64: O budowaniu zaufania do innych.
Jest to kolejny odcinek opowiadający fragment historii Róży, Mariusza i Alberta. Tym razem, nawet na liczbach, pokażę jak budujemy zaufanie do innych. Pokażę też, jak w budowaniu zaufania może nam przeszkadzać lęk przed bliskością i stawianiem granic.
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
W materiale użyto fragmentów utworu „Vibing Over Venus” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
64: O budowaniu zaufania do innych.
Tym razem chciałabym nawiązać do zagadnień, które podsunęliście mi w ramach pytania które zadałam Wam na Instagramie: “Jakie problemy widzicie u siebie i co potrzebujecie wyjaśnić w ramach lęku przed bliskością”. Jednym z tych problemów, który się powtarzał w odpowiedziach kilku osób, jest właśnie problem z zaufaniem. Dziś chciałabym o tym opowiedzieć, wracając do historii Róży.
Róża
Róża przyszła do pracy nieco później niż zwykle, bo miała o 8.00 wizytę u dentysty. Gdy dotarła pod budynek, w którym pracuje, wszystkie znajome auta i rowery już pod nim stały. Wydało jej się, że wśród rowerów stoi taki sam, jakim kiedyś przyjeżdżał do pracy Albert. Po tym, jak Róża spławiła Alberta, nie widzieli się przez pół roku, nie mieli ze sobą kontaktu. Albert wyjechał w ramach swojej pracy do innego miasta. Róża spławiła go, ponieważ boi się bliskości. Albert był nią autentycznie zainteresowany.
Bezpieczniej jest być w bliskich relacjach z Mariuszem, lub innymi “Mariuszami”, czyli z mężczyznami, którym autentycznie nie zależy. Którzy zawsze są na dystans, pojawiają się i znikają. Wtedy nie trzeba się martwić, czy koleś wpakuje się czy nie do Twojego życia. On po prostu jest nieobecny. Tylko bywa. Natomiast Albert miał gotowość do prawdziwego bycia w życiu Róży, a to było niekomfortowe dla niej. Jeśli ktoś chce być w jej życiu, to kojarzy jej się z utratą kontroli, ze stawianiem wielu granic. Boi się, że ta osoba będzie te granice deprecjonować i nie pozwalać je stawiać, deptać, że będzie ją źle traktować, że będzie się obrażać, że będzie odrzucać Różę z powodu stawianych granic. Tak naprawdę można powiedzieć, że Róża boi się bliskości, ponieważ boi się stawiać granice. Tak została wychowana. Granic nie należy stawiać, bo nie są ważne, to tylko bezsensowna walka. W dodatku, stawiając granice – krzywdzi innych. Słyszała, że jest problematyczna.
Róża wchodzi w bliskie relacje, a raczej próbuje tworzyć bliskie relacje z kimś, kto z założenia wiadomo, że ją odrzuci. Problem granic wtedy nie istnieje i nie trzeba się nim martwić. Sama natomiast odrzuca osoby z którymi hipotetycznie można by było stworzyć coś dobrego i konstruktywnego. Tylko, że to już jest dla Róży za dużo. Ona nie jest w stanie tego znieść. Nie stawiając granic nie jesteśmy w stanie znieść żadnych relacji. Każda z relacji będzie nas męczyć, zalewać, przytłaczać. Nawet, jeśli ktoś wyjdzie do nas z sercem na dłoni, to przy dłuższym czasie trwania tej relacji, przy dłuższym przebywaniu razem, jeśli nie postawimy granic i nie będziemy zaznaczać, co jest dla nas dobre, nie będziemy komunikować, to ten człowiek będzie nawet dla nas, można powiedzieć, toksyczny.
Róża weszła do budynku…
Udała się na piętro na którym pracuje i skierowała się ku swojemu miejscu pracy. Do całkiem przytulnego kącika przy oknie, zasłoniętym częściowo żaluzjami. Zawiesiła kurtkę, wyciągnęła z torby jakieś szpargały, które były jej potrzebne do pracy i skierowała się do kuchni, by zrobić sobie kawę. W kuchni zastała niebywały widok – Mariusz rozmawiał z Albertem. Wyglądało to jakby się świetnie dogadywali. Jakby byli naprawdę super kumplami. A tak naprawdę, każdy z nich był z innej bajki. Mimo może trochę podobnych zainteresowań, każdy z nich prowadził zupełnie inny styl życia. Przede wszystkim, każdy z nich zupełnie inaczej układał sobie relacje z kobietami. Co ciekawe obaj ucieszyli się, że ją widzą. Jednak w radość Mariusza, po tym na ile Róża zdążyła go już w swoim życiu poznać, to nie była za bardzo skłonna wierzyć. Radość w wykonaniu Mariusza na widok jakiejś osoby oznacza totalnie co innego, niż radość Róży, którą ona okazuje na widok jakiejś osoby. Mariusz może się cieszyć, że kogoś spotkał, po czym olewać wiadomości od tego człowieka i odpisać po 3 tygodniach. Albo wcale. Róża natomiast nigdy by sobie na coś takiego nie pozwoliła, gdyby napisał do niej ktoś, na widok kogo ona się cieszy. Mariusz jest w stanie radośnie umówić się z kimś na spotkanie, a potem beztrosko je odwołać, nie ustalając żadnego innego terminu. Gdyby Róża tak się cieszyła na spotkanie z kimś, to po pierwsze prawdopodobnie za cholerę by go nie odwołała, a jedynie przełożyła, a po drugie, na pewno od razu w momencie odwołania zaproponowałaby jakiś inny termin. Mariusz natomiast, odwołuje spotkanie pół godziny przed uzasadniając, że jest zmęczony albo ma za dużo pracy. A potem widywany jest na mieście z innymi ludźmi, na widok których zapewne też się cieszy.
Gdy Róża weszła do kuchni uwaga mężczyzn skupiła się na niej. Mariusz zaczął gadać całkiem dużo, pytać co u niej słychać, że dobrze ją widzieć. Albert natomiast przywitał się z nią, po czym sięgnął do szafki po jej ulubiony kubek, aby jej go podać, żeby mogła sobie w nim zrobić kawę. Róża zawsze robi sobie kawę w tym samym kubku. Wszyscy wiedzą, że to jej kubek. No może z wyjątkiem Mariusza. Albert podał jej kubek, po czym wyciągnął też mleko z lodówki i także jej podał, bo wiedział, że Róża pije kawę z mlekiem. Różę trochę to zdziwiło, że ktoś po pół roku może nadal pamiętać, jaką kawę ona pije. A już szczególnie ktoś, kogo spławiła w taki sposób, jak spławiła Alberta. Było to naprawdę przyjemne, że pamiętał o tej kawie. Poprawiło to Róży nastrój, zabrała swoją kawkę i poszła do biurka, potem cały czas po głowie chodziła jej ta sytuacja. To naprawdę było miłe. Właściwie był to taki malutki element, dający jej poczucie bezpieczeństwa, ponieważ okazało się, że nadal w jakiś sposób jest dla niego ważna, mimo, że chciała go wywalić ze swojego życia. W dodatku on pozwolił się wywalić, bo zniknął, a mimo wszystko, nadal jest dla niego ważna. Dało jej to poczucie bezpieczeństwa w relacji z Albertem. Miała też poczucie, że ma kontrolę nad tym, co się w tej relacji dzieje. Że ma kontrolę nad tym, czy Albert wpakuje się z butami w jej życie, czy się nie wpakuje. Albert po prostu uszanował postawioną przez nią granicę.
Zaufanie to nie jest coś czarno - białego…
To nie jest tak, że mamy zaufanie do kogoś, lub nie mamy. Że mamy do kogoś zaufanie na 100% lub nie mamy, czyli wtedy możnaby powiedzieć, że wynosi -100%. Nie jest tak, że mamy tylko dwie opcje. Zaufanie to jest proces. Ono rośnie lub spada, w zależności od tego jakich sytuacji doświadczamy w relacji z drugą osobą, co ta osoba robi wobec nas. Ale liczy się też to, przez jaki filtr “przecedzamy” wszystkie informacje na temat tego człowieka.
Jeżeli naszym głębokim przekonaniem, czyli właśnie tym filtrem, jest to, że ludzie są źli, to wszystkie niejasne sytuacje będziemy interpretowali na rzecz braku zaufania. Czyli jako punkty ujemne dla tej osoby. A w drugą stronę, jeśli wyciągamy pochopne wnioski na temat nielicznych, ale ważnych informacji na temat ludzi, czyli przykładowo wiemy, że ktoś fajnie dogaduje się z ludźmi, fajnie sobie radzi zawodowo, pomaga zwierzętom, to na bazie tych trzech informacji możemy wyidealizować człowieka i mu dać +100 punktów. Mieć do tego kogoś zaufanie. Wtedy ta osoba na wstępie jest na bardzo dużym plusie.
Przyjrzyjmy się, co się dzieje w relacji Róży z Mariuszem i z Albertem, gdyby liczyć punkty zaufania za dobre i niedobre rzeczy.
Róża pomyślała, że relacja z Albertem może jest bezpieczna, ponieważ udało jej się postawić granicę, którą on uszanował, w związku z tym Albert dostał +20 punktów do zaufania. Dodatkowo był miły dla Róży w kuchni, podał jej kubek i mleko do kawy, za to dostał +10 do zaufania. Warto wspomnieć o tym, że pamiętał, który kubek jest jej ulubionym, i że pije kawę z mlekiem. Na ten moment Albert jest na +30 punktów.
Później, jeśli Róża wróci do domu z pracy i zacznie się zastanawiać nad Albertem, a jeszcze – co gorsza – Albert zaproponuje jej spotkanie, czyli wróci do swojego poziomu zainteresowania Różą sprzed pół roku, to w jej głowie zaczną się pojawiać myśli, że on zmusi ją do stawiania granic przez to, że będzie chciał być w jej życiu, co mogłoby ją przytłoczyć. To oczywiście będą wszystko nieświadome myśli, albo w większości nieuświadomione myśli Róży, ale to też się liczy w tym, jak wyliczamy punkty zaufania wobec innych ludzi.
Jeśli Albert okaże zainteresowanie i będzie chciał uczestniczyć w życiu Róży, co jest dla niej jednoznaczne z chęcią odebrania jej prawa decydowania na temat jej życia i zmuszeniem do stawiania granic oraz deptaniem potem tych granic, to wtedy w wyobrażeniu Róży, Albert, za samo bycie nią zainteresowanym, będzie miał -40 do zaufania. W rezultacie dostał +20 za uszanowanie granicy, +10 za bycie miłym w kuchni, ale od tego należałoby odjąć 40 punktów, gdyby Albert był nią zainteresowany. Wobec tego wynik jest na -10 dla Alberta.
Teraz wyobraźmy sobie, że kubek i mleko Róży nie podał Albert, tylko podał Mariusz. Mariusz był dla Róży bardzo miły w kuchni oraz pamiętał o jej preferencjach związanych z kawą w pracy. Jak byśmy liczyli punkty Mariusza?
Mariusz ma na swoim koncie różne wymówki, byle tylko nie spotkać się z Różą. Mówił na przykład, że jest zmęczony, a potem widziała na Instagramie jego zdjęcia z innymi ludźmi, gdy miło spędzał czas na mieście. Czyli krótko mówiąc kłamstwa. Kłamstwa te spowodowały, że Mariusz ma -50 do zaufania. Ale gdyby Mariusz zachował się w kuchni jak Albert, to biorąc pod uwagę absolutną wyjątkowość tej sytuacji, Róża dałaby mu +30 do zaufania, a nie +10 tak jak Albertowi, ponieważ bycie miłym ze strony Mariusza jest bardzo kontrastujące z tym, co on robi na ogół. Albert natomiast jest zawsze miły, więc to, że w tej sytuacji był miły, nie jest niczym wyjątkowym. W rezultacie Mariusz dostaje więcej punktów za bycie miłym, tak jakby Róża miała poczucie, że on musiał się bardziej postarać. Wspomnijmy o tym, że jeżeli Mariusz robi coś niemiłego, czyli oszukuje, stosuje bezsensowne wymówki, to jest to w pewnym sensie usprawiedliwiane przez Różę, przecież on ma traumy z przeszłości, traumy z dzieciństwa, traumy po poprzednim związku, Róża go postrzega jako takiego, który musi nad sobą popracować, jest nieszczęśliwy i sobie nie radzi. W rezultacie ją krzywdzi. Zatem za świństwo, które robi Mariusz, w stylu kłamstwa, dostaje -50. Ale gdyby zrobił to Albert, który nic nie wspominał o traumach, nie uzasadniał niczego żadnymi traumami z przeszłości, to Albert za kłamstwo dostałby -80 do zaufania. Warto wziąć pod uwagę to, że Mariusz, ponieważ ma mnóstwo koleżanek z którymi spędza miło czas, na podobnych zasadach jak z Różą, to nie zagraża Róży, że będzie się chciał wpakować z butami w jej życie. Jego raczej trzeba ścigać, a nie trzeba się bronić. Nie trzeba pilnować, żeby się niespodziewanie zagnieździł, czy nie sprowadził z walizkami.
W przypadku Alberta trzeba pilnować, bo wiadomo, Albert by chciał. Mariusz natomiast niczego od Róży nie chce. A ponieważ niczego nie chce, to ma +10 do zaufania. Bo Róża nie ma poczucia, że ją zmusi do stawiania granic, że jakoś te jej granice zdeprecjonuje, bo jego w ogóle nie interesuje bliskość z Różą.
Teraz gdyby to wszystko podsumować:
Albert miał +20 punktów za uszanowanie granic Róży. Mariusz -50 pkt za różne świństwa i głupoty, które zrobił w relacji z Różą. Ale świństwa i głupoty były poniekąd usprawiedliwione jego traumami z przeszłości, o których Mariusz często opowiadał. Następnie bycie miłym w kuchni. Albert dostał +10 pkt do zaufania, bo Albert zawsze jest miły. Mariusz dostałby na jego miejscu +30, ale w sumie to i tak był miły dla Róży, mimo że nie podał jej tego mleka tylko gadał, można powiedzieć, że właściwie dostał te +30. Dostał +30 za bycie miłym, bo Mariusz nie zawsze jest miły. Teraz postarał się i był wyjątkowo miły, to dostał od Róży jeszcze ekstra punkty na zachętę. W rezultacie dostał tych punktów więcej niż Albert. Idąc dalej, Albert dostaje -40 pkt za bycie zainteresowanym Różą, ponieważ zagraża to jej wolności, jej granicom, jej samoocenie i zmusiłoby to ją do męczarni w postaci ciągłego stawiania granic. A Róża ma przekonanie, że granic nie potrafi stawiać i nie powinna ich stawiać, a nawet jak je postawi to i tak ich nikt nie uszanuje, dlatego nie chce tego robić. Woli takie relacje, w których nie musiałaby stawiać granic. -40 dla Alberta za to, że chciałby się wpakować z butami w jej życie. A dla Mariusza dajemy +10 pkt do zaufania, bo Mariusz nie jest zainteresowany Różą i jej życiem. Jest bezpieczny, trzyma się na dystans, nie podchodzi w ogóle do płota. Jakby u każdego z tych panów punkty zsumować to mamy remis. Wychodzi -10 pkt. Tyle, że Albert zawsze był miły oraz zainteresowany Różą, i skończył na -10 punktach. Mariusz natomiast narobił mnóstwo głupot i świństw, raczej pewnie nie można powiedzieć, że on jest przyjacielem Róży, i też ma punktów -10.
Co by się musiało stać, żeby Róża sprawiedliwie liczyła punkty Alberta?
Otóż, po pierwsze, to musiałaby dać sobie prawo stawiać granice, nauczyć się stawiać te granice, nauczyć się, że jeżeli ktoś tych granic nie szanuje, to dopiero wtedy odsuwamy się od danej osoby, a nie odsuwamy się profilaktycznie, bo ktoś mógłby hipotetycznie granic nie uszanować. Gdyby Róża dała sobie czas, dała czas Albertowi, dała sobie szansę na to, żeby się mu przyglądać, żeby posprawdzać jak zachowa się Albert w różnych sytuacjach, nie wymuszając na sobie żadnej reakcji, to być może te punkty Alberta byłyby liczone sprawiedliwie.
Kiedyś zadałam na Instagramie takie pytanie:
“Czy kiedy mężczyzna pomoże Ci w czymś, jest miły i atrakcyjny, to w Twojej głowie pojawia się wyobrażenie ślubu z nim?”
Większość kobiet odpowiedziała, że miewa czasami takie myśli. Zauważcie, że aby móc ten ślub wyobrazić sobie w miły sposób, to najpierw musimy mieć do człowieka zaufanie. Bo jeżeli nie mamy zaufania, to wyobrażenie hipotetycznego ślubu z kimś byłoby raczej przykrym wyobrażeniem. Jeśli chcemy sobie wyobrażać ślub z kimś już przy pierwszym spotkaniu, to zauważcie, że Mariusze mają zdecydowaną przewagę nad Albertami, bo Mariusz nie jest zainteresowany, nie zagraża Ci zatem. Dostaje za to dodatkowe punkty do zaufania. Albert natomiast będąc zainteresowanym, dostaje punkty ujemne. Ciężej sobie wyobrazić w rezultacie ślub z Albertem, jeśli boisz się bliskości.
Budowanie zaufania to proces
Najlepiej nie wyobrażać sobie żadnych ślubów. A jeżeli takie myśli pojawiają się w Twojej głowie, to próbuj je wyrzucić, podyskutować z nimi, albo po prostu trochę się z nich sama ze sobą pośmiać, ponieważ po tygodniu, po miesiącu, ani nawet po pół roku – nie możemy powiedzieć, że znamy człowieka. Nie całkiem możemy powiedzieć, że warto ufać tej osobie. Żeby z kolei móc ufać komuś, to musimy się pozbyć przekonań, które zniekształcają nam obliczenia punktów zaufania. Czyli musimy sprawiedliwie i racjonalnie liczyć punkty. Nie liczyć punkty za hipotetyczne sytuacje, które mogłyby nastąpić, bo wierzymy w tę osobę i ją idealizujemy, tylko liczyć punkty za to, co się realnie dotychczas wydarzyło. Pamiętać też o tym, że liczenie punktów wymaga czasu. Potrzebujemy naprawdę czasu, żeby pozwolić sobie na powolne liczenie w slowmotion. Bez pośpiechu.
Często ludzie, którzy boją się bliskości, mają takie wyobrażenie, że inni to jakoś łatwo wchodzą w związki, a ja za cholerę nie mogę się przemóc i nie mogę komuś zaufać. Tylko, że jeżeli chcesz komuś ufać już od samego początku, zanim ta osoba zdobyła jakiekolwiek dodatnie punkty, to pewnie dlatego jest Ci trudno zaufać i masz przekonanie, że nie możesz zaufać. Żeby komuś zaufać, to musisz dać mu czas. Poza tym, to nie masz przekonywać sama siebie, że komuś warto ufać, tylko ma Ciebie przekonać ten człowiek swoimi działaniami. Ufamy ludziom dzięki temu, co oni robią, a nie dzięki temu, że coś sobie wymyśliliśmy na temat tych osób. Zatem, jeśli trudno Ci jest tworzyć bliskie relacje, to najpierw pozwól sobie poznawać ludzi. Bo bez poznawania ludzi nie stworzysz bliskich relacji. A jeżeli chcesz od razu, na wstępie przeskoczyć z nieznajomości do bliskiej relacji, czyli tak niecierpliwie i na skróty, to z tego raczej dobre rzeczy nie wynikną. Nie porównuj siebie z innymi ludźmi. Oni pewnie też albo liczą sprawiedliwie punkty zaufania, bo nie mają lęku przed bliskością lub sobie z tym lękiem radzą, albo liczą punkty zaufania w zniekształcony sposób, czasami może za bardzo na wyrost, dlatego udaje im się z łatwością wejść w relacje. Ale też pochopnie być może.
Liczcie punkty zatem, dodawajcie, odejmujcie, porównujcie ludzi pod względem tych punktacji. Pamiętajcie natomiast, żeby bazować na tym co ktoś realnie robi. Co zrobił, na ile to się pokrywa z tym, co mówi. I dajcie sobie czas.
Zapraszam na mój profil Pokój w głowie na Instagramie lub Facebooku, gdzie dziele się z Wami inspirującymi treściami. Zasubskrybuj podcast Pokój w głowie w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, aby nie przegapić kolejnych odcinków.