję na wstępie i wystraszyć tych wszystkich, którzy po prostu do Ciebie nie pasują. Zatem to, że jesteś silna jest bardzo ok. Partner, który będzie do Ciebie pasował, powinien być równie silny jak Ty. Musisz wierzyć w siebie i w swoją siłę i sprawczość, w swoje możliwości. Tak, żeby nie przychodziło mu do głowy się z Tobą porównywać. 

Największą stratą związaną z przekonaniem “muszę sobie ze wszystkim radzić sama”, jest to, że łatwo Ci zaakceptować brak wsparcia ze strony innych. Łatwo Ci zaakceptować ludzi na których nie możesz liczyć. Wtedy jest bardzo prawdopodobne, że otoczysz się nie dość że takimi ludźmi na których nie można liczyć, to jeszcze których Ty sama musisz ciągle ratować. Wierząc, że musisz sobie ze wszystkim radzić sama, możesz nie tworzyć relacji na dobre i na złe, tylko trzymać się części “na dobre”. Tworzyć relacje do dobrej zabawy, ale w razie problemów, nikogo nie chcesz mieć przy sobie, bo wierzysz, że tych ludzi i tak nie będzie, więc oni nawet często w ogóle nie wiedzą o Twoich problemach i nie wiedzą o tym, że mogliby Cię wesprzeć. A jeśli nawet wiedzą, to nie jest to dla Ciebie nic negatywnego, że Ci nie pomogą, dlatego, że jest to dla Ciebie zupełnie normalne, bo przecież musisz sobie zawsze ze wszystkim radzić sama. Wszystko się zgadza. Osoby, które muszą sobie radzić same, otaczają się ludźmi, którzy pasują do tego przekonania.

Pamiętajmy, że największe szanse spotkać odpowiednią osobę do związku, mamy wtedy, gdy poznajemy nowych ludzi. Im więcej nowych ludzi poznajemy, tym większe szanse, że ten właściwy człowiek będzie wśród nich. A motywację do poznawania nowych ludzi mamy wtedy, kiedy mamy poczucie, że ludzie którzy są wokół nas, nie odpowiadają nam. Albo kiedy czujemy się po prostu sami, czujemy pustkę wokół siebie. Natomiast jeśli wierzysz w to, że nie możesz na nikogo liczyć, i otaczasz się ludźmi, którzy potwierdzają, że musisz sobie radzić sama, to nie jesteś wtedy sama, bo jednak ci ludzie są. Tylko relacja z nimi jest niepełna. Przez to możesz nie mieć motywacji do poznawania nowych osób mimo, że osoby które już są w Twoim życiu, nie dają Ci wsparcia w Twojej drodze do szczęścia. 

To właśnie była jedna z przyczyn, dlaczego Róża spędziła w odcinku 37. cały dzień pod toi toiem w którym utknął Mariusz z powodu traum z przeszłości. Ona wierzy, że nie może na nikogo liczyć, że na niego nie może liczyć. W ogóle nie przyszło jej do głowy, że mogłaby na niego liczyć. Nie oczekuje od niego wsparcia. Nawet nie oczekuje od niego partnerstwa. Ale za to próbuje go wyciągać z jego tarapatów. Z jego problemów, z którymi tylko on sam może sobie poradzić. Gdyby nie przekonanie, że musi sobie radzić sama, pozwoliłaby Mariuszowi na to, by ją zawiódł. On by ją zawiódł prawdopodobnie już po godzinie, albo i wcześniej, siedzenia w tym toi toiu. Poszłaby w swoją stronę, poszłaby sama, albo spotkałaby na szlaku Alberta. Albo dołączyłaby do innej grupy.

Naprawdę - samotny widok ze szczytu górskiego jest o wiele lepszy, niż widok na toi toia, w którym siedzi ktoś, dla kogo nie jesteś ważna...

Ciekawe jest też to, że osoby, które wierzą, że muszą sobie ze wszystkim radzić same, nie proszą o pomoc, ale mimo to czują różne nieprzyjemne emocje, w związku z brakiem pomocy ze strony innych. Czują złość, czują osamotnienie, czują odrzucenie. Często unikamy proszenia o pomoc, żeby ktoś nam nie odmówił, ale i tak czujemy się jakby ktoś nam odmówił pomocy.

Często patrzymy na wiele spraw w swoim życiu zerojedynkowo i alternatywą dla nie proszenia o pomoc wydaje nam się być zrzucanie na innych odpowiedzialności i bycie nieogarem życiowym. Często nie prosimy o pomoc, bo się tym “nieogarem” obawiamy być. Nie musimy robić w naszym życiu wszystkiego, w czym jesteśmy dobrzy. Nie musimy robić wszystkiego z czym sobie poradzimy. Nie musimy robić wszystkiego, czemu podołamy.

Możemy robić te rzeczy - ale nie musimy.

Jeśli poproszę kogoś o pomoc w tym, co mogę zrobić sama, to wcale nie staję się mniej samodzielna, mniej zaradna, mniej niezależna. Nie musisz robić wszystkiego, czemu podołasz. Warto robić to, co jest dla Ciebie ważne, co jest Twoim priorytetem. Co ciebie do czegoś prowadzi. Co jest krokiem naprzód, Twoim rozwojem. Co jest zgodne z Twoimi życiowymi celami. Pamiętaj o tym, że nie masz nieskończonej ilości czasu w życiu. Ilość czasu każdego z nas jest ograniczona. Doba trwa 24 godziny niezmiennie. Jeśli ze wszystkim musisz sobie radzić sama to znaczy, że wszystko jest w tym samym stopniu istotne. Czasem niektóre rzeczy lepiej oddelegować po to, żeby poświęcić się bardziej temu, na czym Ci zależy. Co jest ważne, żebyś zrobiła osobiście, w czym być może jesteś niezastąpiona. 

Ja prawdopodobnie nie opublikowała bym jeszcze żadnego odcinka podcastu, gdybym nie spotkała na swojej drodze Kasi Pilarskiej. Mimo, że Kasia oferowała mi pomoc w montażu, to ja przez długi czas, myślę, że to było wiele miesięcy, miałam takie myśli i tak jej też odpowiadałam, że ja na początku to muszę to robić sama. A ponieważ nie miałam czasu, to nie robiłam nic. Nic związanego z podcastem, bo zajmowałam się po prostu innymi rzeczami. Ale kiedy zdecydowałam się oddelegować montaż to muszę przyznać, że świetnie się z tym poczułam. Mogę się skupić na tym, co robię dobrze, bo na montażu się nie znam. Mogę się skupić po prostu na gadaniu i przekazywaniu treści, które według mnie są istotne, które zależy mi na tym, aby Wam przekazać. Podcast ten przy okazji jest też formą moich własnych notatek.

A jak to delegowanie ma się do związku?

W partnerstwie chodzi o to, żeby się uzupełniać, żeby grać do jednej bramki. A jak wiadomo, w drużynie każdy gracz ma swoją pozycję i zajmuje się tym, co robi najlepiej. Może odwołajmy się tutaj do takiego stereotypowego przykładu, kiedy w rodzinie pojawia się małe dziecko. Ktoś musi się nim zaopiekować, a ktoś musi zarabiać pieniądze, jeśli jest to dziecko w związku i jest dwoje partnerów. Myślę, że taki podział, który wychodzi w wielu rodzinach w ogóle bez żadnego ustalania i żadnej rozmowy o potrzebach, czasem może mieć się nijak do tego, czego partnerzy chcą. Z automatu kobieta opiekuje się dzieckiem, a mężczyzna idzie pracować i zarabiać pieniądze. Ale to nie jest zgodne z potrzebami mnóstwa kobiet, które pozostały w domach. Nie jest zgodne z potrzebami wielu mężczyzn, którzy poszli pracować. 

Gdyby ci partnerzy przegadali to ze sobą uczciwie, a w ogóle najpierw ze sobą samymi, indywidualnie, każde z nich, zastanowili się czego autentycznie chcą, to prawdopodobnie w wielu przypadkach, zamieniliby się rolami. Warto robić to, w czym się jest najlepszym. Jeżeli czujesz się lepiej w opiece nad dzieckiem, to opiekuj się dzieckiem. Jeśli lepiej się czujesz pracując i zarabiając, spełniasz się w tym, a Twój partner nie, to może to jest Twoja rola, bardziej niż jego? Choć myślę, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim wywalimy z naszych głów te okropne, stereotypowe wzorce, w których to ojciec zarabia i jest nieobecny w rodzinie. Jest obcym człowiekiem dla swoich dzieci, bo przecież opieka nad dziećmi jest niemęska. 

Aby świadomie dzielić się rolami w związku, najpierw trzeba znać swoje własne potrzeby. Najpierw trzeba to ze sobą samą przegadać, żeby móc komukolwiek innemu zakomunikować. Nawiasem mówiąc, kobieta, która musi ze wszystkim sobie radzić sama, ogarnia dzieci, ogarnia dom i ogarnia pracę, a jej mężczyzna pracuje, a po pracy ogląda telewizję… Nie idźcie zatem tą drogą, bo to jest ślepa uliczka.

Kończę, bo mój mąż krzyczy z innego pokoju: “Kasia ile można ci pomagać przy dzieciach? Kończ już wreszcie!”
To oczywiście żart, bo on mi w ogóle nie pomaga przy dzieciach, tylko jest w tym samym stopniu rodzicem co ja! 🙂

Jeśli chcesz skomentować temat radzenia sobie samej ze wszystkim, to pisz proszę do mnie na kontakt@pokojwglowie.pl albo wiadomość na profilu Pokój w głowie na Instagramie lub Facebooku. Zasubskrybuj sobie podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków.

Shopping Cart