96: Lęk przed bliskością- a wewnętrzne dziecko
Wewnętrzne dziecko to nie są jakieś modne farmazony. Jesteśmy tym, kim byliśmy jako dzieci. Dziecko nie zmienia się przecież nagle, któregoś dnia w dorosłego.
Lęk przed bliskością także wynika z tego, że nam- jako dzieciom- brakowało czegoś bardzo ważnego, czyli bezpiecznej bliskości.
Informacje dotyczące kursu „Emocje to kompas”:
https://pokojwglowie.pl/kurs-emocje-to-kompas/
Opowiada: Kasia Iwaszczuk-Pudzianowska, psycholożka
Montaż: Katarzyna Pilarska
Transkrypcja: pomocdlafirmy.pl
W materiale użyto fragmentów utworu „Samba Isobel” Kevin MacLeod (incompetech.com)
Licensed under Creative Commons: By Attribution 4.0 License
96: Lęk przed bliskością- a wewnętrzne dziecko
Witam w 96. odcinku podcastu „Pokój w głowie”. Ponieważ nagrywam ten odcinek w okolicy Dnia Dziecka, zostanie on opublikowany właśnie w Dniu Dziecka, to chciałabym dzisiaj poruszyć trochę dziecięce tematy, a mianowicie wewnętrzne dziecko i to, jak wewnętrzne dziecko przeszkadza Róży w tworzeniu konstruktywnych relacji. Jak wewnętrzne dziecko powoduje, że Róża jest Różą. Czyli innymi słowy, jak wewnętrzne dziecko, czyli w sumie nasza przeszłość, wpływa na to, że wybieramy nie takie relacje, w których możemy czuć się dobrze i spełnieni.
Dorosłe życie a relacje z rodzicami w dzieciństwie
Zacznijmy od tego, o co w ogóle chodzi z tym wewnętrznym dzieckiem, bo to może się wydawać, że są jakieś farmazony, wyświechtane hasło, przewijające się ostatnio, popularne w takiej psychologii hobbystycznej. Bo tak rzeczywiście jest, prawda? Przewijają się różne tematy, trendy, o których się mówi więcej. Wszyscy się na tym koncentrują i trochę zapominają o całej reszcie. Problem w tym, największy właściwie, to moim zdaniem wcale nie jest w tych trendach, tylko że my szukamy na zewnątrz tego, co jest dla nas dobre, co powinniśmy i co jest naszym problemem nawet, zamiast po prostu zajrzeć w głąb siebie. Bo to, że przyporządkujemy do siebie jakąś przypadłość, jakąś tendencję, jakieś zaburzenie, jakiś problem, wcale nie musi oznaczać, że wszystkie nasze problemy, z którymi się zmagamy obecnie, zostaną rozwiązane. To może być tylko ułamek tego, co nam dolega. Dlatego, tak jak mówiłam, najlepiej zajrzeć w głąb siebie, przyjrzeć się sobie, przyjrzeć się swoim emocjom i sprawdzić, co można poszukać i co można zrobić, by sobie pomóc.
I między innymi problemem Róży, który utrudnia jej stworzenie dobrej i konstruktywnej relacji, jest jej wewnętrzne dziecko i takie nieprzepracowane problemy, z którymi to dziecko nadal się zmaga. Czyli poczucie osamotnienia, odrzucenia, pewność, że zostanę odrzucona i i tak będę samotna. Dlatego, że ona tak właśnie czuła się w dzieciństwie, a to wynikało z najbliższych relacji. Kluczowe – nie oszukujmy się – są relacje z rodzicami. Chyba, że ktoś nie ma rodziców, to wtedy są jakieś inne osoby, które pełnią rolę tych rodziców. Albo może ci rodzice są zbyt daleko i ktoś inny jest tym jakby rodzicem. Ale kluczowe są te najważniejsze postaci dorosłe w życiu dziecka, czyli przede wszystkim rodzice. Nawet jeśli rodzic jest nieobecny, fizycznie czy mentalnie, to i tak spełnia jakąś rolę. Ponieważ my, jako dzieci, najczęściej sami sobie wyjaśniamy to, czego nie rozumiemy. Więc jeżeli nie rozumiem, dlaczego ten rodzic mnie ignoruje, odszedł nagle, przestał na przykład mnie odwiedzać, nigdy nie ma dla mnie czasu, to sama sobie to wyjaśnię, ale wyjaśnię sobie to w naiwny i dziecięcy sposób, a mianowicie szukając przyczyn w sobie. Czyli, że to ze mną jest coś nie w porządku, jestem zbyt mało ważna, niewartościowa i niewystarczająca.
Zobaczcie, że Róża wywodzi się z takiej klasycznej, patriarchalnej rodziny, gdzie ojciec pracował, był nieobecny, był właściwie uznany (nieświadomie) przez większość rodziny, za tego silnego, za tego ważnego i tego zorganizowanego. Natomiast matka to kobieta, która siedzi w domu, w cudzysłowie, czyli ogarnia dom i dzieci/dziecko, nie realizuje siebie w żaden sposób, zagrzebała swoje marzenia z przeszłości, żyje właściwie w rezultacie wbrew sobie, wykonując jednocześnie cholernie ciężką pracę, bo opieka nad dziećmi i ogarnianie domu to są dwa etaty. I to jest paradoksalnie często o wiele trudniejsze niż praca zarobkowa, w której odnosimy sukcesy i za którą jeszcze dostajemy pieniądze. Bo w tym ogarnianiu domu nikt nie daje motywacji. Nikt tego najczęściej w ogóle nie docenia. Zatem ta matka czuje się niedoceniona i nieważna, więc w sumie trudno, żeby pokazała Róży, jak czuć się ważną i wartościową kobietą, jak czuć się silną i pewną siebie. Jednocześnie matka Róży, skoro poświęca się dzieciom, to próbuje jakoś w życiu tych dzieci uczestniczyć, ale ona to robi w taki bardziej agresywny sposób. Nie z empatią i czułością. Wydaje jej się, że dba o ich bezpieczeństwo, a tak naprawdę próbuje im w twardy sposób coś narzucać, o coś wypytywać, czegoś się dowiadywać i właściwie to sama decyduje o tym, co jest ważne, jednocześnie nie pytając dziecka o to „z czym się zmagasz, w czym mogę Cię wesprzeć, jaki masz problem?”.
Nie wiem, czy dobrze wyjaśniłam tę różnicę. Można do czyichś problemów podejść z empatią i chcieć wesprzeć tę osobę, po prostu pytać i próbować się dowiedzieć, „co mogę dla Ciebie zrobić? Jak mogę Ci pomóc? Co jest dla Ciebie trudne? Z czym sobie nie radzisz?”. A przede wszystkim „jak się czujesz?”. „Czy chciałabyś, żebym Ci jakoś pomogła? Czy może chciałabyś, żebym Cię przytuliła teraz?”. To jest takie podejście z empatią, zorientowane na tej osobie, która ma te problemy i potrzebuje wsparcia. Ale zobaczcie, że możemy również chcieć kogoś wesprzeć, ale nie mieć do tego żadnych narzędzi. I jeszcze słabo wykształconą empatię z powodu słabego wglądu w siebie. Więc tak w sumie po omacku dążymy do tej pomocy. Do takiej pomocy, którą może wzięliśmy z jakiejś literatury, gdzie bohaterowie zabijali się, żeby kogoś tam uratować, czyli robili spektakularne rzeczy. Co ma się właściwie nijak do empatii. Bez narzędzi trudno jest kogoś wesprzeć. Bez narzędzi w postaci właśnie tejże empatii, takiej gotowości i chęci zrozumienia drugiej osoby. I wtedy osoby, które chcą pomóc, ale bez empatii, próbują narzucać jakieś sposoby temu potrzebującemu. „Zrób to! Zrób tamto! Mam dla Ciebie rozwiązanie, masz mnie posłuchać”. Jeszcze czasami sobie pozwalają grozić. Jakiś szantaż wprowadzają, że „jak nie zrobisz tego, to ja nie zrobię Ci tamtego. Jak tego nie zrobisz, to ja Cię odrzucę, obrażę się. Jak nie skończysz z nim tej znajomości, to nie będziesz już moją córką. Uważam, że potrzebujesz mieć w domu więcej jedzenia, więc weź te słoiki i nie przyjmuję odmowy. Jeśli ich nie weźmiesz, to nie będę się do Ciebie odzywała”. I zobaczcie, że to jest niby pomaganie, ale właściwie ma się nijak do pomagania. To jest bardziej takie narzucanie, wciskanie komuś tego, co żeśmy sami wymyślili, w imię pomocy, oficjalnie, ale tak naprawdę to często jeszcze pogarsza sytuację i szkodzi.
Jeśli Róża doświadczyła takiej bliskości, a w jej przekonaniu -pewnie w dużej mierze nieuświadomionym – bliskość polega na tym, że ktoś wpiernicza się w nasze sprawy, nie pyta o nic, wpiernicza się z gotową receptą i rozwiązaniami i jeszcze zmusza nas do zastosowania tych rozwiązań. W przekonaniu Róży bliskość polega też na tym, że ktoś wymaga, oczekuje, jednocześnie nie przyzwalając nam na tak samo ważne oczekiwania. Czyli oczekiwania tego rodzica są ważniejsze, a oczekiwania i potrzeby dziecka nie są istotne. Potrzeby dziecka są tylko fanaberią, a oczekiwania rodzica są czymś ważnym, czymś, co należy respektować. Oczekiwania rodzica nie przyjmują odmowy. Tu nie ma szans na odmowę. Nie akceptuje odmowy. I wiecie, jak tu wejść w bliską relację z optymizmem, jeżeli wyobrażamy sobie, że drugi człowiek coś będzie od nas chciał i jak tylko mu odmówimy, to wszystko się skończy i będziemy się znowu tak okropnie czuć, jak wtedy w dzieciństwie, jako to samotne dziecko.
Sytuacje z dzieciństwa zostają z nami na zawsze
A zatem, jeżeli Róża chciałaby już przestać być tą Różą, czyli stać się może taką prawdziwszą wersją siebie, a nie tą wystraszoną i wchodzącą w niekonstruktywne relacje, to jej zadaniem jest wtedy wrócić do przeszłości. Być może nie będzie w stanie tego zrobić sama. Być może będzie potrzebowała pomocy i terapii, ale na pewno jest to możliwe. Tak naprawdę najwięcej niekorzystnych konsekwencji z tej przeszłości dla Róży wynika z tej przyczyny, że ona jest tego w ogóle nieświadoma, co tam się działo i co z czego wynika. Ona nie rozumie związku między przeszłością a teraźniejszością. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ona nie widzi, że to jej wewnętrzne dziecko siedzi tam w środku i płacze, bo chce być przytulone, chce mieć wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Ona nie widzi, że jej samej z przeszłości jakby trzeba pomóc, bo ona nadal jest tą samą sobą, więc nieuleczone rany w przeszłości powodują, że my w teraźniejszości nie możemy dobrze funkcjonować. My nie będziemy zdrowi, tylko będziemy musieli jakoś to nadrabiać. Zobaczcie, to tak jakbyśmy mieli złamaną nogę w dzieciństwie i nikt nam nie pomógł z tą nogą. Może jakoś to się pozrasta, ale będziemy utykać i powiedzmy, że będziemy sobie dobrze radzić, bo możemy chodzić, może nawet i czasami skakać, ale utykając. Bo będziemy musieli jakoś sami nadrobić, jakoś zastosować kompensację, żeby sobie poradzić z tym przeszłym urazem.
Identycznie jest w przypadku traum tych psychologicznych. Jeżeli sobie z nimi nie poradzimy i ich nie przepracujemy, to będziemy musieli sobie to w dorosłości kompensować. Nie będziemy normalnie funkcjonowali, w zgodzie ze sobą, jacy naturalnie jesteśmy i ze swoimi potrzebami, tylko będziemy funkcjonowali w zgodzie z tym, czego żeśmy później jako dzieciaki doświadczyli. Później w stosunku do niemowlęctwa, powiedzmy, kiedy jeszcze jesteśmy naturalni, bo nie mamy żadnych przekonań. Czyli będziemy funkcjonować w zgodzie z tym, czego żeśmy doświadczyli, co zostało nam narzucone, co zostało przez nas w ciągu życia nabyte. I jeżeli są to niekorzystne rzeczy, nie wpływające dobrze na funkcjonowanie w bliskich relacjach, to my jakoś sobie będziemy musieli kompensować, udawać, że wszystko jest okej. Tak jak z tą złamaną nogą, źle zrośniętą. Możemy udawać, że jest okej, ale okej nie będzie, póki ta noga nie zostanie na serio naprawiona.
I pamiętajcie też, że te krzywdy, które doznaliśmy jako dzieci, to nie musi być nic spektakularnego. To po prostu są najczęściej sytuacje, których żeśmy nie rozumieli, które się powtarzały w naszym życiu, a których nikt nam nie wyjaśnił i musieliśmy je sobie wyjaśnić sami. I tego może być mnóstwo, bo może to być porównywanie z innymi dziećmi. Może to być niedocenianie dobrych ocen szkolnych, a wyolbrzymianie tych gorszych. Może to być brak czasu ze strony rodzica. Może to być nawet chwalenie „Ty jesteś taka odpowiedzialna” i w rezultacie obarczanie dziecka odpowiedzialnością nieadekwatną do jego wieku i poczucia komfortu albo poczucia bezpieczeństwa. Te krzywdy, których doznaliśmy, to wcale nie musi być przemoc, bo my sobie zazwyczaj tak to wyobrażamy, że jest to przemoc, jakiś alkoholizm w rodzinie, porzucenie przez rodzica, może molestowanie seksualne, gwałt. To już jest oczywiste, prawda? Jeżeli doświadczamy czegoś spektakularnego, to nie mamy wątpliwości, że zostaliśmy skrzywdzeni. Ale często jest tak, że to się dzieje w taki trochę niewidzialny sposób, bo niby wszystko jest okej. Zobaczcie, nawet ta matka Róży, która niby wspiera, a tak naprawdę to narzuca różne rzeczy, jednocześnie nie dopytując dziecka „jak się czujesz i czy to jest właśnie to, czego potrzebowałaś? Czy teraz czujesz się lepiej, czy może czujesz się gorzej po tym, jak Ci pomogłam?”. Ona raczej jest skłonna narzucać, że teraz już masz się czuć lepiej, teraz wszystko jest przecież okej.
Może podam Wam przykład. W życiu wielu ludzi zdarzało się tak, że doświadczali jakiejś krzywdy ze strony innych dzieci. Powiedzmy, że ktoś tam im coś zabrał, jakoś nazwał, dokuczał. Potem te dzieci, którym dokuczano, mówią o tym w domu swojemu rodzicowi i ten rodzic za bardzo nawet nie rozmawia z dzieckiem, tylko idzie i robi awanturę w szkole, obrażając jednocześnie tamto drugie dziecko, to dokuczające, może obrażając nawet jego rodziców. Czyli robi taki odwet. Być może dla niektórych dzieci to będzie okej, ale reagowanie na poziomie tego dokuczającego dziecka, gdy się jest dorosłym, wcale nie wnosi nic dobrego. Tak naprawdę to może jeszcze zwiększyć traumę z tym związaną. Bo to pokazuje, że się wydarzyło coś strasznego. Jeżeli ten rodzic potrzebował zrobić aferę na całą szkołę, to znaczy, że to dokuczanie było czymś strasznym, czymś, z czym nie da się nic zrobić, oprócz afery na całą szkołę. Oczywiście być może czasem afera na całą szkołę jest jedynym możliwym rozwiązaniem, bo nic innego nie skutkuje, ale zaczynanie od tego, to jest taki jakby przeskok ponad mnóstwem innych możliwości, które można by zastosować.
Myślę, że warto spróbować najpierw pokojowo rozwiązywać problemy i jeżeli rodzic tego nie pokaże dziecku, to ono może potem się bać mówić o swoich problemach, ponieważ ten rodzic znowu mógłby iść do szkoły i zrobić aferę. Odpowiedź awanturą na awanturę niekoniecznie musi dać poczucie bezpieczeństwa, bo to jest takie ciągłe, permanentne trwanie w stanie walki, jakiejś wojny. Jeżeli on mi dokuczał, on toczy walkę, to teraz pokażę, że jestem silniejsza i cały czas będę w gotowości, uzbrojona i będę pokazywała, że jestem w stanie jeszcze bardziej toczyć walkę i go zwalczać. Oczywiście, jak sobie odpuszczę, to jest zagrożenie takie, że ten dokuczający znowu zacznie dokuczać, prawda? I chodzi mi tutaj o to, że ten rodzic, który robi aferę na całą szkołę, często nie pyta dziecka, czy to jest właśnie to, czego potrzebujesz i jak ty się z tym czujesz. O, może bardziej właśnie tak: „jak się z tym czujesz?”. Nie wyjaśnia mu też, dlaczego takie rozwiązanie było konieczne i nie można było zastosować innych rozwiązań. Nie wyjaśnia mu, jakie inne rozwiązania są możliwe. Oczywiście wiadomo, że dziecko często może nie mieć za bardzo wglądu w siebie, w swoje emocje i w ich przyczyny, ale to nie oznacza, że nie należy z nim rozmawiać.
Wsłuchuj się w swoje wewnętrzne dziecko
Wiecie, tak naprawdę mówię tutaj o tym, ponieważ chciałam powiedzieć, że można pomagać z empatią albo agresywnie narzucać pomoc. Jeśli bliskość kojarzy się nam właśnie z tą agresywną „pomocą”, to naprawdę możemy czuć ogromną niechęć przed bliskością, a jednocześnie samotność, ponieważ potrzebujemy bliskości, ale nie tej agresywnej, tylko tej empatycznej. A Róża tego nie wie. Dla niej bliskość empatyczna czy agresywna nie mają różnicy między sobą i jej się wydaje, że ona cały czas dąży do jakiejś bliskości i że ta bliskość jest czymś, czego chce, a jednocześnie czymś, czego się bardzo boi i bardzo nie chce. I tak jak już wspominałam, problem polega na tym, że Róża jest nieświadoma tego. Nie ponazywała, co się wydarzyło i jakie to przyniosło skutki w jej dorosłym życiu.
Życzę Wam zatem z okazji Dnia Dziecka jak największej świadomości tego, czego Wasze wewnętrzne dziecko potrzebuje. I również możliwości dania mu tego. A czego potrzebuje wewnętrzne dziecko Róży? Przyzwolenia na to, żeby nie tworzyć bliskości z ludźmi, którzy próbują agresywnie cokolwiek narzucać, a w zamian za to przyzwolenia na to, by tworzyć bliskość jedynie z takimi osobami, które będą w stanie empatycznie podejść do jej potrzeb. Czyli na przykład Albert. A ponieważ Róża nie jest świadoma jaka jest różnica między agresywnym usiłowaniem pomocy a empatyczną pomocą, to jej się wydaje, że Albert prędzej czy później też będzie taki agresywny.
Dla niej bliskość to jedno i to samo, tak jak już mówiłam wcześniej. Jakakolwiek bliskość. I w rezultacie Róża boi się Alberta.
Chcąc zatem konstruktywnie zbudować dorosłe relacje, musimy po pierwsze dokładnie nazwać i uświadomić sobie, co nie grało w tych naszych relacjach w dzieciństwie, czego nam brakowało, gdy byliśmy dziećmi i już jako dorośli stworzyć relacje z ludźmi, których sami wybraliśmy na zupełnie innych zasadach niż te dziecięce. A do tego trzeba wglądu, świadomości, pracy nad sobą, poszukiwania, bo nie tak łatwo jest odkręcić coś, w co wierzymy jednak przez większość naszego życia. Innymi słowy, można powiedzieć, że jest to praca nad naszymi przekonaniami dotyczącymi bliskich relacji, ale też nas samych. Praca nad przekonaniami.
Do tego tematu na pewno będę jeszcze wracać, bo jest to bardzo ważne. I jeszcze Wam w przyszłych odcinkach trochę więcej powyjaśniam, o co chodzi z tą pracą nad przekonaniami, czyli nad tym, w co uwierzyło nasze wewnętrzne dziecko i nadal wierzy.
Dziękuję za przeczytanie tego odcinka. Jeśli masz ochotę na więcej moich treści, to zajrzyj sobie na stronę pokojwglowie.pl, gdzie znajdziesz linki do mediów społecznościowych oraz transkrypcje wszystkich odcinków podcastu. Jest tam też sklep z pamiątkami, gdzie możesz nabyć pamiątki związane z treścią niniejszego podcastu.